Nastał wieczór i chcąc nie chcąc, zmusił się, by powędrować do matki. Widząc jej niebieskie futro, usiadł obok, wbijając wzrok w łapy. Było zimno i nie chciało mu się tu siedzieć, by modlić się do gwiazdek. Minął, gdy tu szedł Szyszkową Łapę, przez co przypomniał mu się ten moment, gdy Echo wyprawiła im randkę. Kocur nadal miał nadzieję, ale stanowczo się temu przeciwstawiał. Powoli zaczęło go to męczyć. Czuł się taki wypruty z sił... Trzeba było znaleźć mu jakąś dziewczynę, to może się odwali na zawsze. Na to liczył.
Wiedział, że nie powinien, w końcu wojowniczka nie lubiła słabości, ale mróz był koszmarny, przez co wtulił się w jej futro, burcząc pod nosem.
— Możemy szybko? Zimno.
Tulipanowy Płatek z bladym uśmiechem położyła głowę na jego łbie, strzepnięciem ucha ignorując jego niezadowolone pomruki.
— Możemy, jednak wiesz, że to ważne, prawda? — miauknęła.
— Ta... Bardzo ważne — mruknął niechętnie. Nie chciał się modlić. Czuł się jakby był tu za karę. Jednak ciepło mamy było przyjemne. Ochraniało minimalnie przed mroźnym wiatrem, który w nocy tylko się bardziej oziębił.
— Miejmy to już z głowy... — westchnął, unosząc wzrok w bezchmurne niebo. Ugh... Gwiazdy były dobrze widoczne i migały do nich oczekująco, czekając na jego wstyd. Oby nikt nie usłyszał, że to robił, bo jakoś nie widział, by kto inny się modlił w klanie prócz jego matki, no i może jej psiapsi.
— Powtarzaj za mną — poleciła, by podnieść łeb i spojrzeć w lśniące niebo. — Potężny Klanie Gwiazdy, prosimy, byś obdarzył nas swoją łaską i prowadził bezpiecznymi ścieżkami, chroniąc nas przed nieszczęściem i żalem.
Co za okropieństwo. Wziął głębszy oddech, obserwując jak para opuszcza jego pysk, po czym wlepił ślepia w ciemne, rozgwieżdżone niebo, powtarzając po kotce.
— Potężny... — Skrzywił się na do zdegustowany. — Klanie Gwiazdy... — Jaka masakra, czemu go to spotkało? — Prosimy byś obdarzył nas swoją łaską i prowadził bezpiecznymi ścieżkami... Chroniąc nas przed nieszczęściem i żalem... — wydukał wymuszenie.
To była tylko strata czasu. Mógłby spożytkować go na coś innego, ale matka wariatka nie chciała tego oczywiście zrozumieć.
— Pozwól nam rozwiać nasze niepewności, dopomóż w rozwiązaniu problemów i daj nadzieję na nowe, lepsze zmiany — kontynuowała, mając chyba nadzieję, że rzeczywiście zostanie wysłuchana.
Pff... Jasne. Niech się nie zdziwi. Czemu jeszcze nie ogarnęła, że te jej duszki to wymysł? Modliła się kilka razy dziennie i jakoś nic się nie spełniało. Go by to zastanawiało.
— Pozwól nam rozwiać nasze niepewności, dopomóż w rozwiązywaniu problemów i daj nadzieję na nowe, lepsze zmiany — ziewnął, bo wiało nudą jak nie wiem. Obserwował przez ten czas, jak z pyska unosi mu się para, która była znacznie interesująca od gwiazdek na niebie.
Niebieska zamknęła ślepia, by oddać się na chwilę ciszy ku czci Klanu Gwiazdy, a gdy je otworzyła, ujrzała jedną, spadającą gwiazdę. Szturchnęła zaraz syna i wskazała na nią, z uśmiechem na pysku.
— Patrz! Pomyśl życzenie, a się spełni — zamruczała.
Spojrzał w niebo, dostrzegając jeszcze jak ogon gwiazdy znika. Jakie życzenie? Przecież to nie było nic magicznego. Chociaż musiał przyznać, że widział coś takiego pierwszy raz w życiu. Ale i tak uważał, że to nie była sprawka żadnych umarlaków.
Westchnął cierpiętniczo. Nie wierzył, żeby to było mu do czegoś potrzebne. Wątpił czy jego życzenie by się spełniło. Nie istniało przecież nic nadprzyrodzonego.
— Wątpię, by się spełniło — burknął pod nosem, zamykając oczy i wyobrażając sobie coś czego od zawsze pragnął, a czego nie mógł zaznać. Coś co sprawiłoby, że budziłby się radosny, a to uczucie nigdy by nie zniknęło...
Kocica polizała marudnego kocura po łebku.
— Na pewno się spełni, jak będziesz wystarczająco mocno w to wierzył — zamruczała z uśmiechem. — Chcesz powiedzieć mamie, czego sobie zażyczyłeś?
Położył ciasno po sobie uszy, speszony.
— Um... Ja... Ugh... To głupie — Spuścił łeb, garbiąc się i czując jak płonie mu skóra pod sierścią.
Przecież jak jej powie to go wyśmieje! — A ty? Jakie miałaś? — zmienił taktycznie temat.
Pokręciła głową z delikatnym uśmiechem. Spojrzała z powrotem w niebo, przyglądając się gwiazdom.
— Żeby twoje się spełniło — miauknęła, ukrywając fakt, że zażyczyła sobie, żeby jej syn nareszcie wydoroślał i się ogarnął.
Spojrzał na nią zaskoczony. Nie tego się spodziewał. Matka z każdym dniem zaskakiwała go coraz bardziej.
— To... — chrząknął. — To i tak się nie stanie, bo gwiazdki nie spełniają życzeń, ale dzięki za wsparcie. — Zatuptał łapami, przylepiając się bardziej do futra kotki. Był potworny ziąb. Już mu nos odmarzał.
— Jeszcze się zdziwisz, synku — zamruczała cicho, po czym ostatni raz polizała go po głowie. — Idź już. Odpocznij przed jutrzejszym treningiem. Nie chcę, żebyś się przeziębił — powiedziała spokojnie, widząc, jak przeskakuje z łapy na łapę.
Skinął łbem, po czym szybko umknął do legowiska uczniów. Ucieszył go powiew ciepła, który tam go przywitał. Położył się na swoim posłaniu, chowając nos pomiędzy łapy. W głowie roiło się mu od wielu myśli. Jedno jednak sprawiało, że czuł coś, co sądził, że dawno utracił. Może jednak te całe spotkania z mamą nie będą złe?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz