*stare tereny*
Jeżyk leżała przy ich kryjówce. Żołądek ją ściskał z głodu. Matka nie dawała już im mleka. Nadeszła ta słynna Pora Nowych Liści. Powinno być cieplej i co ważniejsze – więcej zwierzyny winno hasać po różnych zakątkach. Zamiast tego nieomal nic się nie zmieniło. Głód zaglądał im w oczy, koty schudły, a szczególnie Bylica. Niebieska wyglądała niczym szkielet. Jej spojrzenie często było bardziej zmęczone lub też dzikie gdy wychodziła w poszukiwaniu jedzenia, albo z takich poszukiwań wracała. Krokus mniej przegadywała się z Sójką, uwaga zwracana na potomstwo zmalała jeszcze przy głodzie. Bura usilnie starała się coś upolować dla rodziny, przez co znikała na bardzo długi czas. Jeżyk chciałaby się z tego móc cieszyć pełną piersią, jednak zamiast tego liczyła na choćby skrawek mięsa, kilka kuleczek karmy pieszczochów, czy też plasterka kiełbasy od dobrotliwego Wyprostowanego.Zmęczona skuliła się, czując soki trawienne podchodzące do gardła.
Widząc młodsze od siebie kocię pieszczocha, syknęła na nie groźnie. To nastroszyło swe futro na kręgosłupie i skuliło. Ona za to podniosła się z ziemi, mierząc je morderczym wzrokiem i odsłaniając kły.
- Spadaj, intruzie! – warknęła.
- P-p-p-przeprasz-przepraszam… - pisnął szary pręgowany cętkowanie kocurek, kuląc się. Złota plakietka na czerwonej obroży połyskiwała na jego szyi, podkreślając jego pochodzenie.
Wydała z siebie gardłowy charkot, rzucając się na kociaka. Ten piszczał i szamotał się, próbując uciec. Drapała go zaciekle. Była znacznie większa od kocurka, nie tylko ze względu na wiek. Była ponadprzeciętnie duża.
- Pr-pro-proszę! Zo-zostaw m-mnie! J-j-ja ni-nie chc-chcę! – pupilek dwunogów wbił w nią spojrzenie przerażonych, pomarańczowych ślipi. Kolejny skurcz żołądka nieomal sprawił, że zwymiotowała. Nastroszył bardziej swe futerko. Musiała coś zjeść. Chęć przetrwania przyćmiewała jej umysł.
- DAJ JEDZENIE! – wrzasnęła.
- D-d-dobrze! N-n-n-na gan-ganku ma-mam miskę! B-b-b-błagam n-ni-nic mi n-nie rób! – zakwilił pieszczoch.
Obróciła głowę. Pojemnik na jedzenie faktycznie tam stał.
- To z głodu. – miauknęła tylko na swoje usprawiedliwienie do wbijającego w nią spojrzenie kocura, schodząc z niego, po czym natychmiast biegnąc do miski. Za nią pobiegła Sroka, widząc upragnione jedzenie, którego tak potrzebowały.
Czy była potworem takim jak matka, bo zaatakowała tego pieszczoszka? Nie wiedziała.
Wiedziała tylko, że głód zamroczył jej wszelkie myślenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz