*dawno temu, kiedy Jeżyk była małym kociakiem*
Kotka ugniatała łapkami podłoże, siedząc w kącie ciemnego wnętrza we wnętrzu starego mebla.Matka siedziała z boku, przyciskając pazurami kark Sójki, sycząc na prychającą młodą, jakim zawodem jest.
Tymczasem czekoladowa skulona dalej ugniatała i ugniatała, patrząc na to szeroko otwartymi oczami. Fakt, Sójka czasem była nieznośna…
ale to matka była potworem.
- Jeszcze raz podczas wizyty naplujesz na babcię, to skończysz bez ucha. – zakończyła tyradę bura, schodząc z liliowej. – teraz idę na trening Wypłosza. Macie być grzeczni, zrozumiano?
Ogon Szczekuszki drgnął, ale ta natychmiast kiwnęła głową.
Roztrzęsiona Jeż patrzyła, jak cętkowana podchodzi bliżej wyjścia. Niespodziewanie matka odwróciła się, wbijając wzrok w nastroszoną kulkę. Ta mimowolnie cicho pisnęła, kuląc się bardziej i z szeroko rozwartymi oczami patrząc na kotkę.
- Nie kul się tak Skrzyp. Wyglądasz żałośnie – warknęła miodowooka, prześwidrowując ją swym spojrzeniem.
Na to z oczu zestresowanej kotki poleciały łzy. Nie mogła się powstrzymać. Opanować paniki i strachu. A wiedziała, co matka zrobi, widząc jej zachowanie. Zaraz oberwie, zaraz oberwie…
- Powiedziałam coś. – warknęła Krokus, podchodząc do córki, i dając jej mocne uderzenie w pysk z częściowo wysuniętymi pazurami. Kocię uderzyło głucho o podłoże z jękiem i kwikiem.
- Baczność. – usłyszała ostry głos matki – zaprezentuj sobą więcej, niż kupkę włosia i strachu, Jesteś moją córką, wnuczką wielkiej Bylicy. Nie okazuj… takiej słabości. Nie po to przyszłaś na ten świat. – zasyczała ostro. Wszystko ją bolało. Mięśnie piekły, ból rozchodził się od potężnego uderzenia. Kotka dźwignęła się ostatkiem sił na łapy, by usiąść przed matką. Wyprostowała się, a ostatnie łzy ściekły po jej policzkach, pogłębiając mokre ślady na nich. Kotka uniosła brodę. Nastoszony ogon latał na boki. Wiedziała, że nie miała szans z wściekłą miodowooką. Wiedziała, czego ta oczekiwała. Wiedziała, co się działo, prędzej czy później, po złym zachowaniu wyłapanym przez matkę, kiedy nikt inny z rodziny nie patrzył.
- Ugh…rozczarowujące…ale zdane – rzekła starsza, po czym zniknęła w wyjściu.
Słyszała jeszcze chrupnięcia śniegu, na który zeskoczyła Krokus. Siedziała dalej w wyprostowanej pozycji, ciężko oddychając. Łzy ponownie zaczęły ciec po policzkach, a kotka zapłakała, opadając na podłoże z lamentem.
Jak ona strasznie nienawidziła Krokus…
Jej odejście, choćby chwilowe, było niczym zbawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz