Rany się zagoiły, lecz pamięć o bólu jaki przeżyła, dalej w niej pozostawał. Nie wiedziała kiedy zniknie, kiedy zapomni o tej całej sytuacji. Wracając do obozu zauważyła bawiące się kociaki. Musiała przyznać, że było coś w tych maleństwach uroczego. Chociaż sama ledwo co wyrosła, dalej pamiętała swoje dzieciństwo i te harce. Nie miała jeszcze okazji poznać młodych Gawroniej Łapy i dawnego ucznia Mrocznej Gwiazdy, więc postanowiła podejść i dać buraskowi jakieś rady odnośnie jego pozycji łowieckiej. Dobrze, że kocię starało się już to ćwiczyć, ale powinno utrwalać dobre nawyki.
— J-ja przepraszam! To nigdy więcej się nie powtórzy, obiecuję! Po prostu… Ćwiczyliśmy przed atakiem Klanu Nocy, właśnie tak! Nie będziemy bezczynnie siedzieć w kociarni, gdy te wronie strawy nas zaatakują. Mama zawsze powtarza, że najważniejsze jest dobro klanu, dlatego przygotowujemy się do obrony przez calutki dzień, prawda, Płomień? Płomień? — spanikowany kocurek rozejrzał się wokół siebie, lecz po siostrze nie było widać ani śladu.
Również się rozejrzała, widząc jak szylkretowa kita umyka do żłobka, wyglądając zaraz z zaciekawieniem łbem, pewnie zastanawiając się jak skończy jej brat. Aż taka była straszna? Najwidoczniej tak, bo burasek skierował rozszerzone ze strachu ślepia w jej stronę i głośno przełknął ślinę, co nie uszło jej uwadze.
— Nie musisz mnie przepraszać. — zaczęła łagodnie, lekko się uśmiechając. — To dobrze, że trenujecie i chcecie zostać silnymi wojownikami. Nasz lider na pewno to doceni. Ja też w twoim wieku nie lubiłam siedzieć w żłobku. Ciągnęło mnie ku przygodą.
— N-naprawdę? — zapytał, chociaż dalej obserwował ją uważnie, jakby ta zaraz miała wziąć go za skórę na karku i skarcić.
— Tak. Nudno się siedzi w jednym miejscu. Nim ty i twoje rodzeństwo się urodziliście, nasz klan mieszkał całkowicie gdzie indziej. Był to również las, lecz bardziej górzysty. Strumień spływał ze wzniesień, a igliwie pachniało inaczej niż tu. — podjęła opowieść. — Musieliśmy jednak wyruszyć ku nieznanemu, ponieważ nasz dom został przeklęty. Zwierzyna zniknęła i wielu głodowało. Nasza podróż trwała bardzo długo. Widziałam tyle cudownych rzeczy. Cieszę się, że spotkało to mnie w takim momencie. Dlatego też nie bój się odkrywać świata. To żaden wstyd, by wyjść poza żłobek i nieco poszaleć — dodała, przypominając sobie, że przecież nie znała imienia kociaka. — Jak się nazywasz?
— Dreszcz — przedstawił się, chyba powoli rozumiejąc, że nie stanowiła dla niego zagrożenia.
— Ja jestem Bielicze Pióro. To co? Chciałbyś może pójść ze mną po twoją siostrę i razem się w coś pobawimy? Pokaże wam jak robić prawidłowo pozycję łowiecką. Na pewno zaimponujecie tym swojej mamie. — zaproponowała, chcąc by kociaki czuły się przy niej swobodnie.
<Dreszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz