*Dawno temu*
— Dzisiaj pierwsza lekcja polowania! — odpowiedział radośnie, natychmiast zarażając się pozytywnym nastrojem.
***
— Dobra robota — zamruczał, gdy wracali do obozu.
Miodunce nie udało się niczego upolować, ale to całkowicie normalne za pierwszym razem. Za to pozycję łowiecką miała wzorowo opanowaną po paru poprawkach. Wystarczy, że nabierze trochę wprawy oraz wyczucia czasu i nim się obejrzy, przyniesie zdobycz do obozu z dumnie uniesioną głową.
Posiadanie ucznia było cudowne! Czuł, że ma znaczenie, a w dodatku był bardziej przydatny dla klanu. Treningi z kolei były samą przyjemnością, gdyż szylkretka skupiała się na tym, co mówił i wyraźnie zależało jej na szkoleniu. On lubił opowiadać, a ona uczyć. Był przekonany, że będą świetnie się dogadywać.
***
Ostatnio Świt fuknęła na niego, że powinien ogarnąć swoją uczennicę, gdyż jest „niewychowana, bezczelna, sadystyczna i brak jej jakiegokolwiek szacunku”. Nie spodziewał się takich skarg, a już w szczególności był zaskoczony, gdy usłyszał, że córka Plusk podobno posuwała się do agresji słownej, jak i fizycznej. Musi porozmawiać z nią przy najbliższej okazji, żeby to wyjaśnić.
Nie dało się również nie zauważyć, ile czasu szylkretka zaczęła spędzać z Nikim. Widok ich dwójki śpiącej razem na wielkim posłaniu wprawiał go trochę w zakłopotanie. Wydawało mu się to trochę dziwne, nie było za wcześnie na związek w takim wieku? Jednak w zasadzie, kim on był, żeby to oceniać? Jeśli uszczęśliwia to obojga, to chyba nie było żadnych przeciwwskazań.
*Ranek po wojnie*
Pogadanka o agresji swojej uczennicy była ostatnią rzeczą, o jakiej myślał przez wcześniejsze parę dni, więc skończyło się na tym, że w ogóle nie poruszył z nią tego tematu. Teraz wcale nie było lepiej. Czuł się tylko gorzej i marzył, żeby coś go stąd zabrało. Cokolwiek. Nie miałby nic przeciwko, gdyby wyrosła na nim trawa, a on stałby się niezdolną do myślenia, deptaną przez każdego ziemią. Już i tak był martwy, czemu zatem organizm wciąż trzymał go przy życiu?
Dzisiaj musiał iść na trening z Miodunką, ale odpuścił sobie tamtą rozmowę. Nie miał ani na to siły, ani ochoty. Ledwo co udało mu się wygramolić z własnego legowiska.
Przywołał do siebie ogonem kotkę, nie witając się nią, jak zazwyczaj. Milcząc, ruszył przed siebie. Lodowaty wiatr nieprzyjemnie targał mu futro, wychładzając skórę pod nim.
— Czy wszystko w porządku? — zapytała po chwili szylkretka, jakby jego humor nie był oczywisty.
— Nie.
— Czy to przez śmierć Janowca i wojnę? — Zrównała się z nim.
— Przez co innego miałoby być? — zasyczał. Musiała specjalnie mu o tym przypominać?
Córka Plusk skrzywiła się mocno, rzucając mu niezadowolone spojrzenie.
— Chciałam tylko pomóc… — mruknęła, na co Agrest cały się zjeżył. Kuklik powiedział to samo wczoraj.
— Nie próbuj więcej — wycedził, zaraz omal nie zachłystając się poczuciem winy. Przyspieszył kroku, żeby nie musieć obserwować jej reakcji.
Na szczęście Miodunka przestała się do niego odzywać i pierwszą osobą, która przerwała ciszę, był on sam, kiedy dotarli na miejsce.
— Ćwiczymy lawirowanie po ogrodzeniu — oznajmił, głosem pozbawionym entuzjazmu. Wspiął na ogrodzenie i wbił w nie pełen urazy wzrok. — Nigdy tego nie lubiłem — wyznał, po czym zaprezentował, jak powinno się poruszać po siatce. — W zasadzie to głównie kwestia wprawy oraz utrzymania równowagi. Nie licz, że się nie poobijasz, beznadziejnie się po tym chodzi.
Zeskoczył na dół, czując, jak jego łapę przeszywa nagły ból. Pisnął i spojrzał na swoją opuszkę. Przebujał ją cierń, otoczony czerwonym pierścieniem.
Kotka zerknęła na niego pytająco, a on skinął głową na ogrodzenie, dając znak, że nadeszła jej kolej. To tylko kolec – wizyta u medyczki może poczekać.
— Na początku idź wolno — poinstruował, gdy szylkretka próbowała swoich sił.
Czas mijał, a ona wciąż męczyła się z tym ćwiczeniem. A to przechyliła się za bardzo w jedną stronę, a to jej noga znowu zdrętwiała, a to mięśnie zadrżały. Chłód dmuchał czekoladowemu w twarz, podczas gdy obserwował to wszystko, stając się coraz bardziej poirytowany. Łapy zamarzały mu z zimna, pulsujący ból przypominał o świeżej ranie. Nie pomagał fakt, że uczennica co chwilę komentowała swoje ruchy, przez co miał ochotę wyrwać sobie uszy.
— To faktycznie bez sensu! Po co my się w ogóle tego uczymy? Do czego ma się to nam przydać? — prychnęła, gdy ponownie upadła na ziemię.
— Może nie bylibyśmy skazani na siedzenie tutaj, gdybyś wreszcie umiała się przymknąć i skupiła się na tym, co robisz — warknął ostro, nie potrafiąc dłużej panować nad swoimi emocjami.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz