Koty chłodziły się w jeziorze. Namiastka spokoju i poczucia bezpieczeństwa wkradła się w serca Nocniaków. Wojownicy, jak i uczniowie pryskali się w wodzie. Sumi Plusk moczył łapy, spoglądając na chlapiących się Bażanta, Spopielony Świt, Kwitnącą Stokrotkę i Ptasi Jazgot. W oddali siedział Słonecznikowy Poranek mierząc wszystkich chłodnym spojrzeniem.
Mopkowa Łapa uderzył o grzbiet lidera.
— Uważaj jak siedzisz. — mruknął uczeń, lustrując vana spojrzeniem.
Niezapominajek spojrzał zaskoczony na złotego. To młody powinien przeprosić, a nie on.
— Mopek! — krzyknęła jego matka, wyskakując z wody. — Wybacz, Niezapominajkowa Gwiazdo. Mopkowi przez upał już mózg siada. — syknęła na syna.
Uczeń położył uszy, prychając na matkę.
— Odezwała się zdrajczyni! — wrzasnął, odchodząc od nich.
Ptasia spojrzała smutno na łapy.
— Czasem mam wrażenie, że wszyscy tak o mnie myślą. — wyznała koteczka, otulając się ogonem.
Niezapominajek spuścił łeb. Nie wiedział za bardzo co powiedzieć kotce.
— Twoi przyjaciele zdają się tym nie przejmować. — mruknął w końcu, spoglądając na bawiących się wojowników. — To chyba najważniejsze?
Złota uśmiechnęła się lekko.
— Masz rację. Nie mam co się przejmować resztą mysich móżdżków. — miauknęła. — Dziękuję, Niezapominajkowa Gwiazdo.
Otarła się o kocura. Speszony spuścił wzrok.
— Oh, wybacz. Mam nadzieję, że Krucze Futro mnie nie zje. — zażartowała.
Lider westchnął.
— Nie masz powodów do zmartwień. My nie jesteśmy razem. — wyznał cicho.
Ptasi Jazgot otworzyła szeroko ślipia.
— A sprawiacie inne wrażenie. Łazi za tobą jak cień. Jak Rudzikowy Śpiew został zastępcą nie pozwalała mu się do ciebie zbliżyć. — mruknęła wojowniczka.
Niezapominajek uniósł brwi. Tego nie wiedział. Musiał porozmawiać o tym z czarną. Tak nie mogło być. Ile kotów jeszcze próbowało z nim porozmawiać, lecz Krucza ich odpędziła? Zirytowanie w nim urosło. Wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby nie ona. Mógł mieć nadal przyjaciół wśród współklanowiczów. Mieć do kogo otworzyć pysk. Być mniej samotny. Może znaleźć miłość swojego życia. Wspomnienie o Złotym Wilku i akcji czarnej sprawiło, że trzepnął ogonem. Może gdyby nie pojawienie się Kruczej mógł zapobiec tragedii jaka się wydarzyła. Lecz zazdrosna kotka postanowiła to wszystko zniweczyć. Zdusić. Zmiażdżyć. Wbił pazury w ziemię.
— Dobrze wiedzieć, że jesteś wolny. Będę mieć mieć na oku. — zażartowała Ptasi Jazgot, unosząc ogon.
Niezapominajek uśmiechnął się słabo. Wstał i podszedł do legowiska medyków. Nieustające bóle łba nie chciały go opuścić.
* * *
Chłodna noc przyniosła ulgę wszystkim. Niektórzy wojownicy dopiero teraz zbierali się na polowania. W trakcie szczytowania słońca mało kto śmiał opuścić legowisko. Lider dostrzegł spoglądającego w gwiazdy Wieczornikowe Wzgórze. Podszedł do starszego.
— Przejdziemy się? — zaproponował, choć sam chyba bardziej tego potrzebował.
Srebrny kiwnął łbem. Ruszyli ku ogromnym głazom Dwunożnych. Kwiecista polana usychała przez nieustający upał. — Wieczornikowe Wzgórze, co sądzisz o tym wszystkim co się wydarzyło? — miauknął nagle.
Liczył, że starszy i bardziej doświadczony kocur może mu doradzi. Wspomoże w dylemacie rozgrywającym się w jego umyśle.— To nie na moje nerwy. — odparł krótko starszy. — Chce jedynie spokoju.
Niezapominajek kiwnął łbem. Odszedł parę kroków od niego.
— Myślisz, że zrzucenie kłody było dobrym pomysłem?
Srebrny nie odpowiedział od razu. — Rozumiem, że chciałeś tylko chronić klan.
Niezapominajek kiwnął łbem. Chciał coś jeszcze dodać, lecz gryzący zapach uderzył do jego nozdrzy.
— Borsuk. — wyszeptał Wieczornikowe Wzgórze.
Lider rozejrzał się. Zwierz zachodził ich od tyłu. Uniósł łapy do góry i zawarczał. Ledwo wyczuwalny zapach mleka unosił się w powietrzu. Miał młode. — Spróbujmy się wycofać. — zaproponował van, lecz borsuk miał inne plany.
Rzucił się w ich stronę. Potężne łapy uderzyły obok Niezapominajka. — Uciekaj, Wieczornikowe Wzgórze. — miauknął, próbując zaatakować napastnika.
Jedno uderzenie łapy sprawiło, że został powalony. Uderzył głucho łbem o coś twardego. Czuł, jak krew spływała po łbie. Słyszał krzyki za sobą. Lecz wirujący świat nie pozwalał mu wstać. Ciężkie powieki próbowały zmusić go do snu. Nie mógł zasnąć. Na miękkich łapach zmusił się do siadu. Rozejrzał się. Wieczornikowe Wzgórze leżał na trawie. Borsuka już nie było. Podszedł chwiejnym krokiem do starszego.
— W-wytrzymaj... p-pójdę po... pomoc... — wydusił z siebie.
Srebrny coś mamrotał. Wyłapał imię dawnej liderki. Ruszył w stronę obozowiska. Starał się iść szybko. Iść prosto. Lecz łapy wciąż go zawodziły. Miażdżący ból łba nie pomagał. Szedł tak długo, że sam zaczynał wątpić czy trafi. Gubił się w chodzeniu. Wpatrzony we własne łapy i skupiony na nich ledwo wiedział gdzie zmierzał. Aż wdepnął w coś mokrego. Ciepłego. O metalicznym zapachu. Spojrzał na łapę. Krew. Uniósł łeb zszokowany. Powitały go żółte ślepia.
— Ups. — miauknęła Krucze Futro, próbując zakryć własnym ciałem leżące ciało. — Nie miałeś tego zobaczyć.
Zmroziło go. Kompletnie. Stał i patrzył na kotkę niedowierzając co widzi. Jasne, złociste futro ozdobione ciemniejszymi pręgami. Dobrze znany mu zapach. Niegdyś uśmiechnięty pysk teraz wykrzywiony w cierpieniu. To było dla niego za wiele. To było zdecydowanie za wiele. — Coś ty zrobiła?! — wydarł się, czując jak serce zaczyna bić mu szybciej.
Kotka zmarszczyła się. — To co było konieczne. W naszej drodze do szczęścia. — wyznała, uciekając wzrokiem od kocura.
Nie wierzył w to co usłyszał. — W naszej drodze do szczęścia?! Ciebie kompletnie pogrzało! Jesteś chora! Chora i niebezpieczna! Konieczne?! Jak konieczne?! — krzyczał wściekły.
Poczuł jak łzy zaczynają mu skapywać z polików. — Nigdy cię nie pokocham! Nigdy cię nie tknę! Nigdy się do ciebie już więcej nie odezwę! Jesteś popierdolona! Kompletnie popierdolona! — wycharczał.
Czuł jak łzy biorą nad nim przewagę. Ptasi Jazgot zginęła z tak błahego powodu. Tak nieistotnego. Jej śmierć była żartem. Żartem udowadniającym jak niebezpiecznym i chorym kotem była Krucze Futro. Kotka próbowała do niego podejść, lecz zjeżył się.
— Nie podchodź! — wrzasnął. — Ka-kasztanowy Dół... jego także zabiłaś?!
— Niezapominajku, nic nie rozumiesz. On dla mnie był jak ojciec. Nie mogłabym. Nie mów tak okropnych rzeczy. — miauknęła chłodno kotka.
Zaśmiał się. Nerwowy śmiech rozległ się po polanie.
— "Nie mogłabyś"? To dlaczego ją zabiłaś?! Dlaczego?!
Kotka położyła uszy.
— Nic nie rozumiesz. Ona nam zagrażała. Pragnęła cię. Nie mogłam na to pozwolić. — próbowała wyjaśnić, próbując zetrzeć krew z łap.
— Nie to ty nie rozumiesz! Jesteś potworem! Najgorszym koszmarem jaki mnie spotkał... — zaczął ścierać łzy z polików. — Poniesiesz konsekwencje. Zapłacisz za swoje czyny. Za wszystko! Skończysz na dnie. Dnie jeziora! — obiecał kotce, zmierzając w stronę obozowiska.
— Nie. — zagrodziła mu drogę. — Nie pozwolę ci na to. Nie możesz nas rozdzielić.
Zjeżył się.
— Odsuń się.
Kotka pokręciła łbem. Próbował ją ominąć, lecz ta wytrwale zagradzała mu drogę. W końcu puścił się biegiem. Czarna szybko do goniła. Skoczyła na grzbiet i przyszpiliła się. Zaczął się wiercić. Szarpać.
— Przestań! Przestań! — piszczała. — Nie mogę ci na to pozwolić. Nie rób tego, Niezapominajku!
— Po moim trupie. — syknął.
Kotka płakała. Słyszał jak żałośnie szlocha. Lecz nie nad śmiercią Ptasiej. Nie nad swoim potwornym czynem. Była pozbawiona empatii. Była chora. Nie zasługiwała na dalsze życie.
— Więc muszę to zrobić. — oznajmiła i złapała jego tylną łapę.
Wygięta kończyna w nienaturalnej pozycji sprawiła, że lider krzyknął głośno. Nim zdążył oswoić się z potwornym bólem pulsującym po jego ciele Krucza złapała drugą łapę. Tym razem nie wytrzymał zemdlał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz