Odwróciła łeb w stronę właściciela tych słów, który nawet na nią nie spojrzał. Jałowy Pył.
Zacisnęła zęby. Na samą myśl o dawnym przyjacielu poczuła skurcz w żołądku. Jak miał w ogóle czelność rozpoczynać z nią rozmowę po tym, jak zostawił ją samej sobie w najtrudniejszym momencie jej życia. Pozostawiając bez wytłumaczeń.
Wilcza Zamieć była po stokroć lepsza od Jałowego Pyłu. Była kimś, kto był w stanie ją przeprosić za nawet najmniejsze, nic nieznaczące przewinienia. Czarna otuliła się jedynie czarnym ogonem. Bez przerwy myślała o tym, co działo się w klanie, a każde kolejne wspomnienie Piaskowej Gwiazdy i cierpienia, jakie ze sobą przyniosła przyprawiało ją o dreszcze. On przynajmniej nie miał nic, czym mógłby się martwić. W końcu uwolnił się od zasranej Marchewy i zaczął żyć razem z Koprem. Nie wiedziała, co ich łączyło. Miała to w dupie.
Albo bardziej chciałaby mieć to w dupie.
Jednak mimo złości na Jałowy Pył jakaś jej cząstka wciąż mu ufała, chciała mu zaufać i zapomnieć wszystkie złe momenty, zacząć od nowa, tak, jak to zrobiła z Wilczą Zamiecią. Ale ona była kimś innym. I miała u niej duży dług do spłacenia. A Jałowy Pył? Czy kiedykolwiek pokazał, że mu zależy? Wręcz przeciwnie. Bronił plugawej istotki zwanej Miodowym Obłokiem, która szydziła i z mamy, i z nich wszystkich.
— Nagle zacząłeś się interesować moimi problemami? — mruknęła, starając się ukryć całą zawiść, która kryła się w jej głosie.
— To ty gapisz się na mnie w środku nocy.
— To ty gapisz się na mnie w środku nocy.
— Ale nie zawracam ci dupy. Myślałam, że śpisz. — odpowiedziała, mimo, że z wyrzutem w głosie, wciąż szeptem. Nie chciała budzić pozostałych wojowników.
Jałowy Pył jedynie westchnął, opierając głowę na łapach.
— Najwidoczniej nie miałaś racji.
— Na moje nieszczęście. — prychnęła, odwracając się w przeciwną stronę. Jakby każda rozmowa z nim nie sprawiała, że czuła ukłucie w sercu, którego chciała się wyzbyć. Sądziła, że tęsknota minie z czasem, ale za każdym razem widząc Jałowy Pył bolało coraz mocniej.
* * *
Słońce się nad nimi nie litowało, a czarne futro wcale nie polepszało jej sytuacji. Leżała w cieniu, w samotności, rozglądając się spod przymrużonych powiek obozowi.
Ledwo co do niej dochodziło to, co się działo. Borówkowa Mordka, Ziemniaczana Bulwa i... Sowia Łapa nie żyli. Nie mogła powiedzieć, że było jej przykro z powodu utraty córki. Wręcz przeciwnie, czuła się, jakby wyzbyła się jednej skazy. Ale pozostawała jeszcze żywa trójka.
Nie podobało jej się, że myślała tak o własnych dzieciach, ale nie potrafiła myśleć inaczej. Nie powinny istnieć. Nigdy. Nie chciała, żeby musiały nazywać się wnukami Króliczego Susu i Świerszczowego Skoku. Nie zasługiwały na to. Były tylko tym, co pozostawiła po sobie Piaskowa Gwiazda.
Dlatego jakże musiało być duże jej zdziwienie, gdy to właśnie Jałowy Pył do niej podszedł z kondolencjami. Ostatnia osoba, której mogłaby się spodziewać. A tych osób było naprawdę mało.
— Przykro mi z powodu straty. — miauknął, dosiadając się do niej. Kotka poderwała się z wypoczynku i także usiadła, nawet nie racząc spojrzeć mu w oczy.
— Takie życie. Zdarza się — prychnęła. — Zajmij się lepiej swoimi dzieciakami.
— Moje już dorosłe. — wzruszył ramionami.
— Moje też. Oprócz Sowiej Łapy — mruknęła ponuro. — Nie wiem, nie obchodzi mnie, co robią. Życzę im wszystkiego dobrego, byle trzymały się z dala ode mnie. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
— No widzisz. Oboje już nie musimy się zajmować przerośniętymi kociętami. — uśmiechnął się słabo.
— Ty przynajmniej nie jesteś posądzany o romans z przywódcą — parsknęła, wbijając wzrok w czarne łapy, którymi ugniatała ziemię, żeby się odstresować. Natłok myśli niedobrze na nią działał. A ostatnio miała ich zbyt dużo.
— Romanse są zawsze pojebane. Są dziwne. Za dużo z tym myślenia.Strzepnęła ogonem. Gdyby to było prostsze niż popierdolona chora tyranka w ciele twojego szwagra, która postanowiła mścić się za rebelię, która ją obaliła, zamiast pogodzić się ze swoją cholerną śmiercią.
— Tak jakbyś wcale a wcale nie zakochał się w Koperkowym Powiewie — stwierdziła, spoglądając na niego spode łba. — Nie sądziłam, że wreszcie przemówi ci do rozsądku na tyle, żebyś przestał dawać sobą pomiatać przez Marchewkę — miauknęła, jak gdyby te słowa wcale nie dotyczyły jej samej po tym, co uczyniła jej Piaskowa Gwiazda. Ale dawna partnerka Jałowego Pyłu przynajmniej nie była liderką. Nie była na tyle wpływowa, by zrobić mu krzywdę. A Jałowy nie miał tak zniszczonej reputacji jak ona, żeby nikt nie miał nic przeciwko bezpodstawnym zarzutom w jego stronę.
Mimo oschłego tonu jej głosu naprawdę chciała, by Jałowy Pył był bezpieczny. By przestał tak ulegać Marchewkowemu Grzbietowi i skończył z nią raz na zawsze. Nie potrafiła jednocześnie go nienawidzić i wciąż kochać jak durnowatego młodszego braciszka, któremu zawsze trzeba ratować dupę, gdy wplącze się w niepotrzebny konflikt z Rozżarzonym Płomieniem.
— Oh, ja... Koperek? Przecież, ten, no. To mój ziomek przecież. Nie mam pojęcia o czym gadasz.
— Nie musisz udawać — miauknęła. — Przecież widzę, że coś między wami iskrzy. I dobrze. Nie mam nic przeciwko. Ale nie spodziewałam się, że to będzie brat Szczypior.
— Cóż. To skomplikowane tak właściwie — miauknął Jałowy Pył zakłopotany.
Wzruszyła ramionami.
— Życzę wam powodzenia czy coś — mruknęła, odchodząc. Byleby zniknąć z jego oczu.
Długo nie nacieszyła się wolnością od tematu Jałowego Pyłu. Z zamiarem powrotu do legowiska natknęła się na Marchewkowy Grzbiet, wyraźnie oburzoną. Ruda syknęła, prężąc się jak paw. Czarna poczuła, jak futro na jej karku się jeży. Świetnie. Jeszcze jej tu brakowało. Nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Powinna być problemem Jałowego Pyłu, nie jej.
— Myślałaś, że się nie dowiem, co? — warknęła, na co Kamień jedynie położyła po sobie uszy, odsłaniając kły. — Odwal się od Jałowego Pyłu. Wiedziałam! Wiedziałam, że miał kogoś na oku! I oczywiście to musisz być ty. On jest mój, rozumiesz? Daruj sobie, on cię nigdy nie pokocha. Już ci się znudził Zajęcza Gwiazda? Najpierw Wilcza Zamieć, potem on, a teraz mój Jałowy Pył! Wymieniasz sobie partnerów jak liście na drzewie. — zadrwiła.
— Uspokój się — zjeżyła się, wysuwając brodę do góry. — Nie kocham Jałowy Pył, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Weź go sobie, jak ci tak na nim zależy — prychnęła. — Już dawno się nie przyjaźnimy, a już tym bardziej nie jesteśmy i nie będziemy partnerami.
— Kłamiesz! — warknęła zdesperowana kotka. — Zobaczę cię przy nim choćby raz, to powyrywam ci wszystkie nogi z dupy. Odwal się od niego.
Zielonooka zmarszczyła pysk, odwracając się na pięcie z bijącym z nerwów ogonem.
— On cię i tak nie kocha. — prychnęła, idąc w przeciwną stronę. Byleby tym razem nie natrafić na żadną Szczypiorkową Łodygę czy Rozżarzonego Płomienia. Przechodząc obok miejsca, gdzie niedawno rozmawiała z Jałowym Pyłem, zwróciła ku niemu pysk.
— Może ogarnij swoją Marchewę, bo przez to, że wreszcie się przed nią tak nie płaszczysz już jej solidnie odwaliło, jakby wcześniej nie była ostro popieprzona umysłowo — rzuciła w jego stronę. Dawno nie wypowiadała na głos takich wyzwisk, ale nie potrafiła zachowywać spokoju, gdy ktoś pluł jej jadem w twarz jak śmieciowi. Nikt na to nie zasługiwał.
<Jałowy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz