Okropny skwar palił niebieską w futro. Skrycie się w cieniu nie pomagało w żaden sposób. Na gorąc narzekały również obie karmicielki i reszta kociaków. Nikt nie miał sił na harce i zabawy. Nawet zakochana para, czyli Kura i Trop. Wszyscy leżeli jak placki, dysząc i próbując się schłodzić.
— Jaaak gorącooo — ciągnęła bura, kładąc się na plecy. — Tu się nie da wytrzymać!
— To prawda — przyznała szynszylowa. — Najchętniej weszłabym do jakiejś wody.
— Ja też — odpowiedziała Kura, mrużąc oczy.
Gepard wstała, a następnie otrzepała się z kurzu. Podeszła do wyjścia ze żłobka i starała się wyłapać świeże powietrze. Jej futro musnął delikatny wietrzyk.
— Kuro, chodź tu szybko! — zawołała radośnie. — Tutaj jest trochę wiatru!
— Ooo! — rzuciła, podbiegając do siostry.
Bura ułożyła się obok zielonookiej i westchnęła. Położyła głowę na granicy kociarni z resztą obozu. Uśmiechnęła się i zdawała się czekać na mocniejszy podmuch.
Uwagę koteczek przykuł dźwięk kroków. Ich oczom ukazała się brązowooka szylkretka. Niosła w pysku tłustego zająca. Była coraz bliżej. Niebieska niezwykle chciała z nią porozmawiać! Ku jej zdziwieniu, kotka minęła ją i jej siostrę bez zainteresowania. Szylkretowa położyła zdobycz niedaleko królowych.
— P-proszę — mruknęła, podsuwając zająca.
— Dzień dobry proszę pani... Coś się pani stało? Ma pani taką dziwną minę — stwierdziła szynszylowa, podbiegając pod jej łapy.
— T-to ty masz coś nie tak z pyskiem, a nie ja — prychnęła czarna, odwracając się od karmicielek.
— Ale jest Pani niemiła! — syknęła. — No widzę, że coś jest nie tak!
— N-nie ja wtykam nos w nie swoje sprawy, p-przybłędo.
— Przybłędo? Kim pani jest, żeby tak mówić? — burknęła Gepard.
— K-kimś, k-kto się t-tu urodził — odpowiedziała oschle.
— Żałosne — rzuciła. — Moi rodzice chcieli dla mnie dobrze!
< Pasikonikowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz