Była bardzo zmieszana jego pytaniem. Nigdy nie zastanawiała się, czy lubi kogoś w ten konkretny sposób. Dobierając sobie znajomych celowała pod kątem znalezienia przyjaciół, a nie jakiegoś partnera na całe życie.
- Wiesz… to trochę skomplikowane – wykrztusiła, wbijając spojrzenie we własne łapy. Powoli wysuwała i chowała pazury, starając się skupić na temacie. W głowie od razu wytworzył jej się pewien dylemat.
- A… a to ma znaczenie, czy wolę kotki czy kocury? – spytała w końcu, wzdychając ciężko. Zimorodek z uśmiechem od razu zaczął energicznie kręcić głową. Szylkretka rozejrzała się niepewnie po otoczeniu, upewniając się, że nikt ich nie słucha, bo dyskusja była dla niej trochę wstydliwa. Według jej rozumowania była spora różnica między lubieniem kogoś, a chociażby tym całym kochaniem. Miłość wydawała jej się dziwna.
- Oczywiście, że nie! Kochasz kogo chcesz, nie musisz niczego wybierać! – wyjaśnił, machając z zadowolenia ogonem.
Zguba ponownie spuściła wzrok na ziemię, kolejny raz wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- To… chyba podobają mi się i kotki i kocury, ale nie ma w klanie kogoś, kogo bym na tyle lubiła – stwierdziła jedynie.
- A spoza klanu? Może na zgromadzeniu poznałaś jakiegoś przystojniaka albo pięknisie? – dopytywał się, nie zważając na to, iż towarzyszka rozmów była coraz mocniej speszona.
- Chyba też nie, nie rozmawiałam z nikim z innych klanów. Wszyscy wydają się być nawet mili, ale to wciąż za mało na takie… relacje. – Starannie dobierała słowa, by nie palnąć jakiegoś głupstwa. Co prawda przy Zimorodku nie musiała się obawiać, że ją za coś wyśmieje, bo sam miał swój dziwny tok rozumowania świata. Mimo to często miała wiele obaw, więc wolała uważać.
- To musisz zacząć więcej rozmawiać, na pewno spotkasz kogoś fajnego! - rzekł optymistycznie, czym z lekka rozluźnił spiętą kotkę.
- Spróbuję na następnym zgromadzeniu do kogoś zagadać. – Uśmiechnęła się, choć w środku wiedziała, że może jej się to nie udać. Bywała czasami za bardzo nieśmiała na jakiekolwiek interakcje z innymi, dlatego też nie była pewna swej obietnicy.
- Dobra, to wierzę w ciebie, a póki co muszę iść. Mamy z Kwaśnym coś do załatwienia! - miauknął i popędził na drugi koniec obozu.
Wpatrywała się przez chwilę niepewnie w ślad za nim, zastanawiając się, co znowu zrobił. W końcu jednak uznała, że Zimorodek Zimorodkiem pozostanie, więc nawet jak zrobi coś głupiego, to nic mu się nie stanie.
- Wiesz… to trochę skomplikowane – wykrztusiła, wbijając spojrzenie we własne łapy. Powoli wysuwała i chowała pazury, starając się skupić na temacie. W głowie od razu wytworzył jej się pewien dylemat.
- A… a to ma znaczenie, czy wolę kotki czy kocury? – spytała w końcu, wzdychając ciężko. Zimorodek z uśmiechem od razu zaczął energicznie kręcić głową. Szylkretka rozejrzała się niepewnie po otoczeniu, upewniając się, że nikt ich nie słucha, bo dyskusja była dla niej trochę wstydliwa. Według jej rozumowania była spora różnica między lubieniem kogoś, a chociażby tym całym kochaniem. Miłość wydawała jej się dziwna.
- Oczywiście, że nie! Kochasz kogo chcesz, nie musisz niczego wybierać! – wyjaśnił, machając z zadowolenia ogonem.
Zguba ponownie spuściła wzrok na ziemię, kolejny raz wypuszczając głośno powietrze z płuc.
- To… chyba podobają mi się i kotki i kocury, ale nie ma w klanie kogoś, kogo bym na tyle lubiła – stwierdziła jedynie.
- A spoza klanu? Może na zgromadzeniu poznałaś jakiegoś przystojniaka albo pięknisie? – dopytywał się, nie zważając na to, iż towarzyszka rozmów była coraz mocniej speszona.
- Chyba też nie, nie rozmawiałam z nikim z innych klanów. Wszyscy wydają się być nawet mili, ale to wciąż za mało na takie… relacje. – Starannie dobierała słowa, by nie palnąć jakiegoś głupstwa. Co prawda przy Zimorodku nie musiała się obawiać, że ją za coś wyśmieje, bo sam miał swój dziwny tok rozumowania świata. Mimo to często miała wiele obaw, więc wolała uważać.
- To musisz zacząć więcej rozmawiać, na pewno spotkasz kogoś fajnego! - rzekł optymistycznie, czym z lekka rozluźnił spiętą kotkę.
- Spróbuję na następnym zgromadzeniu do kogoś zagadać. – Uśmiechnęła się, choć w środku wiedziała, że może jej się to nie udać. Bywała czasami za bardzo nieśmiała na jakiekolwiek interakcje z innymi, dlatego też nie była pewna swej obietnicy.
- Dobra, to wierzę w ciebie, a póki co muszę iść. Mamy z Kwaśnym coś do załatwienia! - miauknął i popędził na drugi koniec obozu.
Wpatrywała się przez chwilę niepewnie w ślad za nim, zastanawiając się, co znowu zrobił. W końcu jednak uznała, że Zimorodek Zimorodkiem pozostanie, więc nawet jak zrobi coś głupiego, to nic mu się nie stanie.
***
Wróciła z treningu ze swoim pierwszym uczeniem. Prędki łapa był jaki był, ale w miarę się słuchał i całkiem dobrze szło mu polowanie. Czuła poniekąd dumę, bo w końcu to ona kogoś trenowała. Kocurek pożegnał się z nią od razu po podejściu do legowiska uczniów i uciekł w stronę swej siostry. Szylkretce od razu przypomniało się, że jest jedynaczką i jak bardzo nieposiadanie rodzeństwa bywało dla niej dołujące.
-Zgubo! Zgubo! Zgubo! – Z zamyśleń wyrwał ją głos przyjaciela. Zimorodkowy Blask pędził w jej stronę z drugiego końca obozu, a na jego pysku widniał uśmiech. - Chodź, muszę ci kogoś przedstawić! – wyrzucił.
- Kogo? – spytała od razu, zainteresowana jego optymizmem.
- Mojego syna! Ja i Kwaśny jesteśmy rodzicami! – miauczał, dumnie prężąc się. Kotka rozchyliła pyszczek ze zdumienia.
- Chwila moment… skąd wy go wzięliście? Drzewa wam naprawdę coś dały? – Na jej mordce widniało niezrozumienie. Wciąż nie dowierzała, że rośliny mogą wypluć komuś kociaki i coś jej w tym wszystkim nie pasowało.
- Kogo? – spytała od razu, zainteresowana jego optymizmem.
- Mojego syna! Ja i Kwaśny jesteśmy rodzicami! – miauczał, dumnie prężąc się. Kotka rozchyliła pyszczek ze zdumienia.
- Chwila moment… skąd wy go wzięliście? Drzewa wam naprawdę coś dały? – Na jej mordce widniało niezrozumienie. Wciąż nie dowierzała, że rośliny mogą wypluć komuś kociaki i coś jej w tym wszystkim nie pasowało.
<Zimorodku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz