Konopia zmrużyła ślipia, zastanawiając się o kogo chodzi liderce. W Klanie Burzy chyba nie poznała nikogo o takim imieniu. Poza tym oni mieli praktycznie same imiona od kwiatków. Natomiast w Klanie Nocy... Zaraz. Zbożowy Kłos... czyżby mogła to być Zbożowa Łapa? Ślipia szylkretki nieznaczenie zabłysły. Nie sądziła, że bengalka nadal o niej pamięta.
— Kiedy ją spotkałaś?
Szyszka zmarszczyła brwi i spojrzała w niebo. Konopia wpatrywała się w nią z nadzieją. Może jeszcze będą mogły się spotkać. Powspominać dawne czasy. Ciekawiło ją, czy Biegnący Potok kogoś sobie znalazła oraz jak toczyło się życie w obozowisku. Możliwe, że Pstrągowa Gwiazda w końcu zdechła. Że Nocniaki miały już zupełnie inną politykę w klanie. Może niepotrzebnie dawne Lisiaki nadal kryły się w sadzie zamknięte na cały świat.
— Wiele księżyców temu. Nim jeszcze wróciliście do nas z Bocianem. — powtórzyła czarna.
Konopia spuściła łeb zawiedziona. Tyle księżyców temu. Przez ten czas mogło stać się wszystko. Kotka mogła nawet odejść z tego świata.
— Rozumiem. — mruknęła niemrawo Konopia.
— Nie miej mi tego za złe. — poprosiła cicho Szyszka.
Szylkretka pokręciła łbem.
— Nie mam naprawdę. Po prostu... szkoda, że się minęliśmy — uśmiechnęła się słabo.
Żal ogarnął kotkę. Nie chciała płakać przy liderce. Była już za duża na płacz z tak błahego powodu.
* * *
Wraz z porą nowych liści życie powoli wkradało się do obozu. Kociaki wesoło zwiedziały obozowisko, a uczniowie bawili się szyszkami. Kotka jadła wziętego ze sterty wróbla. Niedaleko jej siedziała Ostróżka. Konopia spojrzała w stronę siostry. Pomimo tragedii ta nadal nie potrafiła jej wybaczyć. Była silna i dumna. Zbyt silna by się złamać. Zbyt dumna by poprosić o pomoc. Konopia położyła ogon. Zerknęła na siedzącą niedaleko jej Szyszkę.
— Jak długo można się boczyć? — zapytała cicho liderkę, licząc, że ta zrozumie o co jej chodzi.
Czarna zamrugała dwa razy lekko zdezorientowana. Podążyła za wzrokiem Konopii. Zerknęła pierw w stronę liliowej szylkretki, a potem na caligo.
— Nie wiem. — przyznała szczerze.
Szylkretka westchnęła. Nie na taką odpowiedź liczyła.
— Mój brat nie potrafiłby się na mnie tak długo gniewać. — mruknęła czarna.
Szylkretka westchnęła. Nie na taką odpowiedź liczyła.
— Mój brat nie potrafiłby się na mnie tak długo gniewać. — mruknęła czarna.
— Mój pewnie też by nie umiał. — westchnęła cicho Konopia. — Jakby to wszystko się potoczyło, gdyby nie zmarł wtedy? Może mama nadal by żyła...
— Nie myśl tak. — przerwała jej liderka. — Gdybym ja sobie pozwoliła na takie rozmyślania do końca swoich dni nie wyszłabym z dziupli. Przeszłości już nie zmienimy. Ale mamy w swoich łapach teraźniejszość i przyszłość. Nie zmarnuj ich na rozważaniu o tym.
Konopia kiwnęła łbem bez przekonania. Spojrzała po raz ostatni na ogrodzenie więżące ich w Owocowym Lesie.
— Szyszko... — zaczęła niepewnie. — Jeśli okaże się, że leśne klany już nic do nas nie mają... To będziemy mogli wychodzić na zewnątrz?
<szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz