*przed Zgromadzeniem*
Razem z Mglistym Snem zajmował się rannymi pobratymcami. Walka zakończyła się dla Klanu Nocy zwycięstwem, a Klan Klifu odniósł porażkę. Uczeń cały czas był obecny blisko pola bitwy. Pomagał Mgiełce zajmować się tamtejszymi walczącymi, żeby szybko udzielić im pomocy. Niestety nie udało się wszystkich uratować. Czy właśnie taka była cena walki? To nawet dobrze, że sam nie musiał brać w niej bezpośredniego udziału.
Wrócili do obozu. Po tragicznej śmierci Posranej Gwiazdy, teraz Jesionowa Gwiazda przejął prowadzenie klanu. Kacza Łapa był bardzo dumny z ojca. Pewność siebie rudzielca tylko wzrosła. Teraz nikt mu nie podskoczy! Może nawet wybłaga u ojca własne legowisko? Byłoby super! Zrobi słodkie oczy i Jesionowa Gwiazda na pewno się zgodzi. Albo Malinka mu pomoże, jako córeczka tatusia.
Smutna Cisza zajmowała się rannymi w legowisku. Mglisty Sen i Kacza Łapa od razu ruszyli jej na pomoc. Im szybciej zajmą się potrzebującymi tym lepiej. Nie mogli przecież pozostać wobec nich obojętnie.
Przez te kilka księżyców zdążył się zaprzyjaźnić z ojcami. Nazywał ich "Tatą Zimorodkiem", "Tatą Kwaśnym". Był raczej dobrze traktowany. Fajnie było poczuć się jedynakiem.
Kaczorek nawet się nie zastanawiał, że w Klanie Nocy mogą się o niego martwić, że może być poszukiwany. Tak naprawdę sądził, że spędzi jeszcze jakiś czas z ojcami, a gdy się znudzi, to rzuci im jakąś wymówkę i zaczną się spotykać tylko na Zgromadzeniach. W końcu chyba rozumieli, że muszą się nim dzielić?
Wiódł spokojne życie przez ten czas, rozpieszczany i wręcz kochany.
Wszystko się zmieniło, gdy nagle złapał go biały kaszel. Rozpoznał choróbsko od razu. Wizja wściekłego pyszczka Mglistego Snu stała się bardziej realna. Przecież mentorka mu uszy wyrwie! Znał lekarstwo, ale sądził, że mu przejdzie, więc nie wybrał się po kocimiętkę.
W miarę upływu czasu było jednak gorzej. Nastąpiło drugie i bardziej groźne stadium - zielony kaszel. Rudzielec ciągle kaszlał, miał katar, gorączkę, był osłabiony i ciężko oddychał. Właśnie wtedy podjął decyzję, że musi wracać do domu. Miło było przeżyć czas z nową, niecodzienną rodzinką i odpocząć od klanowych obowiązków. Musiał jednak ratować swoje zdrowie. Poza tym zaczął się zastanawiać, czy rodzice i siostra nie uznali go za martwego.
Wymknął się w środku nocy. Ledwo stawiał kroki, ale udało mu się dotrzeć do granicy z Klanem Nocy, a później głębiej zapuścić w terytorium. Słońce zaczęło wschodzić, gdy poczuł się gorzej i musiał usiąść. Przeklęty kaszel! Jakby nie mógł go opuścić! Kocur rozejrzał się po okolicy. Zamykały mu się oczy z odwodnienia i głodu. Wiedział jednak, że nic nie przełknie. Znowu zakręciło mu się w głowie. Padł na ziemię. Ciężko szło mu złapać oddech, ale jakoś sobie radził.
Nieoczekiwanie rozległ się odgłos kroków, odległy głos i wyczuł znajomy zapach rybojadów. Poranny patrol. To była jego szansa. Podniósł się ostrożnie, stękając i ledwo człapiąc w ich stronę. Rozpoznał członków patrolu. Pszczela Pręga, Borówkowy Liść, Kasztanowy Dół i...... Jesionowa Gwiazda! Kocur odrobinę przyspieszył, żeby jak najszybciej podejść do ojca, zanim znów padnie. Przywódca musiał go zobaczyć, albo wyczuć, bo odwrócił się w jego kierunku.
- Tato... pomóż... zielony kaszel. - wysapał. Oparł się o ojca, ale to mu niewiele dało. Runął na ziemię, tracąc przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz