Sytuacja była napięta. Kłóciła się z uczennicą medyka, a słowa czarnej naprawdę dobiły Malinową Łapę. Przyczyniła się do śmierci Szakłakowego Cienia, ale chciała dobrze? Pragnęła uratować kocura od tego złego losu. Pragnęła przedłużyć mu życie, chociaż na kilka sekud, skończyć jak bohaterka... Bohaterska jak Jesionowy Wicher. Pragnęła tak bardzo zaimponować własnemu bratu.
Wyszło jak zwykle, wyszło, że to ona spierniczyła.
Może i racja... Jednak starała się jak tylko mogła, by uratować kocura, więc może Klan Gwiazd się nad nią ulituje po śmierci.
Mglista Łapa wyszła z Poranną Zorzą z legowiska. Szylkretka została sama, a Klan Nocy wkrótce dowiedział się o utracie dwójki kolejnych wojowników.
***
Malinowy Pląs, tak zwał kotkę cały klan. Zadowolona z siebie chwaliła się tym imieniem, gdzie tylko miała okazję. Polowała, co wychodziło jej coraz lepiej, chodziła na patrole wraz z Króliczym Sercem i Jesionowym Wichrem. Echo śmierci, których los kazał kotce być świadkiem, umilkło.
W nocnych koszmarach czekoladowa czasami widziała pełne spokoju, lecz i strachu, spojrzenia zmarłych. Zdołowana Łapa, Żółwi Brzask, Szakłakowy Cień, Owcze Futerko, Biały Kieł. Umysł wymieniał kotce imiona ofiar, a każde z nich okazywało się naprawdę mocnym ciosem dla serca córki zastępcy klanu.
Cieszyła się tylko z tego, że nie musiała po raz kolejny widzieć martwego ciała czy widocznych tkanek wewnętrznych.
Klan Gwiazdy widocznie zlitował się nad Malinowym Pląsem, przynajmniej na chwilę.
Podczas jednego ze snów zdawało jej się, iż ujrzała samą śmierć. Pokazała się jako czarny kot o lśniących, srebrnych ślepiach, rzucających blask jak księżyc w spokojną noc. W tamtym śnie walczyły ze sobą, a wykreowana przez umysł postać atakowała szylkretkę kłami i pazurami.
Wtedy Malinka odrzuciła ją na niewidzialną ścianę i rzuciła jej wyzwanie.
- Zabawmy się. Kroczysz blisko mnie i... Zezwalam ci. Nie ugnę się przed tobą, bo jestem silna... Bo jestem Pląs, Malinowy Pląs - miauknęła.
I od tamtego momentu odczuła spokój. Śmierć przyjęła ofertę i oczekiwała na swój ruch. Oczywiście cienista postać nie była niczym innym jak zwykłym sennym potworkiem, ale i tak. Kotka wolała nazwać ją po imieniu.
Szykowała się na kolejny patrol, gdy dojrzała idącą ku niej Mglisty Sen. Yhhh, znowu ona. Niechęć do czarnej wzrosła, gdy ta wzięła pod swoje łapy Drobną Łapę. Brat uległ urokowi cuchnącycyh roślinek i samej żółtookiej. Karzełek zmienił profesję i ciągle siedział w legowisku medyków. Malinowy Pląs czuła może i zazdrość, ale nie obchodziło jej to. Nie zamierzała na siłę lubić kogokolwiek tylko ze względu na sztuczne uprzejmości.
- Czego chcesz? Nie mam czasu - miauknęła Malinowy Pląs.
- Wielka wojowniczka boi się medyczki? - prychnęła Mglisty Sen. - Mam sprawę.
Szylkretka syknęła na czarną. Nie da sobą pomiatać, tym bardziej klanowiczce.
- Nie popisuj się - miauknęła córka Jesionowego Wichru. Naprawdę miała lepsze rzeczy do roboty niż darcie się na medyczkę. - Mów, o co chodzi.
Wyszło jak zwykle, wyszło, że to ona spierniczyła.
Może i racja... Jednak starała się jak tylko mogła, by uratować kocura, więc może Klan Gwiazd się nad nią ulituje po śmierci.
Mglista Łapa wyszła z Poranną Zorzą z legowiska. Szylkretka została sama, a Klan Nocy wkrótce dowiedział się o utracie dwójki kolejnych wojowników.
***
Malinowy Pląs, tak zwał kotkę cały klan. Zadowolona z siebie chwaliła się tym imieniem, gdzie tylko miała okazję. Polowała, co wychodziło jej coraz lepiej, chodziła na patrole wraz z Króliczym Sercem i Jesionowym Wichrem. Echo śmierci, których los kazał kotce być świadkiem, umilkło.
W nocnych koszmarach czekoladowa czasami widziała pełne spokoju, lecz i strachu, spojrzenia zmarłych. Zdołowana Łapa, Żółwi Brzask, Szakłakowy Cień, Owcze Futerko, Biały Kieł. Umysł wymieniał kotce imiona ofiar, a każde z nich okazywało się naprawdę mocnym ciosem dla serca córki zastępcy klanu.
Cieszyła się tylko z tego, że nie musiała po raz kolejny widzieć martwego ciała czy widocznych tkanek wewnętrznych.
Klan Gwiazdy widocznie zlitował się nad Malinowym Pląsem, przynajmniej na chwilę.
Podczas jednego ze snów zdawało jej się, iż ujrzała samą śmierć. Pokazała się jako czarny kot o lśniących, srebrnych ślepiach, rzucających blask jak księżyc w spokojną noc. W tamtym śnie walczyły ze sobą, a wykreowana przez umysł postać atakowała szylkretkę kłami i pazurami.
Wtedy Malinka odrzuciła ją na niewidzialną ścianę i rzuciła jej wyzwanie.
- Zabawmy się. Kroczysz blisko mnie i... Zezwalam ci. Nie ugnę się przed tobą, bo jestem silna... Bo jestem Pląs, Malinowy Pląs - miauknęła.
I od tamtego momentu odczuła spokój. Śmierć przyjęła ofertę i oczekiwała na swój ruch. Oczywiście cienista postać nie była niczym innym jak zwykłym sennym potworkiem, ale i tak. Kotka wolała nazwać ją po imieniu.
Szykowała się na kolejny patrol, gdy dojrzała idącą ku niej Mglisty Sen. Yhhh, znowu ona. Niechęć do czarnej wzrosła, gdy ta wzięła pod swoje łapy Drobną Łapę. Brat uległ urokowi cuchnącycyh roślinek i samej żółtookiej. Karzełek zmienił profesję i ciągle siedział w legowisku medyków. Malinowy Pląs czuła może i zazdrość, ale nie obchodziło jej to. Nie zamierzała na siłę lubić kogokolwiek tylko ze względu na sztuczne uprzejmości.
- Czego chcesz? Nie mam czasu - miauknęła Malinowy Pląs.
- Wielka wojowniczka boi się medyczki? - prychnęła Mglisty Sen. - Mam sprawę.
Szylkretka syknęła na czarną. Nie da sobą pomiatać, tym bardziej klanowiczce.
- Nie popisuj się - miauknęła córka Jesionowego Wichru. Naprawdę miała lepsze rzeczy do roboty niż darcie się na medyczkę. - Mów, o co chodzi.
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz