*ciąg dalszy historii zawartej w poprzednich dwóch opowiadaniach*
Las jednocześnie przerażał i ciekawił Jabłuszko.
Był taki, obcy pełen zapachów. Skrzypiąca pod łapami ściółka nie przypominała niczego, co kociak mógł zaobserwować w żłobku. Ptaki, których nie mógł dostrzec, kryły się wśród gałęzi i ćwierkały beztrosko. Kociak przystanął, przysłuchując się ich świergotowi. O czym śpiewały? Czy były szczęśliwe? Zrobiło mu się okropnie przykro na myśl, że prawdopodobnie część tych utalentowanych istot skończy jako pożywienie dla Klanu. Czemu zabijanie tych pięknych stworzeń było konieczne?
Jabłuszko żałował, że nie zaczął jeszcze swojego treningu. Prawdopodobnie mentor nauczyłby go, jak pomyślnie wyłapywać niektóre zapachy wśród wszechobecnej woni zwierzyny. Nie posiadanie tej umiejętności w tej chwili stało się bardzo irytujące — często gubił trop Rzecznej Bryzy i zaczynał bez celu kluczyć między drzewami.
- Dalej, kupo futra – syknął, nie zwracając uwagi na gałęzie wplątujące mu się w sierść. Przecież zaszedł już tak daleko, nie mógł teraz zawrócić (chociaż prawdopodobnie i tak by nie potrafił, ale to inna sprawa). Las zaszumiał, co Jabłuszko zinterpretował jako poparcie ze strony natury. Jak zdołał już zauważyć, matka starała nie ocierać się o krzaki i drzewa, prawdopodobnie próbując zostawić jak najmniej zapachu – nawet w tej chwili kociak potrafił zrozumieć i respektować cel przyświecający jej działaniom, mimo że nie pomagało mu to zbytnio w wytropieniu kotki.
Las wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Jabłuszko nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, czy przypadkiem nie zatoczył koła i zaraz nie znajdzie się w obozie pełnym zaskoczonych jego zniknięciem kotów. Do jego uszu doszedł głośny chlupot strumienia – czyżby doszedł do jakiejś granicy? Poczuł rezygnację. Zgubił Rzeczną Bryzę. Zawiódł ojca. Wypełnił go piekący żal, tak mocny, że miał ochotę zaszlochać i ukryć się przed światem w bezpiecznym obozie. Może to powinien właśnie zrobić? Może…
- ...zwierzyny nie brakuje. - nagle do uszu Jabłuszka doszedł nieznany głos. Kociak przystanął, a nadzieja wypełniła jego serca. Czyżby jednak mu się udało?
- Cieszę się – odpowiedział rozmówca obcego kocura, a point poczuł rozpierające szczęście. Tak, to była Rzeczna Bryza! Kociak był zaskoczony tonem jej wypowiedzi, pełnym tęsknoty i miłości, lecz nie takiej, jaką czuła matka do swojego dziecka – nie, to było coś zupełnie innego, coś, co czasami słyszał w rozmowach Śnieżnej Chmury i Wrzosowej Polany. - Jabłuszko bardzo chce cię poznać – westchnęła kotka, na co wspomniany kociak zastrzygł uszami. Czy będą mówić o nim? Zaczął powoli skradać się przez zasłaniającą mu widoczność wysoką trawę, chcąc usłyszeć jak najwięcej.
- W takim razie powinnaś go przyprowadzić – stwierdził domniemany Psia Łapa, a kociakowi serce podskoczyło do gardła. Tak! Miał rację! Ojciec chciał go poznać! Nie mogąc dłużej powstrzymać potrzeby zobaczenia tatusia, rzucił się biegiem w stronę, z której dochodziły głosy.
Wkrótce wypadł z gąszczu, stając na wysokim na długość kociego ogona brzegu rzeczki (prawdopodobnie podczas Pory Zielonych Liści była dosyć płytka, lecz z powodu roztopów poziom wody podniósł się). Na drugim krańcu rzeczywiście znajdowała się Rzeczna Bryza wraz ze szczupłym cynamonowym kocurem – ten widok tak ucieszył Jabłuszko, że miał ochotę zawołać parę i pochwalić się odnalezieniem ich. Tak, to był dobry pomysł. Już miał krzyknąć, gdy poczuł, jak ziemia pod jego łapami zaczyna się osuwać.
- Pomocy! - wrzasnął wniebogłosy, panicznie szukając oparcia.
Chyba jednak dowie się, czy Klan Gwiazd istnieje naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz