Minęło już parę dni, odkąd kocięta Owczego Futerka otworzyły oczy. Słuch miały równie dobry, na tyle, żeby były świadome, co się wokół nich dzieje; żeby poznały swoją przekochaną mamę oraz niezbyt rozgarniętego tatusia, który nie potrafi mówić, bo bez zębów sepleni jak kociak. Natomiast mama... Cóż... A mama miała bardzo miękkie futerko i była przewrażliwiona na ich punkcie.
Było ich dwóch. Ta młoda dama miała na imię Puszek, zaś panicz Imbir.
Ta, Imbir. Może nie całkiem. Porzeczkowa Łapa powinna się przyzwyczaić do nowego imienia, a tym bardziej ciała. Nadal nie wiedziała, jak to się stało. Najpierw upadła. Poczuła, jak woda zmywa ją z powierzchni ziemi. Uderzenie. Krzyki klanowiczów. Lepką głowę i mokre futro. Na końcu sen, z którego właśnie się wybudziła jako inny kot, w dodatku kocur. Ale czy powinna pamiętać cokolwiek z poprzedniego życia? Według opowieści starszych, nie jest to możliwe. Co się nagle stało?
Mama wiele razy wypowiadała nazwę Klanu Nocy i znajome imiona, stąd wie, że na pewno jest ze swoimi. Może niekoniecznie w tym samym miejscu, ale z tymi samymi kotami. To dobrze, bardzo dobrze. Szkoda, że nie może się nazywać, jak zwała, więc...
Imbir. Kocur. I niech tak zostanie.
Imbir nie widział się jeszcze swojego brata z poprzedniego wcielenia - Aroniowego Podmuchu. Jeśli kiedykolwiek od narodzin kociąt odwiedził Owcze Futro, to pewnie wtedy, kiedy całymi dniami Imbir wylegiwał się przy cielsku matki, nie mając pojęcia, co się wokół niego dzieje. Odkąd zrozumiał, że coś tu jest nie tak, pierwszą rzeczą, o której pomyślał był właśnie Aronia. Przez ten cały czas martwił się, czy przeżył powódź. I w ogóle kto przeżył? Pstrągowy Pysk? Słodki Język? Powiedzcie, że ten tłusty zadek Bobrowa Kłoda nie dał rady. Pamiętał jak jako Porzeczkowa Łapa planował go zabić, wspólnymi siłami z Pstrągowym Pyskiem. Nie zdążyły. Cóż...
Fajnie było w poprzednim życiu. Wzloty, upadki, dramaty i zabawy. Trochę za tym tęsknił...
Właściwie to Porzeczka tęskniła. Imbir w ogóle nie miał wspomnień. W ogóle nie miał osobowości. Był nikim. Musiała nadać mu postaci i ją przybrać. Mogła ją oprzeć na sobie, nic by się nie stało, ale... Sam fakt, że ma nowe imię i futro wprawia w poczucie inności. Tym bardziej, że nagle stała się kocurem - a to dopiero niezręczne.
Dzisiaj Imbir był... Gburowaty. Objawiło się to niechęcią do zabawy z siostrą. W sumie, jakby kiedykolwiek chciał się z nią bawić. W ogóle jej nie trawił; czuł do niej taką małą niechęć, totalnie znikąd. Chyba już wiedział, co niegdyś czuł Aronia.
O wilku mowa, chyba ich odwiedził.
<Bro? To znaczy, Aronia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz