Jest! — wykrzyczała w myślach Kazarka, obserwując z poczuciem dumy swoje dzieło. Rozkruszony, spory odłamek lodu wpadł pod jego powierzchnię i odpłynął, pozostawiając otwór, przez jaki ona i patrol mogli spróbować swoich sił w łowieniu ryb. Odkąd wszystkie zbiorniki na terenie Klanu Nocy skuły się lodem, rzadko kiedy jadała ryby. Uczennica odrzuciła użyty do zrobienia przerębla kamień, który przetoczył się po twardej tafli. Była ona tak gruba, że nie bała się tego zrobić. Mimo tego kiedy myślała, że stali daleko od krawędzi jeziora, pojawiał się w niej lekki lęk, że jednak może przecenili swoje bezpieczeństwo. Pokrywa była tu w końcu cieńsza, a chodzenie po niej bardziej ryzykowne im dalej w stronę środka się zapuszczali. Gdyby mogła, łowiłaby zaraz przy brzegu. Tam jednak z drugiej strony lód był tak zbity, że nie było mowy na jego ukruszenie. Za każdym razem pozostawał ledwie draśnięty.
— Dobra robota — pochwalił ją Kolcolistne Kwiecie, podchodząc bliżej. Kazarkowa Łapa głęboko oddychała, zmęczona sesją nieustannego uderzenia w lód przez ostatnie parę minut. Karasiowa Łapa, która jej w tym pomagała, również wyglądała na strudzoną. Była w końcu młodsza, nieco mniejsza i słabsza od swojej kuzynki. Czekoladowa uśmiechnęła się do niej, po czym spojrzała na wojowników kłębiących się przy dziurze. Zajęcza Troska wyciągnęła gwałtownie pysk z wody. Kazarka musiała przechylić głowę, aby pomiędzy stojącym niebieskim kocurem i jego bratem zauważyć, że starsza wojowniczka w zębach trzymała szamoczącego się lina.
— Woah — mruknęła Karasiowa Łapa.
— Woah! — odpowiedziała tym samym Kazarka.
— Dawno nie widziałam tak dużej ryby — mruknęła jej do ucha, podzielając tym samym opinię reszty patrolu, co można było wywnioskować po pochwałach wojowników. Kazarkowa Łapa musiała się z nią zgodzić. Już otworzyła pysk, by zacząć marzyć o zjedzeniu złowionego przez liliową posiłku, lecz umilkła, kiedy ku niej zwróciły się oczy dwóch wojowników.
— A wy zamierzacie tu leżeć i czekać na gotowe? — spytał Kolcolistne Kwiecie. Kocur słynął ze swojego całkiem wybuchowego temperamentu i kotka nie była pewna, czy kocur mówi to z żartobliwą irytacją, czy był na nie faktycznie zły. Wolała nie ryzykować. Obie szylkretki zerwały się na nogi w tym samym momencie i podeszły do wody, która była wyjątkowo przejrzysta. Kazarka wpatrywała się w toń, po czym zauważyła, że Karasiowa Łapa nachyla się niepewnie nad otworem, chwiejąc się przy tym. Mając nieco więcej doświadczenia w łowieniu ryb w ten sposób żółtooka zaraz znalazła się obok niej.
— Łowiłaś kiedyś ryby w przeręblu? — zapytała Kazarka.
— Nie — odparła czarna, prostując się. — Patrzyłam czasem, jak inni to robią. Ale to jakieś niemożliwe — prychnęła.
— Jest całkiem proste! Spójrz, pokażę ci — miauknęła przyjaźnie i zamarła w zniżonej pozycji łowieckej przy lodowej krawędzi. — Jak się tak ułożysz będziesz mogła łatwiej wystrzelić po rybę, jak się pojawi. Ja lubię uderzać łapą tak, aby tafla drżała. Wtedy ryby myślą, że coś się tu znajduje do zjedzenia i podpływają — tłumaczyła szylkretce. — Można też poszukać czegoś, co wygląda jak robak albo jakaś mała rybka. Czasami wyrzuca na brzeg takie ościste, prawie niezdatne do zjedzenia... Znaczy, kiedy nie ma lodu, oczywiście. To działa o wiele lepiej. Ale to już raczej wiesz. A jak już się zdobycz pojawi... Szybki ruch i łapiesz! — powiedziała.
— Ciszej! — mruknął cicho Sum, stojąc z resztą trochę oddalony od uczennic, by nie płoszyć im ryb. One robiły to wystarczająco skutecznie we dwójkę. Kazarkowa Łapa posłała im przepraszające spojrzenie i znów zwróciła się w stronę Karasia:
— Teraz ty spróbuj.
— Nie potrzebowałam instrukcji, ale dzięki — miauknęła, nachylając się nad kipielą tak, jak poleciła jej kuzynka. Miarowo dotykała tafli łapą, wywołując małe falki. Kazarka chętnie by skomentowała czy to pogodę, czy jej ruchy, czy wspomniała w końcu o tym jak pragnie zjeść tamtego lina, ale nie chciała, aby to przez nią polowanie Karaś się nie udało. Widziała ruchy ryb pod wodą i mimowolnie oblizała pysk. Mało kto polował przez tą skutą pokrywę w jeziorze, więc pod nią życie rozkwitało tak, że sama Kazarkowa Łapa zazdrościła. Szturchnęła delikatnie uczennicę, by dać jej znać o rybach, jakby sama ich nie zauważyła. W końcu kotka wychyliła się, kiedy jedna z ułudek podpłynęła naprawdę blisko powierzchni... aż za bardzo! Kazarka zadrżała widząc, że przerażona kotka ześlizguje się w stronę głębi i w ułamek sekundy złapała ją całkiem boleśnie, ale pewnie za kark, powstrzymując przed niechybną lodowatą kąpielą. Zajęcza Troska i Kolcolistne Kwiecie czym prędzej podbiegli do kotek, ale Kazarka bez potrzeby wsparcia odstawiła na lodzie kuzynkę, dysząc, bardziej z szoku niż zmęczenia.
— Och, dzięki Klanu Gwiazdy! — mruknął pośrednio tym wstrząśnięty Kolcolistne Kwiecie.
— To było niebezpieczne! — Zajęcza Troska warknęła, być może po części zła na samą siebie, że pozwoliła dwóm uczennicom siedzieć przy przeręblu same. Karaś jednak się jeszcze nie odezwała. Czekoladowa szylkretka spojrzała na nią, by upewnić się że jest cała i sucha (zdawało się, że zamoczyła jedynie wąsy) i wymruczała:
— Wszystko w porządku?
<Karasiowa Łapo?>
[775 słów, nauka łowienia ryb]
[przyznano 16% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz