dawno dawno temu przed mianowaniem kiedy deficyt ziół
- Uhhh... zdążyło mi się przysnąć - wymruczał Powiew, kiedy Mżyste Futro tyrpnął go łapą i spróbował przyprowadzić do porządku po dłuższym siedzeniu w osłoniętym od wiatru zakątku. Lilowy nie wyglądał na zbyt przytomnego, Szept mógł niemal zobaczyć, jak wokół jego osoby unosi się stężona senność.
- Nasza prośba dalej aktualna? - odezwał się Mżysty, bowiem drugi z wojowników wciąż był nieswój. Cynia uniosła łebek znad obracanego przez nią w łapkach opakowania po batoniku czy innym cukierku.
- Jasne - stwierdziła pogodnie, po czym spojrzała na wyjście z uliczki. Chyba śnieżyca zelżała.
- No, to w drogę - Mżysty gotowy był już do drogi, natomiast reszta patrolu.. cóż, najchętniej dłużej posiedziałaby w całkiem nie tak złym kącie. Cynia widząc, że ma jeszcze troszkę czasu wstała, po czym przeciągnęła się. Następnie spojrzała na zaspanego Powiewa, zaraz potem zerkając na resztę dopiero co poznanych kotów, po czym ruszyła przed siebie, by poprowadzić ich do swej ciotki. Tuż po wyjściu z uliczki rozejrzała się jakby zastanawiając, po chwili ruszając w prawą lewą stronę truchcikiem, który dla starszych kotów był spokojnym chodem.
- Trochę mało przyjazne miejsce do życia - zauważył Szept po chwili chodzenia w milczeniu, rozglądając się dookoła z zainteresowaniem - Macie tu coś do jedzenia? Na zagłodzonych to mi się nie wydajecie… - Zmierzył z tyłu jeszcze wcześniej kotkę wzrokiem. Dziwna to doprawdy była sytuacja i niemal zdawało mu się, jak sierść staje mu dęba na karku. Nie jest to kocię zbyt naiwne, że prowadzi grupę kocurów w stronę swojej rodziny? Czy może to jakaś pułapka? Była to bardziej prawdopodobna opcja, niż takie luźne podejście do otoczenia.
- Oczywiście, że mamy. No, teraz to jest trochę gorzej, ale dajemy sobie radę. Moja rodzina zna się dobrze na ziołolecznictwie, więc koty z okolicy się z nami wymieniają na jedzenie i nie musimy głodować - stwierdziła. - a do tego jesteśmy zaprzyjaźnieni z niektórymi przeszczochami, w ciężkich czasach one też nam pomagają, tak samo my im. - Szept znów się zastanowił. To taki dzieciak byłby świetnym przykładem by porwać i mieć z tego okup w postaci ziół! Czemu nikt tego nie zrobił? Może ta dziwna grupa miała aż takie poprarcie wśród miejscowych, że nikt by nawet nie próbował? Kotka odwróciła nieco łebek by spojrzeć na Szepta. Po chwili jednak zatrzymała się, widocznie dostrzegając jakieś ślady - A wy? Wiele kotów jest bardzo głodnych... poza miastem jest lepiej czy tak samo?
Mżysty z Powiewem wymienili między sobą szybkie, jakieś porozumiewawcze spojrzenia, jednak zanim sami zabrali głos, znów odezwał się Szept, kontynuując temat.
- Eh - wzruszył ramionami po jakimś wysokim zaprzeczeniu - Bywało gorzej. Jak widać szkieletami nie jesteśmy. Nabieramy natomiast masy mięśniowej - pochwalił się, po czym zerknął w górę na wielkie "góry", które w jego odczuciu były niezwykle brzydkie.
- Różnice są jak na razie takie, że u was jest więcej kryjówek i jest cieplej, to z pozytywów. U nas są otwarte przestrzenie, jest miękko pod łapami i... uhh, mamy bardziej subtelne zapachy - tu zmarszczył nos, próbując go dać w inną stronę niż dochodził dziwny, nieznany mu smród.
- Faktycznie, jest dużo kryjówek w mieście, w których można się schować. Chociaż mój brat się w dużej części nie mieści - zaśmiała się, a gdy ślady skręciły, ona również.
- Żyjecie tu w większej społeczności? - spytał w końcu Powiew, widocznie zafascynowany i lekko zaniepokojony, gwiezdni wiedzieli czym - Czy nie dołączył może do was kocur o imieniu Krysia?
- Większej, zależy jaką uznać za większą. Słyszałam, że wy klany żyjecie w ogrooooomnych grupach. Nas jest trochę mniej, ale jak na tutejsze standardy jestesmy dużą grupą. Krysia? Cóż, ja tam nie wiem, ale może moja cioteczka wie. - stwierdziła. Gdy weszli w następną ulicę niespodziewanie wskoczyła na nią liliowa kulka. Dwa nieznane koty potoczyły się po śniegu, a już po chwili Cynia została przygnieciona do ziemi przez cętkowaną kotkę, w tym samym wieku. Czyli raczej.. nie musieli reagować?
- Pliszka! - pisnęła zaskoczona szynszylowa.
- Znalazłam cię, ślamazaro! - wykrzyczała cętkowana koteczka, śmiejąc jej się prosto w pysk. Jednak już po chwili dostrzegła obce koty, a w jej oczach zaiskrzyła ciekawość. - A to kto? O rajciu, jaki wielki! - liliowa straciła całe zainteresowanie swą siostrą, podbiegając do Powiewa - a ty jesteś, nie wiem, jakimś koto niedźwiedziem czy coś? Ale mięciutkie! - bez pytania zaczęła ugniatać futerko Powiewa.
- Oh - wydobyło się z pyska Powiewa, który widocznie nie stracił jeszcze całkiem nadziei na odnalezienie znajomego. Natomiast gdy wyskoczyło kolejne kocie, ten uśmiechnął się szeroko jeszcze dodatkowo się pusząc, jakby chcąc podwoić swoją olbrzymiość, stawiając ogon na sztorc i unosząc głowę.
- Jestem jednym z zaginionych przodków lilowych niedźwiedzi - odpowiedział niezwykle poważnie - Nasz ród cechował się najbardziej miękkim futrem w całej dolinie!
Pliszka rozszerzyła swe wielkie oczęta.
- Też chcę być niedźwiedziem!!! - wyrzyczała Pliszka, zatapiając się w sierści Powiewa i próbując ją wokół siebie ułożyć tak, by wyglądać, jakby też była niedźwiadkiem.
- Wiesz, zdradzę ci sekret - miauknął Powiew, ściszając głos - Jeśli odpowiednio się napuszysz i będziesz przestrzegać prawa niedźwiedziego, może zauważą cię przodkowie i obdarzą cię niedźwiedzią siłą…
Mała od razu na te słowa nadęła policzki, skupiając się a jej futerko poszło do góry, przez co cętkowana zaczęła wyglądać bardziej puchato.
- Bardzo dobrze, już pierwszy krok!
Kociak uśmiechnął się do Powiewa.
- Jak widzę poznałyście nowych znajomych - niespodziewanie rozległ się głos za Powiewem. Jeśli ten się odwróci, dostrzeże czekoladową szylkretkę mniej więcej w jego wieku, noszącą naszyjnik, który ozdabiały pomarańczowe kamienie szlachetne w kształcie prostokątów zwisających na krótszych bokach. Każdy z owych klejnotów był otoczony obwódką zrobioną z brązowego, lekko pomarańczowawego metalu.
Owa szylkretka stała tam z lekkim uśmiechem przypatrując się obcej trójce.
.- Hej, to mój stary, znajdź sobie swojego - dało się jeszcze słyszeć w tle głos Szepta, który spróbował wydobyć kociaka łapą spomiędzy gęstego futra Powiewa.
- Pani jest ciocią tej dwójki? - Pyta Mżysty, ignorując pozostałych, podczas gdy Powiew próbował odwrócić głowę w tył, by jakoś dojrzeć kolejnego kota który się pojawił i mu krótko pomachać.
- Dokładniej ciocią babcią, ale dla skrótu ciocią, tak - stwierdziła kocica.
- O, dobrze. Ja jestem Mżyste Futro, pozostała dwójka to Konwaliowy Powiew i Szepcząca Łapa - przy przedstawieniu się, po kolei wojownik kiwnął głową, a Szept machnął ogonem - Pochodzimy z Klanu Burzy, a przyszliśmy tu w poszukiwaniu kocura imieniem Krysia. Czy dołączył może do was taki?
- Jest raczej stary, ma taką brudną, długą, burą sierść. Trochę kościsty, brak jednego palca u tylnej łapy - wtrącił się Powiew, starając się przedstawić poszukiwanego jak najlepiej.
- Krysia, cóż, wiem że ktoś taki mieszka w okolicy, nawet parę razy go widziałam, ale nie utrzymujemy większych kontaktów. - stwierdziła - nie ma się najgorzej jak na te czasy. Pewnie dlatego, że zna się na medycynie. Zanim jednak się do niego skierujecie: z Klanu Burzy, tak? Dawno nie widzieliśmy się z Burzakami. Jak tam teraz u was? - Skowronek zdawała się ożywić na wiadomość o ich pochodzeniu. Kocica usiadła, jakby właśnie gotowała się do dłuższej konwersacji - zauważyliśmy, że przynajmniej przez jakiś czas u was na terenie były Wilczaki po wojnie. Pozbyliście się ich? Kto teraz u was jest liderem? Podejrzewam, że niestety Kamienna Gwiazda odeszła już na drugą stronę... - mruknęła - Ach, racja, jesteśmy na zewnątrz. Robi się zimno. Może chcecie byśmy przenieśli się w cieplejsze miejsce? - spytała.
Patrol był dość... zmieszany. Popatrzyli po sobie, potem zerknęli na Powiewa, jakby ten był jedyną możliwością informacyjną, jednak ten jedynie wzruszył ramionami. Sam wyglądał na trochę... zaniepokojonego? To tym bardziej zaalarmowało Szepta, który pod pozorną miną uprzejmości zdążył ocenić każdy szczegół jaki prezentowała sobą kocica i młode kulki. W końcu kto by ufał komuś, kto miał na ich temat nie dość, że zbyt wiele informacji, to jeszcze podawał się za jakiegoś znachora z kawałkami dziwnych kamieni dookoła szyi? Znaczy jasne. Były ładne i błyszczały, ale no! To jakiś sposób na przekupstwo? Skąd pewność, że nie pracują oni dla Wilczaków i tylko udają przyjaznych?
- Niech Pani poczeka - Mżysty widocznie nie specjalnie chciał iść gdzieś z kimś, kto wiedział o nich prawie wszystko, a oni o gospodarzu-praktycznie nic - Niech nam Pani coś wyjaśni. Skąd o tym wszystkim wie?
Skowronek uśmiechnęła się.
- W skrócie ujmując, ma matka dobrze znała się z waszą dawną liderką. Najlepiej wyjaśniłaby to wszystko właśnie ona, jednakże... już od dawna niestety nie żyje - stwierdziła. - Ale ta historia jest dłuższa.
- Cóż, na pewno chętnie jej posłuchamy... - Mruknął Mżysty. Zdawało się, że patrol potrzebuje wyjaśnień w kilku kwestiach. Widocznie kocur martwił się o ten nadmiar wiedzy u samotników, i Szept mu się nie dziwił. Sam teraz czuł się nieswojo. Nienawidził mieć tak ograniczonej informacji.
Szylkretka skinęła głową.
- A więc chodźcie za mną - po czym ruszyła przed siebie i zaczęła ich prowadzić w stronę znaną tylko jej oraz dwóm kociętom.
- Powiedz mi, ta twoja matka.. jak się nazywała? - zapytał niebieski po chwili.
- Mogliście już kiedyś o niej słyszeć. - stwierdziła, po chwili w końcu wypowiadając imię staruszki - Bylica.
- Niestety... nikogo takiego nie znamy - przyznał Mżakwa, a kiedy Szept zerknął na Powiewa, ten jedynie wzruszył znów barkami
Skinęła głową.
- Nie dziwię się - stwierdziła. Po jakimś czasie w końcu dotarli do uchylonego okna piwnicznego. Skowronek weszła do środka, a za nią Cynia. Pliszka stanęła jeszcze w przejściu, uśmiechnęła się figlarnie po czym wskoczyła do środka krzycząc - JUPIIIIII!
Sam patrol w przeciwieństwie do mieszkańców, wahał się. Rozglądali się niepewnie, jakby analizując, czy na pewno mogą wejść do “jaskini wroga”, jednak po jakimś czasie pojedynczo postanowili wejść dalej, rozglądając się czujnie. Przed nimi było zejście zrobione ze starych poduszek, kołder i innych miękkich rzeczy, które leśne koty widziały pierwszy raz w życiu. Przed nimi rozciągało się piwniczne pomieszczenie z różnymi gratami gdzieś w kątach. Jednakże środek pomieszczenia był nienaturalnie wręcz niezapełniony - jakby mieszkające tu koty pozbierały co się dało i wywaliły do reszty rupieci. Jedyne, co znajdowało się na środku, to kilka lepiej wyglądających poduszek i kocyków. Na jednej z nich leżał kremowy kocur, który zdawał się być dość zdziwiony gośćmi. Skowronek usadowiła się na jednej z poduszek, a dwa kocięta wskoczyły na kremowego kocura, używając go jako dodatkowej poduszki. Ten skrzywił się, ale nie zaprotestował, pozwalając małym na nim leżeć, mimo, że wyrośnięte kociaki nieco ważyły.
- Całkiem przestronnie - skomentował Powiew, na co Szept kichnął gdzieś w tyle, po czym przetarł nos z niezadowoleniem. Coś niezrozumiałego drapało go w nos i chyba nawet wiedział co. Padające przez otwór światło, pozwalało zobaczyć dziwne, małe drobinki.
- Ta - mruknął jakby do siebie.
- Trzeba było się jakoś urządzić - stwierdziła Skowronek, tymczasem małe ugniatały łapkami ofiarę z innego osobnika, któremu to patrol skinął jedynie głową.
- Wujekkkkk - Pliszka coś chciała powiedzieć, ale kocur jej przerwał.
- Śmieć. Nazywam. Się. Śmieć - powiedział bardzo poważnym tonem, ale mała nie zwróciła na to uwagi, po czym położyła mu łapy na głowie, wbijając lekko swe pazurki między futro, co wywołało rozszerzenie oczu u zdziwionego kocura. - WUJEK ŚMIEĆ! - zaczęła skandować, a ten tym bardziej się załamał.
Szept zerknął na Powiewa, który nie wydawał się być imieniem zaskoczony, jednak trochę niepocieszony. Sam uczeń jednak nie komentował na chwilę obecną. Nie jemu było oceniać dziwności świata betonowego.
- Tak więc... uh, pani... jak się mamy właściwie zwracać? - zabrał znów głos Mżawka
- Nazywam się Skowronek - przedstawiła się kocica. - Usiądźcie. Pytajcie o co chcecie.-
Szept, wyglądając jakby niezbyt się przejmował w tym momencie spięciem i dziwnością sytuacji, po prostu wybrał jedną z poduszek, na której zgrabnie się usadowił, co dwójce wojowników przyszło z większym trudem, jednak w końcu grzecznie się ulokowali gdzieś na rogu. Zanim jednak nastała chwila niezręcznej ciszy, głos zabrał Szept.
- Mówiłaś.... przepraszam, mogę się zwracać na ty?
Starsza skinęła głową.
- Oczywiście. Mów śmiało - miauknęła, uśmiechając się.
- No więc, mówiłaś, że możemy znać jakąś Bylicę i że się znała z naszą dawną przywódczynią. Pytanie: którą? I czemu się znały? Oczywiście, jest wiele możliwości, do tego kilka z nich bardzo prawdopodobnych, jednak wolałbym usłyszeć to od ciebie osobiście. Myślę, że reszta też. W końcu, jak wiesz, entuzjazm na wieść o klanach jest dość rzadko spotykany.
- Och, nie mówiłam, że wy możecie ją znać. Mogliście o niej słyszeć, ale raczej nie znać. A znała się z Kamienną Gwiazdą, którą wcześniej wspomniałam. Dlaczego? Ponieważ... - Skowronek nie dokończyła, bo Cynia wstała na łapy (przy okazji miażdżąc kręgosłup biednego Śmiecia) i odezwała się pierwsza:
- Była z Klanu Burzy! - miauknęła mała, chcąc pochwalić się że pamięta historię rodziny, a w tym samym momencie Pliszka korzystając z okazji popchnęła ją i szynszylowa upadła na ziemię. Czarna próbowała wstać, tymczasem liliowa zaczęła zwijać się ze śmiechu, a Śmieć po prostu w geście załamania zakrył sobie jedną łapą oczy.
- To wiele wyjaśnia - skwitował Mżawka, trochę się jakby uspokajając - Chociaż... musiały się chyba znać jeszcze z czasów przed przeprowadzką. To kawał czasu.
- Tak, tak. Bylica w końcu miałaby teraz ponad sto czterdzieści księżyców, gdyby żyła - stwierdziła Skowronek. - Zaiste, było to dawno temu.
- W takim razie, czemu nie przyłączyliście się do klanu? Wydajecie się mieć z nimi dobre wspomnienia - kontynuował wojownik.
- Cóż... nie jest tak do końca. Były dobre wspomnienia, ale także i złe. Jak wiecie, historia Klanu Burzy... nie była taka kolorowa - stwierdziła Skowronek - Bylica uznała, że pozostanie samotniczką. My też pozostaliśmy - stwierdziła - Ale to nie oznacza, że nie utrzymywała znajomości. Więc gdy Mroczna Gwiazda zaczął być zagrożeniem, ostrzegła o nim Kamienną Gwiazdę. Bycie samotnikiem ma swoje plusy. Bylica podróżowała i spotykała koty. Wiedziała więc dużo i tej wiedzy użyczyła częściowo Kamień. Ale niestety nie uchroniło to ani was, ani nas przed mocniejszymi skutkami konfliktu między czterema klanami.
- Czyli... możemy was uznać za przyjaciół? - dopytał jeszcze Powiew, patrząc z jakąś nadzieją na Skowronka.
- Oczywiście - stwierdziła Skowronek, skinąwszy głową z uśmiechem.
- Powinniście spotkać się z Różą - ogłosił Powiew, klaskając w łapy po chwili ciszy, na co spotkał się z niezbyt zadowolonymi oczyma współtowarzyszy. Co prawda Szept już od początku rozmowy brał taką możliwość pod uwagę, jednak czemu ojciec musiał wypalić z tym akurat teraz? Nie mógł poczekać? Chociaż może za bardzo to analizował, w końcu widać było nawet po samej mowie ciała, że koty to nie wrogie maszyny do zabijania.
- Różą? - spytała - czy ta Róża jest czarną szylkretką z przewagą czerni, starszą ode mnie? - spytała.
- Tak! Dokładnie. Taka wysoka, wiecznie niezadowolona... a co, ją też znacie? - spytał wojownik, już na poważnie zaskoczony
- Kiedyś Róża pomogła mej matce. Znały się krótko, ale Bylica była jej wdzięczna. Jest waszą przywódczynią? - Powiew pokiwał głową na potwierdzenie
- Chętnie się z nią spotkamy - stwierdziła Skowronek, ale zaraz coś sobie jakby przypomniała - Cóż, my tu sobie gadu gadu, ale została jedna kwestia. Co się takiego stało, że zaszliście aż do miasta? Przecież mieszkacie dość daleko, jeśli iść okrężną drogą.
- Cóż, szukamy Krysi - tu znów się odezwał Mżawka, trochę niechętnie - Powiew go znał, być może mógłby nam pomóc.
- W czym? - spytała Cynia, właśnie przygniatająca swą siostrę w zemście do ziemi.
- W załawieniu interesu z ziołami - wyjaśnił.
- My też mamy zioła - stwierdziła Skowronek - Jeśli chcecie, możemy wam coś dać. Czego potrzebujecie?
- Głupio mówić, szczególnie, że widzimy się pierwszy raz na oczy - mruknął Mżawka - Jednak mamy dość spory deficyt kocimiętki.
- My mamy jej na tyle, by się podzielić. W końcu to Siedlisko Dwunożnych - stwierdziła Skowronek.
- Oh, to... - Mżysty jakby szukał w pyskach towarzyszy co mógłby odpowiedzieć - Cóż... bylibyśmy wdzięczni...
- Po co dwunożnym kocimiętka? - zapytał uczeń, niezbyt zadowolony, że nie mógł przejąć inicjatywy w tych interesach. Huh, gdyby tylko był starszy…
- Szczerze... raczej się nad tym nie zastanawialiśmy, ale ja widzę dwa powody. Pierwszy, to to, że duwnogi lubią przy swoich gniazdach mieć mały teren zieleni, zwany ogrodem. Tam sadzą wszystko, co wpadnie im w łapy i dostatecznie się spodoba. Prawdopodobnie więc kocimiętka kiedyś po prostu została przez nich odkryta i zasadzona. Drugi jest taki... że Dwunożni żyją z pieszczochami. Możliwe, że uznali, że skoro koty lubią kocimiętkę, to będą ją im sadzić by mogły jeść jej do woli - zaśmiała się - A co do wcześniejszego pytania, to chętnie podzielimy się z wami naszymi zapasami - dodała. Tu Patrol na moment zamarł, zerkając na kotkę, jednak nie jakoś nienaturalnie. Wyglądało to bardziej, jakby się zastanawiali. Ale właśnie…. znów zbyt chętnie. Czego chcieliby w zamian? Szept zerknął na Powiewa, który przystrolił pysk w niepewny uśmiech.
- Jak możemy się wam odwdzięczyć?
- Uhhh... zdążyło mi się przysnąć - wymruczał Powiew, kiedy Mżyste Futro tyrpnął go łapą i spróbował przyprowadzić do porządku po dłuższym siedzeniu w osłoniętym od wiatru zakątku. Lilowy nie wyglądał na zbyt przytomnego, Szept mógł niemal zobaczyć, jak wokół jego osoby unosi się stężona senność.
- Nasza prośba dalej aktualna? - odezwał się Mżysty, bowiem drugi z wojowników wciąż był nieswój. Cynia uniosła łebek znad obracanego przez nią w łapkach opakowania po batoniku czy innym cukierku.
- Jasne - stwierdziła pogodnie, po czym spojrzała na wyjście z uliczki. Chyba śnieżyca zelżała.
- No, to w drogę - Mżysty gotowy był już do drogi, natomiast reszta patrolu.. cóż, najchętniej dłużej posiedziałaby w całkiem nie tak złym kącie. Cynia widząc, że ma jeszcze troszkę czasu wstała, po czym przeciągnęła się. Następnie spojrzała na zaspanego Powiewa, zaraz potem zerkając na resztę dopiero co poznanych kotów, po czym ruszyła przed siebie, by poprowadzić ich do swej ciotki. Tuż po wyjściu z uliczki rozejrzała się jakby zastanawiając, po chwili ruszając w prawą lewą stronę truchcikiem, który dla starszych kotów był spokojnym chodem.
- Trochę mało przyjazne miejsce do życia - zauważył Szept po chwili chodzenia w milczeniu, rozglądając się dookoła z zainteresowaniem - Macie tu coś do jedzenia? Na zagłodzonych to mi się nie wydajecie… - Zmierzył z tyłu jeszcze wcześniej kotkę wzrokiem. Dziwna to doprawdy była sytuacja i niemal zdawało mu się, jak sierść staje mu dęba na karku. Nie jest to kocię zbyt naiwne, że prowadzi grupę kocurów w stronę swojej rodziny? Czy może to jakaś pułapka? Była to bardziej prawdopodobna opcja, niż takie luźne podejście do otoczenia.
- Oczywiście, że mamy. No, teraz to jest trochę gorzej, ale dajemy sobie radę. Moja rodzina zna się dobrze na ziołolecznictwie, więc koty z okolicy się z nami wymieniają na jedzenie i nie musimy głodować - stwierdziła. - a do tego jesteśmy zaprzyjaźnieni z niektórymi przeszczochami, w ciężkich czasach one też nam pomagają, tak samo my im. - Szept znów się zastanowił. To taki dzieciak byłby świetnym przykładem by porwać i mieć z tego okup w postaci ziół! Czemu nikt tego nie zrobił? Może ta dziwna grupa miała aż takie poprarcie wśród miejscowych, że nikt by nawet nie próbował? Kotka odwróciła nieco łebek by spojrzeć na Szepta. Po chwili jednak zatrzymała się, widocznie dostrzegając jakieś ślady - A wy? Wiele kotów jest bardzo głodnych... poza miastem jest lepiej czy tak samo?
Mżysty z Powiewem wymienili między sobą szybkie, jakieś porozumiewawcze spojrzenia, jednak zanim sami zabrali głos, znów odezwał się Szept, kontynuując temat.
- Eh - wzruszył ramionami po jakimś wysokim zaprzeczeniu - Bywało gorzej. Jak widać szkieletami nie jesteśmy. Nabieramy natomiast masy mięśniowej - pochwalił się, po czym zerknął w górę na wielkie "góry", które w jego odczuciu były niezwykle brzydkie.
- Różnice są jak na razie takie, że u was jest więcej kryjówek i jest cieplej, to z pozytywów. U nas są otwarte przestrzenie, jest miękko pod łapami i... uhh, mamy bardziej subtelne zapachy - tu zmarszczył nos, próbując go dać w inną stronę niż dochodził dziwny, nieznany mu smród.
- Faktycznie, jest dużo kryjówek w mieście, w których można się schować. Chociaż mój brat się w dużej części nie mieści - zaśmiała się, a gdy ślady skręciły, ona również.
- Żyjecie tu w większej społeczności? - spytał w końcu Powiew, widocznie zafascynowany i lekko zaniepokojony, gwiezdni wiedzieli czym - Czy nie dołączył może do was kocur o imieniu Krysia?
- Większej, zależy jaką uznać za większą. Słyszałam, że wy klany żyjecie w ogrooooomnych grupach. Nas jest trochę mniej, ale jak na tutejsze standardy jestesmy dużą grupą. Krysia? Cóż, ja tam nie wiem, ale może moja cioteczka wie. - stwierdziła. Gdy weszli w następną ulicę niespodziewanie wskoczyła na nią liliowa kulka. Dwa nieznane koty potoczyły się po śniegu, a już po chwili Cynia została przygnieciona do ziemi przez cętkowaną kotkę, w tym samym wieku. Czyli raczej.. nie musieli reagować?
- Pliszka! - pisnęła zaskoczona szynszylowa.
- Znalazłam cię, ślamazaro! - wykrzyczała cętkowana koteczka, śmiejąc jej się prosto w pysk. Jednak już po chwili dostrzegła obce koty, a w jej oczach zaiskrzyła ciekawość. - A to kto? O rajciu, jaki wielki! - liliowa straciła całe zainteresowanie swą siostrą, podbiegając do Powiewa - a ty jesteś, nie wiem, jakimś koto niedźwiedziem czy coś? Ale mięciutkie! - bez pytania zaczęła ugniatać futerko Powiewa.
- Oh - wydobyło się z pyska Powiewa, który widocznie nie stracił jeszcze całkiem nadziei na odnalezienie znajomego. Natomiast gdy wyskoczyło kolejne kocie, ten uśmiechnął się szeroko jeszcze dodatkowo się pusząc, jakby chcąc podwoić swoją olbrzymiość, stawiając ogon na sztorc i unosząc głowę.
- Jestem jednym z zaginionych przodków lilowych niedźwiedzi - odpowiedział niezwykle poważnie - Nasz ród cechował się najbardziej miękkim futrem w całej dolinie!
Pliszka rozszerzyła swe wielkie oczęta.
- Też chcę być niedźwiedziem!!! - wyrzyczała Pliszka, zatapiając się w sierści Powiewa i próbując ją wokół siebie ułożyć tak, by wyglądać, jakby też była niedźwiadkiem.
- Wiesz, zdradzę ci sekret - miauknął Powiew, ściszając głos - Jeśli odpowiednio się napuszysz i będziesz przestrzegać prawa niedźwiedziego, może zauważą cię przodkowie i obdarzą cię niedźwiedzią siłą…
Mała od razu na te słowa nadęła policzki, skupiając się a jej futerko poszło do góry, przez co cętkowana zaczęła wyglądać bardziej puchato.
- Bardzo dobrze, już pierwszy krok!
Kociak uśmiechnął się do Powiewa.
- Jak widzę poznałyście nowych znajomych - niespodziewanie rozległ się głos za Powiewem. Jeśli ten się odwróci, dostrzeże czekoladową szylkretkę mniej więcej w jego wieku, noszącą naszyjnik, który ozdabiały pomarańczowe kamienie szlachetne w kształcie prostokątów zwisających na krótszych bokach. Każdy z owych klejnotów był otoczony obwódką zrobioną z brązowego, lekko pomarańczowawego metalu.
Owa szylkretka stała tam z lekkim uśmiechem przypatrując się obcej trójce.
.- Hej, to mój stary, znajdź sobie swojego - dało się jeszcze słyszeć w tle głos Szepta, który spróbował wydobyć kociaka łapą spomiędzy gęstego futra Powiewa.
- Pani jest ciocią tej dwójki? - Pyta Mżysty, ignorując pozostałych, podczas gdy Powiew próbował odwrócić głowę w tył, by jakoś dojrzeć kolejnego kota który się pojawił i mu krótko pomachać.
- Dokładniej ciocią babcią, ale dla skrótu ciocią, tak - stwierdziła kocica.
- O, dobrze. Ja jestem Mżyste Futro, pozostała dwójka to Konwaliowy Powiew i Szepcząca Łapa - przy przedstawieniu się, po kolei wojownik kiwnął głową, a Szept machnął ogonem - Pochodzimy z Klanu Burzy, a przyszliśmy tu w poszukiwaniu kocura imieniem Krysia. Czy dołączył może do was taki?
- Jest raczej stary, ma taką brudną, długą, burą sierść. Trochę kościsty, brak jednego palca u tylnej łapy - wtrącił się Powiew, starając się przedstawić poszukiwanego jak najlepiej.
- Krysia, cóż, wiem że ktoś taki mieszka w okolicy, nawet parę razy go widziałam, ale nie utrzymujemy większych kontaktów. - stwierdziła - nie ma się najgorzej jak na te czasy. Pewnie dlatego, że zna się na medycynie. Zanim jednak się do niego skierujecie: z Klanu Burzy, tak? Dawno nie widzieliśmy się z Burzakami. Jak tam teraz u was? - Skowronek zdawała się ożywić na wiadomość o ich pochodzeniu. Kocica usiadła, jakby właśnie gotowała się do dłuższej konwersacji - zauważyliśmy, że przynajmniej przez jakiś czas u was na terenie były Wilczaki po wojnie. Pozbyliście się ich? Kto teraz u was jest liderem? Podejrzewam, że niestety Kamienna Gwiazda odeszła już na drugą stronę... - mruknęła - Ach, racja, jesteśmy na zewnątrz. Robi się zimno. Może chcecie byśmy przenieśli się w cieplejsze miejsce? - spytała.
Patrol był dość... zmieszany. Popatrzyli po sobie, potem zerknęli na Powiewa, jakby ten był jedyną możliwością informacyjną, jednak ten jedynie wzruszył ramionami. Sam wyglądał na trochę... zaniepokojonego? To tym bardziej zaalarmowało Szepta, który pod pozorną miną uprzejmości zdążył ocenić każdy szczegół jaki prezentowała sobą kocica i młode kulki. W końcu kto by ufał komuś, kto miał na ich temat nie dość, że zbyt wiele informacji, to jeszcze podawał się za jakiegoś znachora z kawałkami dziwnych kamieni dookoła szyi? Znaczy jasne. Były ładne i błyszczały, ale no! To jakiś sposób na przekupstwo? Skąd pewność, że nie pracują oni dla Wilczaków i tylko udają przyjaznych?
- Niech Pani poczeka - Mżysty widocznie nie specjalnie chciał iść gdzieś z kimś, kto wiedział o nich prawie wszystko, a oni o gospodarzu-praktycznie nic - Niech nam Pani coś wyjaśni. Skąd o tym wszystkim wie?
Skowronek uśmiechnęła się.
- W skrócie ujmując, ma matka dobrze znała się z waszą dawną liderką. Najlepiej wyjaśniłaby to wszystko właśnie ona, jednakże... już od dawna niestety nie żyje - stwierdziła. - Ale ta historia jest dłuższa.
- Cóż, na pewno chętnie jej posłuchamy... - Mruknął Mżysty. Zdawało się, że patrol potrzebuje wyjaśnień w kilku kwestiach. Widocznie kocur martwił się o ten nadmiar wiedzy u samotników, i Szept mu się nie dziwił. Sam teraz czuł się nieswojo. Nienawidził mieć tak ograniczonej informacji.
Szylkretka skinęła głową.
- A więc chodźcie za mną - po czym ruszyła przed siebie i zaczęła ich prowadzić w stronę znaną tylko jej oraz dwóm kociętom.
- Powiedz mi, ta twoja matka.. jak się nazywała? - zapytał niebieski po chwili.
- Mogliście już kiedyś o niej słyszeć. - stwierdziła, po chwili w końcu wypowiadając imię staruszki - Bylica.
- Niestety... nikogo takiego nie znamy - przyznał Mżakwa, a kiedy Szept zerknął na Powiewa, ten jedynie wzruszył znów barkami
Skinęła głową.
- Nie dziwię się - stwierdziła. Po jakimś czasie w końcu dotarli do uchylonego okna piwnicznego. Skowronek weszła do środka, a za nią Cynia. Pliszka stanęła jeszcze w przejściu, uśmiechnęła się figlarnie po czym wskoczyła do środka krzycząc - JUPIIIIII!
Sam patrol w przeciwieństwie do mieszkańców, wahał się. Rozglądali się niepewnie, jakby analizując, czy na pewno mogą wejść do “jaskini wroga”, jednak po jakimś czasie pojedynczo postanowili wejść dalej, rozglądając się czujnie. Przed nimi było zejście zrobione ze starych poduszek, kołder i innych miękkich rzeczy, które leśne koty widziały pierwszy raz w życiu. Przed nimi rozciągało się piwniczne pomieszczenie z różnymi gratami gdzieś w kątach. Jednakże środek pomieszczenia był nienaturalnie wręcz niezapełniony - jakby mieszkające tu koty pozbierały co się dało i wywaliły do reszty rupieci. Jedyne, co znajdowało się na środku, to kilka lepiej wyglądających poduszek i kocyków. Na jednej z nich leżał kremowy kocur, który zdawał się być dość zdziwiony gośćmi. Skowronek usadowiła się na jednej z poduszek, a dwa kocięta wskoczyły na kremowego kocura, używając go jako dodatkowej poduszki. Ten skrzywił się, ale nie zaprotestował, pozwalając małym na nim leżeć, mimo, że wyrośnięte kociaki nieco ważyły.
- Całkiem przestronnie - skomentował Powiew, na co Szept kichnął gdzieś w tyle, po czym przetarł nos z niezadowoleniem. Coś niezrozumiałego drapało go w nos i chyba nawet wiedział co. Padające przez otwór światło, pozwalało zobaczyć dziwne, małe drobinki.
- Ta - mruknął jakby do siebie.
- Trzeba było się jakoś urządzić - stwierdziła Skowronek, tymczasem małe ugniatały łapkami ofiarę z innego osobnika, któremu to patrol skinął jedynie głową.
- Wujekkkkk - Pliszka coś chciała powiedzieć, ale kocur jej przerwał.
- Śmieć. Nazywam. Się. Śmieć - powiedział bardzo poważnym tonem, ale mała nie zwróciła na to uwagi, po czym położyła mu łapy na głowie, wbijając lekko swe pazurki między futro, co wywołało rozszerzenie oczu u zdziwionego kocura. - WUJEK ŚMIEĆ! - zaczęła skandować, a ten tym bardziej się załamał.
Szept zerknął na Powiewa, który nie wydawał się być imieniem zaskoczony, jednak trochę niepocieszony. Sam uczeń jednak nie komentował na chwilę obecną. Nie jemu było oceniać dziwności świata betonowego.
- Tak więc... uh, pani... jak się mamy właściwie zwracać? - zabrał znów głos Mżawka
- Nazywam się Skowronek - przedstawiła się kocica. - Usiądźcie. Pytajcie o co chcecie.-
Szept, wyglądając jakby niezbyt się przejmował w tym momencie spięciem i dziwnością sytuacji, po prostu wybrał jedną z poduszek, na której zgrabnie się usadowił, co dwójce wojowników przyszło z większym trudem, jednak w końcu grzecznie się ulokowali gdzieś na rogu. Zanim jednak nastała chwila niezręcznej ciszy, głos zabrał Szept.
- Mówiłaś.... przepraszam, mogę się zwracać na ty?
Starsza skinęła głową.
- Oczywiście. Mów śmiało - miauknęła, uśmiechając się.
- No więc, mówiłaś, że możemy znać jakąś Bylicę i że się znała z naszą dawną przywódczynią. Pytanie: którą? I czemu się znały? Oczywiście, jest wiele możliwości, do tego kilka z nich bardzo prawdopodobnych, jednak wolałbym usłyszeć to od ciebie osobiście. Myślę, że reszta też. W końcu, jak wiesz, entuzjazm na wieść o klanach jest dość rzadko spotykany.
- Och, nie mówiłam, że wy możecie ją znać. Mogliście o niej słyszeć, ale raczej nie znać. A znała się z Kamienną Gwiazdą, którą wcześniej wspomniałam. Dlaczego? Ponieważ... - Skowronek nie dokończyła, bo Cynia wstała na łapy (przy okazji miażdżąc kręgosłup biednego Śmiecia) i odezwała się pierwsza:
- Była z Klanu Burzy! - miauknęła mała, chcąc pochwalić się że pamięta historię rodziny, a w tym samym momencie Pliszka korzystając z okazji popchnęła ją i szynszylowa upadła na ziemię. Czarna próbowała wstać, tymczasem liliowa zaczęła zwijać się ze śmiechu, a Śmieć po prostu w geście załamania zakrył sobie jedną łapą oczy.
- To wiele wyjaśnia - skwitował Mżawka, trochę się jakby uspokajając - Chociaż... musiały się chyba znać jeszcze z czasów przed przeprowadzką. To kawał czasu.
- Tak, tak. Bylica w końcu miałaby teraz ponad sto czterdzieści księżyców, gdyby żyła - stwierdziła Skowronek. - Zaiste, było to dawno temu.
- W takim razie, czemu nie przyłączyliście się do klanu? Wydajecie się mieć z nimi dobre wspomnienia - kontynuował wojownik.
- Cóż... nie jest tak do końca. Były dobre wspomnienia, ale także i złe. Jak wiecie, historia Klanu Burzy... nie była taka kolorowa - stwierdziła Skowronek - Bylica uznała, że pozostanie samotniczką. My też pozostaliśmy - stwierdziła - Ale to nie oznacza, że nie utrzymywała znajomości. Więc gdy Mroczna Gwiazda zaczął być zagrożeniem, ostrzegła o nim Kamienną Gwiazdę. Bycie samotnikiem ma swoje plusy. Bylica podróżowała i spotykała koty. Wiedziała więc dużo i tej wiedzy użyczyła częściowo Kamień. Ale niestety nie uchroniło to ani was, ani nas przed mocniejszymi skutkami konfliktu między czterema klanami.
- Czyli... możemy was uznać za przyjaciół? - dopytał jeszcze Powiew, patrząc z jakąś nadzieją na Skowronka.
- Oczywiście - stwierdziła Skowronek, skinąwszy głową z uśmiechem.
- Powinniście spotkać się z Różą - ogłosił Powiew, klaskając w łapy po chwili ciszy, na co spotkał się z niezbyt zadowolonymi oczyma współtowarzyszy. Co prawda Szept już od początku rozmowy brał taką możliwość pod uwagę, jednak czemu ojciec musiał wypalić z tym akurat teraz? Nie mógł poczekać? Chociaż może za bardzo to analizował, w końcu widać było nawet po samej mowie ciała, że koty to nie wrogie maszyny do zabijania.
- Różą? - spytała - czy ta Róża jest czarną szylkretką z przewagą czerni, starszą ode mnie? - spytała.
- Tak! Dokładnie. Taka wysoka, wiecznie niezadowolona... a co, ją też znacie? - spytał wojownik, już na poważnie zaskoczony
- Kiedyś Róża pomogła mej matce. Znały się krótko, ale Bylica była jej wdzięczna. Jest waszą przywódczynią? - Powiew pokiwał głową na potwierdzenie
- Chętnie się z nią spotkamy - stwierdziła Skowronek, ale zaraz coś sobie jakby przypomniała - Cóż, my tu sobie gadu gadu, ale została jedna kwestia. Co się takiego stało, że zaszliście aż do miasta? Przecież mieszkacie dość daleko, jeśli iść okrężną drogą.
- Cóż, szukamy Krysi - tu znów się odezwał Mżawka, trochę niechętnie - Powiew go znał, być może mógłby nam pomóc.
- W czym? - spytała Cynia, właśnie przygniatająca swą siostrę w zemście do ziemi.
- W załawieniu interesu z ziołami - wyjaśnił.
- My też mamy zioła - stwierdziła Skowronek - Jeśli chcecie, możemy wam coś dać. Czego potrzebujecie?
- Głupio mówić, szczególnie, że widzimy się pierwszy raz na oczy - mruknął Mżawka - Jednak mamy dość spory deficyt kocimiętki.
- My mamy jej na tyle, by się podzielić. W końcu to Siedlisko Dwunożnych - stwierdziła Skowronek.
- Oh, to... - Mżysty jakby szukał w pyskach towarzyszy co mógłby odpowiedzieć - Cóż... bylibyśmy wdzięczni...
- Po co dwunożnym kocimiętka? - zapytał uczeń, niezbyt zadowolony, że nie mógł przejąć inicjatywy w tych interesach. Huh, gdyby tylko był starszy…
- Szczerze... raczej się nad tym nie zastanawialiśmy, ale ja widzę dwa powody. Pierwszy, to to, że duwnogi lubią przy swoich gniazdach mieć mały teren zieleni, zwany ogrodem. Tam sadzą wszystko, co wpadnie im w łapy i dostatecznie się spodoba. Prawdopodobnie więc kocimiętka kiedyś po prostu została przez nich odkryta i zasadzona. Drugi jest taki... że Dwunożni żyją z pieszczochami. Możliwe, że uznali, że skoro koty lubią kocimiętkę, to będą ją im sadzić by mogły jeść jej do woli - zaśmiała się - A co do wcześniejszego pytania, to chętnie podzielimy się z wami naszymi zapasami - dodała. Tu Patrol na moment zamarł, zerkając na kotkę, jednak nie jakoś nienaturalnie. Wyglądało to bardziej, jakby się zastanawiali. Ale właśnie…. znów zbyt chętnie. Czego chcieliby w zamian? Szept zerknął na Powiewa, który przystrolił pysk w niepewny uśmiech.
- Jak możemy się wam odwdzięczyć?
<Cynia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz