- Ładnie wyglądasz – powiedziała Bursztynowa Łapa. Mak cofnęła się lekko. Nie wiedziała co się z nią dzieje, ale poczuła się jakoś dziwnie. Nie umiała tego określić, ale poczuła w brzuchu jakby... Motyle?
- Dz...Dzięki... – to było jedyne słowo, jakie mogła powiedzieć. Spuściła wzrok. Wtedy zauważyła na ziemi kolejny kwiat. Złapała go szybko i niedokładnie wplotła w futro starszej kotki. Lekki rumieniec pojawił się na jej pysku, jednak szybko znikł, gdy Bursztyn wypowiedziała kolejne słowa.
- To skoro zostało tyle maków, może zaniesiemy je twojemu tacie? – zapytała. Mak spojrzała na nią zdziwiona i trochę wystraszona. Jej tacie? Przeszedł ją dreszcz strachu. Jej ojciec był największym koszmarem Mak, który nie chciał zniknąć w świecie snów. Czy naprawdę musiały iść akurat do niego?
- Lepiej nie... – odparła – M-mój tata jest... Nie jest z-za fajny – powiedziała cicho. Miała nadzieję, że starsza jednak zmieni zdanie.
- Może spróbujemy? – zapytała, niszcząc tym całą nadzieję i szansę liliowej na niespotykanie taty. Westchnęła i spojrzała na uśmiechającą się koleżankę. Chciała spędzić z nią jeszcze trochę czasu i jeśli tylko to zatrzyma je tu chwilę dłużej, zgodzi się. I tak właśnie zrobiła. Bursztynowa Łapa zaprowadziła ją do miejsca, gdzie rosło całe mnóstwo maków. Zaczęły zbierać i już po chwili liliowa zapomniała o ojcu. Nie odzywały się do siebie, ale Mak co chwilę patrzyła na starszą kotkę. Bardzo chciała o czymś porozmawiać, w końcu pomogłoby to jej stać się dzikusem, ale do końca nie wiedziała, o czym. Może by się nawet zaprzyjaźniły? Tylko trzeba było spróbować. Bursztyn wyglądała na bardzo zajętą swoją pracą, dlatego młodsza nie była pewna, czy się odezwać. W końcu jednak liliowa postanowiła coś powiedzieć.
- A tak przy o-okazji... Dlaczego dołączyłaś d-do Klanu Wilka? – zapytała cicho, układając swoje maki w małą stertę. Niebieska przez chwilę się nie odzywała. Przestała nawet sortować kwiatki. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko szelestem liści na wietrze. Po chwili Bursztynowa Łapa wróciła do swojego zadania, nie odpowiadając na pytanie młodszej uczennicy. Czyżby o nim zapomniała? Makowa Łapa nie wiedziała, o co chodzi starszej koleżance, ale bardzo chciała się tego dowiedzieć. Może to było coś strasznego, albo wręcz przeciwnie? Skoro musiała zostać dzikusem, to chyba musiała się jakoś dowiedzieć, albo choć spodobać, by pokazać, że się nie boi. Postanowiła więc spróbować. Podeszła do kotki.
- Dlaczego nie chcesz m-mi powiedzieć? – zapytała. Ta jednak znowu się nie odzywała. Może to naprawdę było aż takie złe, że niebieska nie chciała o tym rozmawiać?
- Ktoś cię do tego z-zmusił?
- Nie, może wróćmy do zbierania? – zaproponowała Bursztyn. Mak spojrzała na nią trochę smutnym wzrokiem. Wyglądało na to, że to naprawdę było takie złe i Bursztyn ewidentnie nie chciała o tym mówić. Poczuła się trochę głupio. Nie powinna tak naciskać, skoro złotooka nie chciała powiedzieć. Cicho wróciła do swoich maków. Zebrały jeszcze trochę i powoli zaczęły wracać. Nie odzywały się już do siebie, co trochę smuciło Mak. Miała nadzieję, że starsza uczennica nie była zła. Bardzo chciała się z nią zaprzyjaźnić, a ich ostatnia rozmowa mogła zaprzepaścić tę szansę. W końcu doszły do obozu. Weszły do środka i skierowały się do legowiska medyka. Gęsi Wrzask był w środku i grzebał coś przy ziołach. Mak zjeżyła sierść. Czy naprawdę musiały to robić? Bała się ojca, od samego początku. Nigdy nie była pewna, co on może zrobić, a nie chciała dostać pazurami po pysku, z powodu kwiatów. Bursztynowa Łapa stanęła obok liliowej, dodając jej tym trochę odwagi.
- T-tato...? – powiedziała cicho Makowa Łapa, na co kocur odwrócił się w ich stronę.
- Czego k**** chcesz?
Niebieska położyła swoje maki i kazała liliowej zrobić to samo. Położyła je pod łapami medyka, na co on jeszcze bardziej się zjeżył.
- To d-dla ciebie... – oznajmiła córka medyka – Pomyślałyśmy, że c-ci się p-przydadzą
- Przydadzą? – zapytał Gęsi Wrzask, na co liliowa pokiwała głową – Te chwasty? Są k**** bezużyteczne! – syknął i stanął na maku, niszcząc go. Uczennica cofnęła się lekko.
- Tak samo jak ty... No nie becz! Nie słyszysz k****?! – krzyknął, gdy zauważył, że w oczach córki pojawiły się łzy. Mak skuliła się jeszcze bardziej. Gęsi Wrzask cały czas na nią krzyczał, nie zwracając uwagi na koty dookoła. Każde słowo ojca bolało bardziej niż jakakolwiek zadana rana. Na chwilę kocur przestał, by zabrać z maków nasiona, lecz po tym znowu się zaczęło. Uczennica już nie umiała tego znieść. Wzięła resztkę kwiatów i wybiegła z legowiska, zapłakana. Szybko pojawiła się w legowisku uczniów, w którym akurat nikogo nie było. Rzuciła rośliny i wysunęła pazury, by po chwili wszystkie je zniszczyć.
- Gdyby mama t-tu była! – powiedziała zapłakana – Dlaczego m-musiała uciec?
Usiadła na ziemi i złapała ostatni mak, ten za jej uchem.
<Bursztynowa Łapo? Pobiegniesz pocieszyć koleżankę?>
[757 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz