Nie sądziła, że przyjdzie jej usłyszeć takie wyznanie prosto z kremowego pyska jej ukochanego naiwnego braciszka. Nie tak dawno jeszcze starał się usprawiedliwiać zachowanie szylkretki, ale w końcu cętkowany zaczął dostrzegać jak Różana Przełęcz była zepsuta.
Uniosła ku górze kącik pyszczka w geście aprobaty, musieli unikać liderki, bo kto wie jakie krzywdy mogła im jeszcze wyrządzić. Nie ważne było co zrobią, nawet jak działali w słusznej sprawie, czekała ich kara – to było pewne.
— Klan Gwiazdy? Modlić się możemy żeby ją zabrali, ale wątpię, że będą ją chcieli u siebie, między innymi przez jej uprzedzenie do nas i każdego rudego kota. Poza tym na pewno są obrażeni, że ta nie chciała dostąpić zaszczytu jakim było otrzymanie imienia lidera. Wzięła sobie życia i doprowadza Klan Burzy do upadku. Na ich miejscu bym jej nie chciała u siebie. Chyba, że są tak samo zepsuci, jak ona i są obłudą. — parsknęła, nie zdziwiłaby się, gdyby tak faktycznie było — Duchy Mrocznej Puszczy najpewniej do niej też czują odrazę, więc jej nie wezmą do siebie. Mam nadzieję, że będzie się tułać po śmierci, aż nie zniknie i zostanie całkowicie zapomniana.
Kiwnął łbem na znak zgody.
— Dobrze, Lewku — zamilkł na moment, wzdychając ciężko. — I co teraz? — Spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. — Nic nie zmienimy jeśli będziemy tylko jej złorzeczyć...
— Niestety... — rzuciła cierpiętniczo czując złość, że samym złorzeczeniem nie może się pozbyć kotki i na jej miejscu posadzić prawowitego lidera, który rządzenie innymi miał we krwi — Gdybyśmy mieli tylko więcej sojuszników, którzy chcieliby się wyrwać z tej niewoli i niesprawiedliwych rządów... Jesteśmy wspaniałymi wojownikami, a nie jakąś marną zwierzyną, która powinna zajmować się kopaniem tuneli i chowaniu się pod ziemią. — mruknęła z odrazą na wprowadzone zmiany, źle wspominała dzień, w którym razem z synem liderki zajmowała się kopaniem dołu — Na całe szczęście to nie my musimy w ramach kary babrać się w ziemi. Tylko szkoda, że twój sprawiedliwy kolega nie mógł z nami zajmować się wymianą mchu, niestety musiał zostać skazany na kopanie tuneli w towarzystwie Pustego Błazna. Współczuję mu z całego serca, to gorsze od samego przebywania w tych paskudnych tunelach.
— Niestety... Chociaż ten mech to nic... Gorzej z naszą dumą... i relacjami z mamą... I straconej szansy na zostanie liderem... — gdy tak to wymieniał, poczuł jak zaczyna drżeć. — Nie jestem idealny... Czuje... czuje... że mama się mnie wyrzeknie Lewku. To tak boli. Boli bardziej od jej kar. Chciałbym, aby mi wybaczyła.
— Nie wyrzeknie, na pewno... — W jej głosie dało się usłyszeć niepewność. Faktycznie, mogła się ich wyrzec, a to było ostatnie co Lew chciała. Wystarczyło, że Leśny Pożar nie interesował się nimi, a gdyby jeszcze doszła do tego matka... — Wybaczy Piasku. Na pewno wybaczy. Jak skończy nam się ta niesprawiedliwa kara, zrobimy wszystko, aby wybaczyła nam nasze zachowanie. Będziemy się starać jeszcze bardziej niż za czasów uczniowskich, by zobaczyła, że mimo upadku byliśmy w stanie się podnieść. A poza tym, gdyby liderem był ktoś inny, za nasze zgłoszenie złego zachowania na zgromadzeniu na pewno zostalibyśmy nagrodzeni. Gdybym to ja była liderką, takiego kota dbającego o dobre imię klanu od razu mianowała bym na zastępcę. — przytaknęła sama sobie — To nie koniec Piasku. Masz okazję zostać liderem. Milion okazji, w których będziesz mógł zabłysnąć i twój blask dostrzegą inne koty, które cię poprą.
Przytulił się do niej, chowając swój nos w jej futerku.
— Mam taką nadzieję. Kocham cię siostrzyczko. Nawet jak będzie się świat walił... mamy siebie. Prawda?
— Prawda. Na mnie zawsze możesz liczyć Piasku, nie ważne co.
***
Żałowała, że nie mogła brać udziału na zgromadzeniu. Kto wie, może by miała szansę poznać więcej kotów, które potrafiły się zachować. Najlepiej jakby udało jej się poznać jakiegoś rudego kota, który by pochwycił wyłożone przez Lwią Paszczę idee i dołączył do nich. Przy Tajemniczej Łapie to nie wyszło, kotka pewnego dnia opuściła ich klan i ślad po niej zaginął. Cóż, nie dziwiła się rudej. Lew sama by opuściła klan, patrząc ile przybłęd, niechcianych znajd było do klanów sprowadzanych. Na ich widok odczuwa mdłości, bo żadne z nich nie było rude tylko miało ten gorszy kolor futra... czarne bądź czekoladowe, czyli brudne.
Czy Różana Przełęcz zapomniała o tym, że doszło do tragedii z łap dwóch samotników? Już ich kocięta pasożytowały na klanie, a później jedno z nich zaginęło. Przyjmowanie kolejnych samotników było jawną kpiną!
Po powrocie wytypowanej grupy kotów z Bursztynowej Wysypy, kara nadana po poprzednim zgromadzeniu została ściągnięta, tym samym Lew i jej brat mogli ponownie pełnić funkcję wojowników. Cieszyła się, że ten dzień w końcu nadszedł, wymiana mchu po kwadrze była doprawdy uciążliwa i najzwyczajniej w świecie nudna. Czasami udawało jej się wymknąć poza obóz w towarzystwie jakiegoś wojownika, jednak mało znajdowało się chętnych, którzy chcieli mieć na nią oko podczas takich wypadów.
A teraz mogła znowu sama go opuszczać, wtedy kiedy miała na to ochotę. Nie wiele się zastanawiając, zdecydowała się udać na polowanie, tym razem w towarzystwie brata, aby wspólnie mogli przynieść matce podarek w postaci wspaniałej zwierzyny. Trzeba było naprawić relację z kotką, bo to mocno ucierpiały przez te cztery księżyce, podczas których była wraz z bratem zdegradowana do roli ucznia.
— Wreszcie wolność — miauknęła do kocura biorąc głęboki wdech rześkiego powietrza, z radością spoglądając na rozciągające się przed nimi połacie zieleni — Naprawdę brakowało mi wojowniczych przywilejów. To była doprawdy udręka prosić jakiegoś wojownika, aby towarzyszył mi w przechadzce poza obozem, bo miałam ochotę rozprostować łapy... — mruknęła pod nosem. — A właśnie, Piasku! Widziałeś jakie dziwadło urodziła Kurza Pogoń?
— Mnie też to męczyło — wyznał. — Nie... Nie zaglądałem do żłobka — powiedział krocząc przez okolice, ciesząc się z nowo nabytej wolności. — A co takiego jest z jej kociakiem?
— Z tego co słyszałam ma coś nie tak z pyskiem. Chyba jest zdeformowany. — Skrzywiła swą rudo-białą mordkę czując odrazę na samą myśl o potomstwie Kurzej Pogoni — Ugh. Jak nie przybłędy, to jakieś niepełnosprawne koty rodzą się w naszym klanie...
— Zdeformowany? — Zamrugał zaskoczony. — Jak to zdeformowany? Przecież... to okropne... Może nie przeżyć...
— Tak się dzieję jak komuś zachce się na starość dzieci. — stwierdziła niewzruszona. Gdyby kocię nie przeżyło to by przysługę rodzinie Lew wyświadczyło. — W tym wieku to już powinni wnuki bawić, a nie dzieci. Biedaka skazali na cierpienie przez ich własny egoizm. Ja widziałam, że nie grzeszą mądrością, ale żeby było z nimi aż tak bardzo źle...
— Nawet nie wiedziałem, że starość i dzieci to coś złego... A może... Może to jakaś kara ze strony Klanu Gwiazdy? — Spojrzał na siostrę zaniepokojony. — Może nie podoba im się ten cały podział w Klanie Burzy i tak to oznajmiają?
— Możliwe. — Uniosła spojrzenie na bezchmurne niebo. Z przyjemnością by porozmawiała z Klanem Gwiazdy i przemówiła im do rozsądku, aby tak hojnie nie obdarowywali byle kotów dodatkowymi życiami. — Chociaż myślę, że bardziej prawdopodobne jest to, że nie podobają im się po prostu rządy Różanej Przełęczy. Zaufali jej i co? Zamiast dbać o nas, prawdziwych Burzaków to skupia się na wychowywaniu przybłęd, niechcianych kociąt, pasożytujących na naszym klanie. — prychnęła, w pierwszej chwili pomyślała o Północnej Łapie, jak i o jej siostrze. Dla rudej te dwie przybłędy i każda kolejna znajda nie będzie nigdy pełnoprawnym Burzakiem — A tak to dzięki tej karze od Klanu Gwiazd, może zainteresuje się w końcu tymi, którymi powinna. W końcu jako lider, na pierwszym miejscu powinna stawiać nasze dobro, kotów które już żyją od wielu księżyców w klanie, a nie dobro samotników. Chyba, że tak naprawdę jest liderką samotników, ale nie przypominam sobie żeby to ogłaszała na żadnym zebraniu — Przekrzywiła głowę starając sobie przypomnieć treści przemówień szylkretki. Po paru uderzeniach serca skinęła na brata, aby ten udał się za nią w stronę granicy z terenami niczyimi — Powiedz mi Piasku, co czujesz?
Zaniuchał rozglądając się po otoczeniu.
— Hm... smród potworów. Niedaleko — miauknął, krzywiąc pysk. — Nie powinniśmy tu przychodzić... Pamiętasz jak to się ostatnio skończyło...
— Niestety tak. — rzekła z żalem w głosie, czasami naprawdę tęskniła za Stokrotkową Łapą — A poza smrodem potworów? Hm? Smród samotników. — Rozwiała wszelkie wątpliwości do czego tak właściwie chciała pić. — Nie zdziwiłabym się gdyby ci bezkarnie w nocy wchodzili na nasze tereny i polowali na nasze króliki. Pewnie mają nas za słaby klan, a wieści o miejscu do podrzucaniu niechcianych kociąt na pewno się rozniosły wśród nich. Tylko czekać, aż znowu dojdzie do tragedii! Śmierć mojej mentorki powinna być nauczką, aby nie popełniać tych samych błędów! — Tupnęła łapa, zgniatając przy okazji mały kwiat wśród zielonych źdźbeł trawy
— Granice są teraz lepiej pilnowane. Jeżeli jakiś się zbliży, pożałuje. — Otarł się o bok siostry. — Teraz jestem starszy i pojmuje więcej niż wtedy... — przypomniał jej o tamtej sprawie. — Nie pozwolę, aby ktoś was skrzywdził. Jeżeli samotnicy są tak szaleni, aby przekraczać Drogę Grzmotu, to popełniają błąd. Jak nie zginą od potworów to zostaną przegonieni. Nie damy im wykraść naszej zwierzyny.
Gniew tak jak szybko się pojawił, tak szybko opuścił ciało Lwiej Paszczy. Wątpiła w to jednak, czy gdyby faktycznie doszło do najgorszego, jej brat faktycznie byłby w stanie zawalczyć. Od ostatniego razu się zmienił, to prawda, ale jednak dla niej wciąż był tym małym Piaskiem, którego trzeba było nakierowywać na jedyną właściwą drogę, tak aby z niej nie zbłądził.
Wzdychając pokręciła łebkiem, starając się zmienić temat na coś milszego.
— Zdradziłam Ostowemu Pędu nasze miejsce, w którym razem z Iskierką polowaliśmy na króliki. To, z którego zawsze wracaliśmy z najlepszymi sztukami i każdy nam zazdrościł zdobyczy. — Odwróciła wzrok od granicy. — Nie jesteś na mnie zły o to, prawda? Na dobrą sprawę pewnie je znał, a może i nie... Mniejsza. Mieliśmy polować, lepiej się pośpieszmy, nie potrzebujemy kolejnej okazji do rozczarowania matki…
***
Skulona leżała w dole, starając się ukryć przed całym światem. Wyglądała okropnie, tak samo się czuła. W innym wypadku uporczywie by starała się pozbyć zaschniętej krwi na sierści, nie chcąc aby ktoś ją zobaczył, teraz jedynie była w stanie wysilić się na płacz. Każdy najmniejszy ruch przednią łapą sprawiał jej ból. Nie była w stanie się sama, o własnych siłach dotrzeć do obozu. Na każdy najmniejszy dźwięk nerwowo obracała głowę w obawie, że samotnik mógłby znowu powrócić.
Tak się kończyły rządy Różanej Przełęczy. O to co jej się przytrafiło obarczyła winą liderkę. Gdyby nie przyjmowała tych przybłęd, niechcianych dzieci samotników, na pewno wieść o ich klanie nie rozeszła by się wśród nieprzyjacieli. Była pewna, że i tym razem nieznajomy osobnik zechce podrzucić kocięta, a ona nie miała zamiaru pozwolić, aby ich klan, nie, jej klan był kolejny raz skażony przez brudną krew. A to, że się do niego odezwała w tamtej chwili uważała za najgorszą decyzję w swoim życiu.
— Zapłaci za to... — wycedziła przez zęby, czując wściekłość na każdego kota, którego futro nie było ogniste
Słysząc odgłos łap, który z każdym uderzeniem serca stawał się głośniejszy zamarła. Do jej uszu dochodziło nawoływanie z daleka, lecz przez stan w jakim była ciężko było jej zrozumieć sens wypowiedzianych słów. Wsparła się na zdrowej łapie, po kilku próbach udało jej się podnieść i stanąć. W tej chwili nie wyglądała ani trochę jak wspaniała wojowniczka, jednak jeśli po raz kolejny miała zobaczyć pysk niebieskookiego kocura, miała zamiar zakończyć jego żywot tu i teraz. Nawet jeśli sama pożegna się z życiem.
Zamiast błękitnych oczu i czarnego futra na wzgórzu dostrzegła kremowego kocura o żółtych oczach. W sposób w jaki wpatrywał się w nią sprawił, że zachwiała się. Zrozumiała jak żałośnie wygląda.
Schowała pazury. Tracąc równowagę ponownie wylądowała na ziemię i jak małe kocię skuliła się, a z jej pyska wydobył się krzyk pełen bólu, jaki w tamtej chwili odczuwała. Płakała głośno i żałośnie, tak jak nigdy nie dane jej było w obecności matki czy kogokolwiek. Nic sobie nie robiła z tego, że tuż obok Piaszczystej Zamieci po chwili wyłoniła się druga postać — Ostowy Pęd. Gdyby zamiast niego był tu ktoś inny, nierudy, najpewniej rozszarpałaby plebs, z jakże błahego powodu jakim było by to, że widział ją w takim żałosnym wydaniu.
<Piasek? Siostra ma kuku na muniu, złe nierude>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz