Agrest zawsze potrafił go pocieszyć. Nawet sama jego dobra energia tak na niego oddziaływała, że mimowolnie się uśmiechał. Jakiekolwiek zło by na niego nie czyhało, przy nim zawsze było dobrze. Zastrzygł lekko uchem, dalej zastanawiając się nad tym o co zapytał Agrest. Czy on w ogóle był gotowy na to, by pomóc w wychowywaniu dzieci? W końcu, będzie tam jak trzecie koło u wozu… Może nawet nie będzie przydatny? Nie chcąc dalej się tym zadręczać, stwierdził w myślach, że życie mu pokaże.
– Szczerze, t-to nie wiem Najważniejsze, by b-byli szczęśliwi. Mam nadzieję, że tak będzie…– zamruczał cicho, kładąc głowę na łapach. – T-to wszystko jest takie… Pokręcone. A-ale damy sobie radę, racja?
Nawet nie czekając na reakcję Agresta, przytulił się do niego najmocniej jak umiał i zmrużył oczy.
– Na pewno będzie dobrze! Nie zadręczaj się, pomyśl o tym jakie to będzie super!- odpowiedział czekoladowy, tym samym podekscytowanym głosem. Chciał być takim optymistą jak jego partner. Nie przejmować się tak pierdołami, które mało co wnosiły do życia…
Cieszył się z jego obecności i tego jak bardzo mu pomagał na każdym kroku. Jego wsparcie było dla niego niezbędne, gdyby nie on… To w jakiej sytuacji byłby dzisiaj? Dalej zadręczałby się i nie potrafił podejść do niegoA i wyznać mu swoje uczucia? Dalej płakałby po nocach, nie wiedząc co ze sobą robić? Najprawdopodobniej tak. Teraz chociaż jego wszystkie problemy dalej nie zniknęły, przynajmniej mógł liczyć na partnera.
Czując jego ciepło, było lepiej mu zasnąć. Zawsze lubił kontakt fizyczny, ale oczywiście tylko ze strony bliskich. W dzieciństwie trochę mu tego brakowało. Oczywiście, mama zawsze się starała… Ale mogła bardziej mu okazywać bliskość. Nie pogardziłby. A jeszcze lepiej by było gdyby nie umarła. Nawet towarzystwem ojca by nie pogardził, ale życie chciało inaczej. Ciekawe, co się z nim w ogóle stało? Czasem zastanawiał się nad przeszłością, chociaż to nie było zbyt zdrowe. Mimo, że dla niego najważniejsza była przyszłość, ślad dawnych czasów dalej się za nim ciągnął. Nie potrafił tego powstrzymać.
– Szczerze, t-to nie wiem Najważniejsze, by b-byli szczęśliwi. Mam nadzieję, że tak będzie…– zamruczał cicho, kładąc głowę na łapach. – T-to wszystko jest takie… Pokręcone. A-ale damy sobie radę, racja?
Nawet nie czekając na reakcję Agresta, przytulił się do niego najmocniej jak umiał i zmrużył oczy.
– Na pewno będzie dobrze! Nie zadręczaj się, pomyśl o tym jakie to będzie super!- odpowiedział czekoladowy, tym samym podekscytowanym głosem. Chciał być takim optymistą jak jego partner. Nie przejmować się tak pierdołami, które mało co wnosiły do życia…
Cieszył się z jego obecności i tego jak bardzo mu pomagał na każdym kroku. Jego wsparcie było dla niego niezbędne, gdyby nie on… To w jakiej sytuacji byłby dzisiaj? Dalej zadręczałby się i nie potrafił podejść do niegoA i wyznać mu swoje uczucia? Dalej płakałby po nocach, nie wiedząc co ze sobą robić? Najprawdopodobniej tak. Teraz chociaż jego wszystkie problemy dalej nie zniknęły, przynajmniej mógł liczyć na partnera.
Czując jego ciepło, było lepiej mu zasnąć. Zawsze lubił kontakt fizyczny, ale oczywiście tylko ze strony bliskich. W dzieciństwie trochę mu tego brakowało. Oczywiście, mama zawsze się starała… Ale mogła bardziej mu okazywać bliskość. Nie pogardziłby. A jeszcze lepiej by było gdyby nie umarła. Nawet towarzystwem ojca by nie pogardził, ale życie chciało inaczej. Ciekawe, co się z nim w ogóle stało? Czasem zastanawiał się nad przeszłością, chociaż to nie było zbyt zdrowe. Mimo, że dla niego najważniejsza była przyszłość, ślad dawnych czasów dalej się za nim ciągnął. Nie potrafił tego powstrzymać.
***
Za każdym razem gdy patrzył na kociaki, czuł jak jego serce roztapia się po raz kolejny. W ciągu swojego długiego życia często widział młode koty, ale po raz pierwszy towarzyszyły mu tak silne emocje. W końcu, to były jego dzieci! Teoretycznie nie, ale praktycznie… Próbował nie myśleć o tym, że w sumie to nie jest ich ojcem, bo to go tylko dodatkowo dołowało. Było jednak trochę niekomfortowe to, że Krucha była również w to wplątana i w sumie to dzięki niej te dzieci przyszły na świat. Starał się jej unikać, nie ze strachu przed nią, tylko raczej lekkiego zagubienia. Nie znał jej zbyt dobrze, a teraz byli sobie… Dość bliscy.
Widział, że te dzieci były jak dar dla niego i Agresta. W końcu założyli wspólnie rodzinę i ich miłość była coraz to mocniejsza. Jednocześnie jednak dzieci to nie było byle jakie wyzwanie, trzeba było ich wychować, wspierać, pokazywać odpowiednią drogę… To wszystko wydawało się być strasznie trudne. Miał obawy, że będzie to ciężkie. Jak na razie kociaki tylko jadły i spały, więc nie było w tym jakiejś większej filozofii, ale jak dorosną… Czy byli na to gotowi? Agrest i tak był przeciążony swoją pozycją.
Widział po nim jak się stara, ale nawet dla niego musiało to być męczące. Patrząc jeszcze na wydarzenia, które miały miejsce podczas ostatnich księżyców, wiedział, że będzie to dla Agresta cholernie trudne. Dbanie o grupę, organizacja, polityka…Przecież to było strasznie dużo roboty! Kuklik miał nadzieję, że pomoże mu swoją obecnością i wsparciem, bo… Co więcej mógł zrobić?
***
Czas płynął zdecydowanie za szybko. Dlaczego? To było naprawdę niedorzeczne, jak każdy księżyc był jak ulotna chwila. Ledwo co zauważył, że jego dzieci tak wyrosły i byli już uczniami. Pamiętał jak Agrest rozmyślał nad tym kim będą. Gracja zaczęła się uczyć jak być stróżem, Migotka i Mirabelka obrały ścieżkę zwiadowców, a Malinka jako jedyny stwierdził, iż bycie wojownikiem to jest to, co chce robić w przyszłości. Był z niego strasznie dumny i chociaż kochał wszystkie dzieci, to syn był mu najbliższy z oczywistych przyczyn. Mimo temperamentu młodego oraz jego wiecznej energii, udawało im się czasem dogadać.
Momentami zastanawiał się czy jest dla nich wystarczający. Przecież nie był na tyle silny by ich obronić, odwaga nigdy nie była jego mocną stroną… Jakim cudem Agrest go kochał? Nie był przecież niesamowity, był… Zwykły. Słaby. Głupi. Nie chciał uchodzić za takiego, co tylko użala się nad sobą, ale niestety takie były fakty. Jednak jego partner wydobył z niego jakieś dobre cechy, więc musiał mu zaufać. Może miał rację i nie był aż taki zły?
***
Z dnia na dzień jego koniec nadchodził coraz bliżej. Czuł to. Nieuchronne zakończenie życia, zbliżał się moment, kiedy po raz ostatni przytuli się do partnera, po raz ostatni powie mu, że go kocha… Nie chciał odchodzić. Nie chciał porzucać swojej rodziny. Miał ich od tak zostawić? Gdyby tylko mógł cokolwiek z tym zrobić… Z każdym dniem był coraz słabszy, coraz to bardziej zmęczony… To było naprawdę frustrujące przypatrywać się temu, jak się powoli upada. Coraz to bardziej żałował każdej złej decyzji, coraz to bardziej chciał naprawić wszystkie błędy… Ale na to nie było już czasu. Ile mu zostało, kilka księżyców? Przecież to było aż śmieszne…
Nie chciał być sam, dlatego do Agresta kleił się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Mówienie głośno swoich obaw było wykluczone, nie chciał w końcu go straszyć bez powodu. Może tylko mu się wydawało? Pewnie tak było, a on tylko przesadzał. Wielokrotnie zdarzało mu się źle reagować do danej sytuacji lub coś źle odebrać, więc… Może nie umierał? Może…
– Agrest? Pamiętasz, że cię kocham?- powiedział cicho do partnera, zwijając się w kulkę. Ciepłe legowisko z czekoladowym u jego boku, dawno nie było takie przytulne.- Cokolwiek by się nie działo, ja będę cię zawsze kochać. Nawet jak umrę, to będę z tobą.
– Kukliku, przecież jeszcze nie umierasz…– próbował odpowiedzieć coś nerwowo Agrest. Na te słowa jedynie lekko się uśmiechnął przymykając jeszcze mocniej ślepia.
– Może nie. Ale… Czy na pewno pamiętasz? Każdego dnia? – powtórzył szylkret, pełen obaw.
– Tak. Dlaczego miałbym zapomnieć?
– B-bo… Może kiedyś zapomnisz. Kiedy mnie już nie będzie. I będziesz się czuł samotny i opuszczony, a ja tego nie chcę. Nie chcę, byś się smucił. Przecież, ja zawsze będę przy tobie. Proszę… Będziesz pamiętał? – zapytał po raz ostatni, kładąc pysk na ziemi.
Agrest znowu potwierdził. I wtedy po raz ostatni powiedzieli sobie dobranoc i po raz ostatni Kuklik wyszeptał mu do ucha “kocham cię”. Przynajmniej umarł u boku ukochanego, spokojną śmiercią. I miał nadzieję, że czekoladowy dotrzyma obietnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz