Nie chciała myśleć co by się stało, gdyby dwunożni zauważyli Ametysta. Była niemalże pewna, że syn Błotnistego Ziela zostałby pieszczochem, czy tego chciał czy nie. A pieszczochem kocurek raczej nie chciał być, nawet jeśli jako kociak wraz z resztą swojego rodzeństwa wykazywał ogromne zainteresowanie zabawkami pieszczochów. Gorzej, gdyby chciał ich zaatakować. Wtedy mogłyby wyniknąć z tego jeszcze większe problemy.
— A ty ciągle o tych poszukiwaniach brata... — westchnęła owijając ogon wokół łap, spoglądając na kocurka z troską i smutkiem. Jaka była szansa, że uda mu się odnaleźć zaginionego brata? Kocurka, który będąc zaledwie oseskiem zaginął i nie było pewności czy wciąż żyje. — Pomogę wam. Im będzie nas więcej, tym lepiej. Sprawniej pójdą poszukiwania — uśmiechnęła się do niebieskiego kocurka — Poproszę również Bryzę i Nico, aby nam towarzyszyli
— Naprawdę? Dziękuję ciociu! — Pręgowany tygrysio lekko podskoczył do góry.
***
Mimo złożonej obietnicy pomocy w poszukiwaniach zaginionego kocurka, cynamonowa nie była w stanie udać się wraz z grupą poszukiwawczą poza znane jej tereny. A powodem tego była ciąża kotki oraz narodziny kociąt, które nałożyły się na datę wyruszenia grupy ochotników w kierunku terenu tych dziwnych ugrupowań kotów zwanych klanami. Z tego co udało jej się dowiedzieć, poszukiwania zakończył się niestety fiaskiem.
Zmartwiona przeniosła spojrzenie na szóstkę swoich kociąt, które leżały wtulone w jej bok; niektóre z nich spały, pozostałe przepychały się, aby mieć jak najlepszy dostęp do mleka. Nachyliła się do szylkretowej koteczki, która znajdowała się najbliżej jej przednich łap, lekko szturchnęła jej małe ciałko pyszczkiem. Teraz, gdy sama była matką jeszcze bardziej współczuła Błotnistemu Zielu utraty jednego ze swoich dzieci. Gdyby była na jej miejscu... gdyby to jej kocię zaginęło, prawdopodobnie pękło by jej serce z żalu i tęsknoty.
***
Siedziała na balustradzie ze wzrokiem utkwionym w niebo. Pora zielonych liści zbliżyła się ku końcowi, dało się dostrzec już pierwsze oznaki zmiany barwy liści na drzewach. Nie mogła uwierzyć, że to już dwie pory minęły, a wieści o jej zaginionym synie jak nie było, tak nie ma. Mimo bólu w sercu, starała się być silna, przede wszystkim dla reszty swoich dzieci. Nie tylko ona odczuła mocno zniknięcie Kosa. Hessonit z nerwów miał problemy ze snem przez długi czas, co dodatkowo powodowało niepokój u pieszczoszki. Na szczęście dzięki pomocy Jeżyk udało się zaradzić na przypadłość jej drugiego syna, jednego z dwóch, którzy wciąż przy niej byli.
Deski cicho zaskrzypiały pod ciężarem kota, który wdrapał się na werandę i zbliżył się do Cynamonki.
— Ciociu? Mogę się dosiąść?
— Oczywiście Amku — miauknęła, wzrok ciągle miała utkwiony na niebie. Dopiero po paru uderzeniach sercach przeniosła spojrzenie swych złotych oczu na kocurka, czy już powinna powiedzieć kocura. Ametyst zmienił się bardzo przez ten czas. Wyrósł, już nie był tym samym małym kociakiem, który nie słuchał jej i jak na złość sam wpakowywał się do domu dwunożnych ryzykując tak naprawdę wszystko. — Jeśli mogę spytać, jak przebiega twój trening? — zadała najprostsze z możliwych pytań, w końcu chciała o czymś miłym porozmawiać, a była ciekawa jak sobie radzi syn Błotnistego Ziela
Wyleczeni: Hessonit
<Ametyst?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz