Cóż, naprawianie cieknącego sufitu było definitywnie lepszym zajęciem niż normalny trening – chociaż jak na gust Bożodrzewnej Łapy wymagało nieco zbyt dużo kontaktu z innymi kotami. Zatraciła się w rytmie pracy, ignorując wszystkie prowadzone w żłobku rozmowy. Czuła się zaskakująco… kompetentna. Ha, gdyby tylko Judaszowiec mógł ją zobaczyć! Wreszcie opadła na cztery łapy i obrzuciła swoje dzieło krytycznym spojrzeniem. Tak, to było dużo lepsze niż spędzanie czasu z Dzwonkowym Szmerem. Czy jej przyszłością było naprawianie sklepień?
No cóż, ta perspektywa dość szybko przestała jej się wydawać atrakcyjna, gdy okazało się, że cieknące sufity nie są problemem tylko żłobka i że pracy jest dużo więcej. Nie śpiesząc się do następnej roboty, została w kociarni, pogrążając się w myślach.
Nagle zdała sobie sprawę, że przez cały czas jedno z kociąt wpatruje się jej w oczy.
– Ha? – wydała z siebie zdezorientowany dźwięk.
– Mam coś super dla ciebie, chodź, na prawdę. – Bezczelny skrót (Taniec, zdaje się?) pacnął ją łapą. Bożo spojrzała na nią z pewnym politowaniem. Czego to dziecko od niej chciało? – No rusz się… I tak nic teraz nie robisz, a jak tak będziesz siedzieć, to ci robaki wejdą do zadka, mama cię tego nie nauczyła?
Uczennica zmarszczyła nos, poruszając się niespokojnie. Nie sądziła, że kocię mówiło prawdę, ale… naprawdę nie chciała mieć robaków. Cóż, trzeba będzie to wytestować na Judaszowcu. Wstała jakby od niechcenia, podążając za dzieckiem.
– Patrz! – Taniec podbiegła do niej, ciągnąc za sobą… coś, co prawdopodobnie było wieńcem. Bożodrzewna Łapa przez chwilę wpatrywała się w nią w milczeniu. Nie do końca rozumiała, co się dzieje.
– Ładne – rzuciła sucho. – A teraz tylko czekaj, aż zabiją w tobie kreatywność.
Chwyciwszy prezent, odwróciła się na pięcie. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale przez następny księżyc trzymała go pod posłaniem.
Gdyby ktoś zapytał, powiedziałaby, że to Judaszowca.
***
Bożodrzewna Łapa czuła się jak kret. Dla wyjaśnienia – definitywnie nim nie była. Miała wrażenie, że otaczająca ją ziemia zaraz spadnie, na wieki zatrzymując ją w tym zimnym grobie. Czy tak właśnie czuły się trupy? Nie – potrząsnęła głową – trudno, by akurat one czuły cokolwiek. Prychnęła cicho.
– Zaraz wyjdziemy – oznajmił Dzwonkowy Szmer, a uczennica przewróciła oczami. Głupi mentor. Głupi trening. Głupie tunele. Już sobie wyobrażała, jak trudno będzie doczyścić piękne, białe futerko z wszechobecnego błota i pyłu. I po co jej to wszystko?!
Tlące się na horyzoncie niewielkie światełko zbliżało się z każdym krokiem. Kotka ze zdenerwowaniem nastroszyła ogon. Całe jej ciało rwało się na wolność, daleko od tego ciemnego, zimnego miejsca. Pragnęła wspiąć się na najwyższe drzewo na terenie Klanu Klifu, gdzie liście płoną parzącą zielenią, i wygrzać się w promieniach jasnego, gorącego słońca. Nie, żeby mentor zamierzał jej na to pozwolić.
Delikatny powiew wiatru zmierzwił futra obu kotów. Bożodrzewna Łapa zmrużyła oczy, uderzona nagłą jasnością.
– Możesz już oddychać, wiesz o tym? – Dzwonkowy Szmer odwrócił głowę w jej stronę. Uczennica zamrugała. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymywała powietrze.
– Wiem – mruknęła, prostując się i próbując wyglądać na jak najmniej dotkniętą całą sytuacją. Mentor rzucił jej powątpiewające spojrzenie. – To co, kończymy na dzisiaj? – rzuciła od niechcenia, niemal od razu kierując się w stronę obozu Klanu Klifu. Potrzebowała się umyć.
– Stój – rozkazał kocur, torując jej drogę. Bożodrzewna Łapa parsknęła gniewnie. Niech się udusi. Wymyślił durne tunele i teraz będzie narzekać. – Nie jestem zadowolony z twoich postępów w treningu – zaczął. A więc o to mu chodziło. – Musisz się bardziej przyłożyć. Nie jesteś już kociakiem.
Uczennica zmarszczyła gniewnie nos. Nie prosiła się o ten głupi trening i wchodzenie do tych głupich tuneli. Co z tego, że Judaszowcowa Łapa był od niej dużo lepszy we wszystkim, co robił?! Nie obchodziło jej to! Miała gdzieś to, że prawdopodobnie była największym zawodem całej rodziny i że nigdy nikt nie będzie chciał się z nią zadawać. I tak nie chciała być częścią tego ich głupiego klubiku wojowników.
– Jasne – rzuciła lekceważąco. – Cokolwiek powiesz.
– Od jutra będziemy trenować dłużej – oznajmił Dzwonkowy Szmer, a biała kotka sapnęła z zaskoczeniem.
– Przepraszam co?! – warknęła, ale mentor już jej nie słuchał. Nie miała nic do powiedzenia. Durny Dzwonkowy Szmer. Durny Klan Klifu. Ze złością podreptała za nim w kierunku obozu. Niech to wszystko piorun trzaśnie. Niech im spadną te głupie tunele na głowy. Czemu nie mogą jej dać spokoju?!
Dzwonkowy Szept zostawił ją samą dopiero wtedy, gdy zbliżyli się do gniazda ze zwierzyną. Odprowadziła go wzrokiem pełnym pogardy. Czuła się absolutnie żałośnie. Podwinęła ogon i wzięła ze stosu pierwszą lepszą mysz. Zmrużyła gniewnie oczy, rzucając na około nienawistne spojrzenia.
I w tamtym momencie usłyszała głos.
– Jesteś cała w błocie. – Gorączkowa Łapa stała za nią jakby nigdy nic, jakby właśnie nie przypisała na siebie wyroku śmierci. Bożodrzew poczuła, że coś się w niej gotuje.
– Odwal się – syknęła, jeżąc ogon.
< Gorączkowa Łapo? >
[769 słów + nawigacja w tunelach]
[Przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz