Atak był niespodziewany. Krzyknął, sycząc wrogo na napastnika, którym okazała się... jego córka. Krew odpłynęła mu z pyska i przestraszony zrobił to co umiał najlepiej - uciekł. O nie, nie, nie! Nie chciał znów przeżywać ponownie tego piekła!
— Zostaw mnie demonie!
— Stój! — rzuciła donośnie, choć nawet nie oczekiwała, że jej posłucha. — Mam dla ciebie propozycję, abyś na zawsze pozbył się swojego koszmaru z życia! — rzuciła na zachętę, siadając i najpewniej delektując się smakiem jego krwi. Była w końcu nienormalną wariatką! Samym Zajęczą Gwiazdą! Współpracowała z nim! Ona i inni!
Jednakże jej słowa go zainteresowały. Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. Chciał pozbyć się Zająca ze swojego życia. I to bardzo. Istniał jakiś sposób? Jeśli tak, to był gotów stanąć śmierci w twarz, byle zdobyć tą informację. Nie podszedł jednak do córki, zachowując dystans.
— Jaka to propozycja?
Zajęcza Troska uśmiechnęła się delikatnie. Nie ruszyła się z miejsca, jakby nie chcąc go spłoszyć.
— Byś odnalazł wieczny spokój, musisz stapiać na właściwą drogę — oświadczyła, patrząc na niego z niespotykanym dotąd u niej spokojem. — Musisz nawrócić się. Uwierzyć w Kruczą Gwiazdę i to jej powierzyć swoje wszelkie zmartwienia. Jeśli to ona w sporej mierze budziła w tobie lęk — ucięła z niesmakiem. — To jest twoim głównym problemem. A by pozbyć się problemu, trzeba znaleźć się u jego źródła, zacząć od korzeni.
Jego sierść stanęła dęba. Co?! Cofnął się aż nie uderzył tyłkiem o pień drzewa.
— Nie! To wariatka! Zrobiła ze mnie szaleńca. Zabiła moje dzieci i partnerkę. Nie zasługuję na czczenie. Nie! — Kręcił głową. — To chore! Złe! Nie! Zostaw mnie Zajęcza Gwiazdo. Nie zmuszaj do tego. Błagam — załkał. — Pozwól mi żyć w spokoju. Proszę... Odpuść mi. Ja chcę tylko byś przestał mnie nękać. Błagam.
Bał się, tak cholernie się bał! Dlaczego mu to robił? Czemu nie chciał odejść? Tylko o to prosił. Błagał prawie codziennie, nawet na kolanach, a on zawsze był, zawsze przy nim, odbierając mu dech pod wodą.
— Nie unoś się — rzuciła ostrzej, krzywiąc się na dźwięk jego żałosnych pisków. — Ona tego nie lubi. A słyszy każde twoje słowo. Jest tu, za tobą — wyznała, uśmiechając się, gdy ten obrócił spłoszony łeb. — Nie ujrzysz jej. Nie jesteś tego godzien, by ją widzieć. Ale nie denerwuj się. Jeśli mi zaufasz, będziesz posłuszny, to wyzwolę cię od tego cierpienia.
Skulił się na jej ostry ton, zaraz rozglądając się przestraszony za wspomnianą zjawą. To brzmiało tak źle! Tak okropnie! Nie chciał jej widzieć, nie chciał, aby tu była! Pisnął, po czym gorliwie pokiwał głową. Zrobi wszystko, aby ta zmora odeszła. Wszystko.
— D-dobrze. Będę posłuszny. Będę. T-tylko niech nie robi mi krzywdy.
— Słowa to za mało. Ona chce dowodów na twoją wierność. — Rozejrzała się niespiesznie, po czym na jej pysk wpełzał lekki uśmiech. — Pragnie by na dowód twojego oddania, wykonał jej polecenie. Masz wejść na to drzewo i skoczyć z najwyżej gałęzi na ziemię.
Miał zeskoczyć z najwyższej gałęzi?! Przecież to pewna śmierć! Bardzo mu to śmierdziało, lecz odwrócił się i wspiął na drzewo tylko po to, aby zwiększyć ten nieprzyjemny dystans pomiędzy córką a sobą. A potem? Co potem? Ziemia była tak wysoko, a on skulił się, nie mając zamiaru tego robić. Nie był aż taki szalony. Jego łapa nigdy nie dotknęłaby pustki. Miał nadzieję, że wojowniczka tu do niego nie przyjdzie, aby go zepchnąć... Liczył na to, że zaraz znudzi się i zostawi go w spokoju.
Mijały uderzenia serca, a ona wciąż tam była, wciąż stała i wlepiała w niego swoje oczy. Widział jak zaczęła się powoli irytować. Nie potrafił jednak tego zrobić.
— No skacz! — syknęła. — Krucza Gwiazda nie lubi jak się zwleka.
Skulił się bardziej na gałęzi. Przecież to było samobójstwo! Za to córka nie wydawała się chętna odpuścić. Zszedł nieco niżej i dopiero wtedy skoczył, gdy miał pewność, że upadek nie spowoduje jego nagłej śmierci. Skrzywił się jednak, bo mimo wszystko to bolało. Zaskomlał pod nosem, kulejąc i odsuwając się od Zając na bezpieczną odległość.
— Skoczyłem. Teraz mnie zostaw!
Powieka zadrżała jej ze złości na niewypełnienie jej poleceń. Podeszła do niego śmiałym krokiem i gwałtownie docisnęła jego łeb do ziemi, powoli wysuwając pazury. Jednocześnie nachyliła się ku jego uchu i cicho wyszeptała.
— Krucza Gwiazda jest tobą zawiedziona. Nie powinieneś narażać się jej majestatowi — syknęła. — Koszmary będą nawiedzać cię coraz częściej, to kara za nieposłuszeństwo.
Zadrżał, a oddech przyśpieszył mu gwałtownie. Podwinął ogon pod siebie, kiwając łbem. Koszmary... To niewielka cena za życie.
— Przepraszam... Nie chcę umrzeć... Zabiłbym się. Zlituj się...
— Niekoniecznie — odparła. — Jeśli Krucza Gwiazda dostrzeże, że się starasz, to uchroni cię od zgonu.
Przełknął ślinę. Uchroni? Ona? Miał ochotę parsknąć jej w pysk, lecz się powstrzymał. Najwidoczniej Zajęcza Troska mało co wiedziała o swojej zwariowanej mentorce. Nie rozumiała, że była mordercą, paskudnym mordercą, który zabił tak wiele mu drogocennych osób.
— Wątpię... Ona nie jest litościwa... Marzy jej się moja śmierć. Na pewno. Na pewno — szeptał pod nosem spięty, mając ochotę już wrócić do obozu.
Zajęcza Troska przyglądała się jeszcze chwilę jego przygarbionej, żałosnej postawie, a następnie zabrała łapę z jego pyska. Czym prędzej zwiał z powrotem do obozu, dziękując w duchu, że tym razem udało mu się wywinąć śmierci.
***
Nie za bardzo wiedział co działo się w Klanie Nocy. Daliowa Gwiazda, jego siostrzenica wprowadziła rządy tak podobne do tych, które sprawowała Krucza Gwiazda. Wciąż nie mógł znieść tego, że zabiła Rudzikowy Śpiew, który został pozbawiony życia o tak, jak zwykły śmieć, a jego ciało zostało rzucone na żer rybom. Płakał za nim wciąż, tak bardzo i rzewnie, co dzień, że przestał zwracać uwagę na otoczenie.
Był już stary, stary. A to oznaczało, że prędzej czy później Krucza Gwiazda szepnie Dalii, aby pozbyła się własnego wuja. I oczywiście szansa nadeszła, gdy jakaś grupa samotników ich zaatakowała. Nie brał w tym udziału. Wywinął się obowiązkowi jak tchórz. Skrył się i nie wychodził ze swojej kryjówki, aż nie usłyszał jak w obozie rozlegają się podniesione głosy. Daliowa Gwiazda nie żyła. To była... ulga... Ulga dla jego serca. Tym razem musiało być lepiej. Śnieżna Gwiazda, nowa liderka, wydawała mu się normalna. Ale pozory mogły mylić. Ile razy już widział wariatkę na tej pozycji? Może ciągnął swój do swego?
Gdy widział na horyzoncie córkę, a raczej... obcą mu już całkowicie kotkę, padał do ziemi, zamykając oczy i udając, że nie istniał. Chciał dać jej poczucie, że jej ojca już nie było. Że wcale nie kręcił się w obozie. Że odszedł... Ale prawda była taka, że nie potrafił całkowicie sprawiać takich pozorów.
Poranek był... nieco chłodnawy. Taki rześki po falach upałów, które ich dotykały przez ostatnie dni. Czuł napięcie. Towarzyszyło mu przez dłuższy czas. Nieokreślony lęk o własne życie. Dlatego też wymknął się z obozu i skierował kroki przed siebie. Aby uciec przed nieuniknionym.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz