Obserwował ukradkiem szylkretkę. Czaszka prócz rodzeństwa nie miała zbyt wielu bliskich w Klanie Klifu. Czasem rozmawiała z Północnym Szlakiem, lecz nie zdawała się to głębszą znajomością. Nauczyła Kornikową Łapę, jedno z niepełnosprawnych kociąt Piegowatej Mordki. Nie wróżył najlepszej kariery wojownika trójłapnemu kocurkowi. Absurdem było dopuszczenie całej trójki do szkoleń. Lecz Grzybowa Gwiazda już dawno okazał się pozbawionym mózgu liderem. Kolejną klęską sprowadzoną na Klan Klifu.
Czaszkowa Rozpadlina skręciła w Złote Kłosy. Był wczesny ranek. Słońce nie zdążyło jeszcze przejąć kontroli nad niebem. Uczniowie pewnie dopiero zbierali się do treningów ze swoimi mentorami. Poranny patrol zdążył już oznakować te tereny. Szedł powoli za kotką. Stąpał uważnie po jej śladach, starając się nie zostawić własnych. Morska bryza rozwiewała jego futro, podobnie, jak wprawiała kłosy zbóż w taniec. Wojowniczka zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. Nie zdążył się schować. Wpatrywał się w kotkę podobnie, jak ona w niego.
— Dlaczego mnie śledzisz? — proste pytanie padło z jej pyska.
Srokosz wyprostował się, robiąc parę kroków w jej stronę. Lekko zaniepokojona szylkretka uniosła sierść na karku.
— Chciałem cię zaprosić na wspólne polowanie... czy coś. — zmyślał, nie udając nawet zakłopotania. — Od dłuższego czasu ja... eh... błądzę za tobą wzrokiem...
Futro kotki położyło się. Tajemnicza iskra zabłysła w jej ślepiach.
— Ah tak...? — miauknęła sztywno — Zdawało mi się, że jesteś zainteresowany tylko Wilczym Zewem. Ciągle z nim przebywasz. Głównie z nim rozmawiasz. A teraz twierdzisz, że to mnie lubisz?
Cętkowany podszedł bliżej kotki i usiadł niedaleko krawędzi klifu. Westchnął cicho, kątem oka obserwując szylkretkę.
— Jestem... nieśmiały. — łgał, wpatrując się we własne łapy, które drżały z nerwów. — Wilczy Zew, on... udzielał mi porad miłosnych. Lepiej sobie radzi w rozmowach z kotkami...
Zainteresowana Czaszka podeszła do niego.
— Wydaje mi się, że znalazłeś sobie złego nauczyciela skoro zalecił ci śledzenie mnie.
— Chciałem tylko porozmawiać we dwoje. — burknął Srokosz.
— Jasne. Jeszcze się okaże, że wąchasz mi posłanie, jak nikt nie patrzy. — droczyła się z nim szylkretka, siadając.
Niebieski trzepnął uchem. Rozmowa z Czaszką stawała się coraz bardziej irytująca. Szylkretka zdawała się nim zabawiać w najlepsze i wykorzystywać jego głupią rolę.
— Przecież ci mówię, że to nie tak. — mruknął zjeżony, wstając.
Wojowniczka zaśmiała się cicho.
— Nie obrażaj się.
Srokosz odwrócił się w jej stronę. Obserwował uderzenie serca wpatrzoną w niego w kotkę. Wrócił do niej. Brązowe ślepia spoglądały na niego. Nie był wstanie rozgryźć o czym myślała. Czy faktycznie wiedziała zbyt wiele. Czy to rozwiązanie faktycznie było słuszne.
— Nie obraziłem się. — wymamrotał i popchnął kotkę.
Mina wojowniczki diametralnie się zmieniła, gdy poczuła, że traci grunt pod łapami. Przerażenie wypełniło jej ślepia, a z pyska rozległ się stłumiony przez szum morza pisk. Nie minęło parę uderzeń serca a zniknęła wśród morskich fali. Srokosz cały drżący odsunął się od skalnej półki. Nerwowo kręcił ogonem po ziemi, wbijając piach w powietrze. Zrobił to.
Zabił ją.
Poczuł, jak zrobiło mu się słabo. Szybkim ruchem skierował się Kaczego Bajorka. Byle jak najdalej od klifu. Nie potrafił myśleć o niczym innym. Niczym robot podążał ku celu, nie zbaczając na napotkane przeszkody. Przez co zdarzyło mu się wywrócić o wystające z ziemi kamienie. Nie musiało długo minąć aż wpadł na Wilczy Zew. Twardo uderzył o potężną sylwetkę wojownika. Oszołomiony spojrzał na niego. Kocur niezadowolony zacmokał na niego.
— Nie możesz tak wrócić. Masz winę wypisaną na pysku. — stwierdził i jedna z długich łap wepchnęła niebieskiego do stawu.
Wylądował miękko w brei, która niegdyś była cieczą. Obklejony nią i totalnie obrzydzony jęknął zirytowany. Pospiesznie wydostał się z bajorka, wpatrując się gniewnie w wojownika.
— Oszalałeś? — warknął, czując jak ocieka breją ze wysuszonego stawu.
Wilczy uśmiechnął się, patrząc na otrzepującego się z wody niebieskiego.
— I od razu lepiej. Trzymaj. — wręczył mu marną mysz. — Jak coś we dwoje byliśmy na polowaniu koło Pogorzeliska. Czekaj.
Srokosz zatrzymał się i spojrzał na kocura. Łapa łysego powędrowała w stronę jego pyska. Poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku, lecz czekał. Obserwując wojownika uważnie. Coś zostało strącone z jego łba.
— Upolowałeś glona. — oznajmił kocur, po czym uśmiechnął się widząc minę cętkowanego. — Chyba nie liczyłeś na coś innego.
Niebieski zjeżył się.
— Absolutnie nie. — burknął szybko, odchodząc od kocura. — Miałeś przestać się ze mną droczyć.
Wilczy zaśmiał się i dogonił go.
— Jakbym móc przestać, kiedy tak uroczo się denerwujesz.
Srokosz wyprostował się, robiąc parę kroków w jej stronę. Lekko zaniepokojona szylkretka uniosła sierść na karku.
— Chciałem cię zaprosić na wspólne polowanie... czy coś. — zmyślał, nie udając nawet zakłopotania. — Od dłuższego czasu ja... eh... błądzę za tobą wzrokiem...
Futro kotki położyło się. Tajemnicza iskra zabłysła w jej ślepiach.
— Ah tak...? — miauknęła sztywno — Zdawało mi się, że jesteś zainteresowany tylko Wilczym Zewem. Ciągle z nim przebywasz. Głównie z nim rozmawiasz. A teraz twierdzisz, że to mnie lubisz?
Cętkowany podszedł bliżej kotki i usiadł niedaleko krawędzi klifu. Westchnął cicho, kątem oka obserwując szylkretkę.
— Jestem... nieśmiały. — łgał, wpatrując się we własne łapy, które drżały z nerwów. — Wilczy Zew, on... udzielał mi porad miłosnych. Lepiej sobie radzi w rozmowach z kotkami...
Zainteresowana Czaszka podeszła do niego.
— Wydaje mi się, że znalazłeś sobie złego nauczyciela skoro zalecił ci śledzenie mnie.
— Chciałem tylko porozmawiać we dwoje. — burknął Srokosz.
— Jasne. Jeszcze się okaże, że wąchasz mi posłanie, jak nikt nie patrzy. — droczyła się z nim szylkretka, siadając.
Niebieski trzepnął uchem. Rozmowa z Czaszką stawała się coraz bardziej irytująca. Szylkretka zdawała się nim zabawiać w najlepsze i wykorzystywać jego głupią rolę.
— Przecież ci mówię, że to nie tak. — mruknął zjeżony, wstając.
Wojowniczka zaśmiała się cicho.
— Nie obrażaj się.
Srokosz odwrócił się w jej stronę. Obserwował uderzenie serca wpatrzoną w niego w kotkę. Wrócił do niej. Brązowe ślepia spoglądały na niego. Nie był wstanie rozgryźć o czym myślała. Czy faktycznie wiedziała zbyt wiele. Czy to rozwiązanie faktycznie było słuszne.
— Nie obraziłem się. — wymamrotał i popchnął kotkę.
Mina wojowniczki diametralnie się zmieniła, gdy poczuła, że traci grunt pod łapami. Przerażenie wypełniło jej ślepia, a z pyska rozległ się stłumiony przez szum morza pisk. Nie minęło parę uderzeń serca a zniknęła wśród morskich fali. Srokosz cały drżący odsunął się od skalnej półki. Nerwowo kręcił ogonem po ziemi, wbijając piach w powietrze. Zrobił to.
Zabił ją.
Poczuł, jak zrobiło mu się słabo. Szybkim ruchem skierował się Kaczego Bajorka. Byle jak najdalej od klifu. Nie potrafił myśleć o niczym innym. Niczym robot podążał ku celu, nie zbaczając na napotkane przeszkody. Przez co zdarzyło mu się wywrócić o wystające z ziemi kamienie. Nie musiało długo minąć aż wpadł na Wilczy Zew. Twardo uderzył o potężną sylwetkę wojownika. Oszołomiony spojrzał na niego. Kocur niezadowolony zacmokał na niego.
— Nie możesz tak wrócić. Masz winę wypisaną na pysku. — stwierdził i jedna z długich łap wepchnęła niebieskiego do stawu.
Wylądował miękko w brei, która niegdyś była cieczą. Obklejony nią i totalnie obrzydzony jęknął zirytowany. Pospiesznie wydostał się z bajorka, wpatrując się gniewnie w wojownika.
— Oszalałeś? — warknął, czując jak ocieka breją ze wysuszonego stawu.
Wilczy uśmiechnął się, patrząc na otrzepującego się z wody niebieskiego.
— I od razu lepiej. Trzymaj. — wręczył mu marną mysz. — Jak coś we dwoje byliśmy na polowaniu koło Pogorzeliska. Czekaj.
Srokosz zatrzymał się i spojrzał na kocura. Łapa łysego powędrowała w stronę jego pyska. Poczuł nieprzyjemny skręt w żołądku, lecz czekał. Obserwując wojownika uważnie. Coś zostało strącone z jego łba.
— Upolowałeś glona. — oznajmił kocur, po czym uśmiechnął się widząc minę cętkowanego. — Chyba nie liczyłeś na coś innego.
Niebieski zjeżył się.
— Absolutnie nie. — burknął szybko, odchodząc od kocura. — Miałeś przestać się ze mną droczyć.
Wilczy zaśmiał się i dogonił go.
— Jakbym móc przestać, kiedy tak uroczo się denerwujesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz