Coraz bardziej senny Oliwka, zmrużył na chwilkę oczy, Brzuszek dalej go bolał, ale dzięki tej niedługiej rozmowie, kocur odwrócił od tego swoją uwagę, więc dyskomfort zelżał. Wyjście Kruka było niemal bezgłośne. Gdy cisza trwała już podejrzanie długo, kot, zdziwiony oraz nieco zawiedziony, że ciekawa pogawędka dobiegła końca, rozejrzał się, zdając sobie sprawę, z braku rudego ucznia w okolicy. Zerknął na dalszą część jaskini, w której jego nowy kolega, jak zdążył już go określić Oliwkowa Łapa, bezszelestnie opuszczał obóz. Kocurek machnął ogonem z irytacją i najciszej jak potrafił zerwał się z ziemi. Nie miał pojęcia co się działo, ale cokolwiek to było, on z pewnością zostanie tego świadkiem.
Oliwek od kilku minut skradał się za Krukiem, który planował odbyć poranny trening. Gdyby tylko trójnogi o tym wiedział, odpuściłby sobie tą scenę i poszedł spać, ale jego ciekawość nie była zaspokojona. Sam nie miał najmniejszego pomysłu co robi się o tej porze, ponieważ rzadko bywał o niej świadomy. Nie przejmował się, że on jest poza obozem nielegalnie, jego mentor i tak nie miał na niego zbyt wielkiego wpływu. Poza tym, przecież teraz to też taki jakby trening! Gdy Oliwek zobaczył jak rudy zaczyna truchtać, rozejrzał się wokół z przerażeniem. Czy czekało ich jakieś niebezpieczeństwo? Podwijając ogon pod siebie przyspieszył tempa by nadgonić, przydeptując przy okazji zeschłe, szeleszczące liście. Wysiłek fizyczny nie był jego mocną stroną, więc robił to niechętnie. Trzymał się daleko za Kruczym, by tamten go tak po prostu nie usłyszał. Teraz, czując niepokój o własne zdrowie, pożałował, że nie został w obozie. Rudy szedł dalej, jednak nagle, słysząc szelesty za sobą, podniósł uszy do góry. Jego ostrożność została wzmożona. Ruszył przed siebie, zataczając prędko koło. Jakkolwiek dyskretne by to nie było, Oliwkowy i tak nie zauważył żadnej zmiany w zachowaniu Kruka. Co jakiś czas tylko obracał się za siebie z niepokojem, ale nic niebezpiecznego nie zobaczył. Przechytrzenie go nie było ciężkie. Był senny, zmęczony, a ta pora dnia zdecydowanie nie była jego ulubioną. Kto normalny tak wcześnie wstaje? Tylko zimno i mokro. Spacerowali wspólnie tak jeszcze kilka minut, aż w końcu Kruk zniknął mu sprzed oczu. Gdyby nie tymczasowe ogólne obumarcie mózgu, Oliwka prawdopodobnie by to zauważył i zaczął coś podejrzewać. Niestety jego oczy ledwo widziały źdźbła trawy pod jego łapami, więc truchtał dalej przed siebie, cudem nie uderzając w drzewo. Zwolnił lekko, a później jeszcze bardziej. Zatrzymał się w końcu, by wypić kilka łyków z kałuży na drodze. Zastanowił się nad swoimi działaniami. Stracił motywację do ścigania nowego kolegi. Może po prostu wróci do obozu. Albo położy się tutaj? Nie był pewny, czy będzie umiał bezpiecznie wrócić, nie skupiał się zbyt mocno a drodze, ale gdy przypomniał sobie o przyjemnym, miękkim posłaniu, zapłonęła w nim determinacja, by tak czy inaczej jakoś tam trafić. Jego melancholijne rozmyślania przerwał trzask krzaka. Leniwie odwrócił się w stronę poszkodowanej rośliny i spojrzał prosto w dwójkę świecących, niebieskich ślepi, przeszywających go w ciężkim do opisania wyrazie. Oliwka wytrzeszczył własne oczy, spoglądając na klifiaka, przypominając sobie, że miał śledzić Kruczą Łapę, a to tamten wyśledził jego.
<Kruk?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz