*Jeszcze jak był młodym, beztroskim uczniem*
Świszcząca wichura i śnieg wpadający do oczu, znacznie utrudniały trójce kotów widoczność.
— Wątpię, że uda nam się coś upolować przy takiej pogodzie — westchnęła ponuro Krecik.
Dola smętnie pokiwała głową. Agrest dygotał z zimna, ale w przeciwieństwie do swoich towarzyszek, był zdeterminowany. Wyżywienie klanu należało przecież do priorytetów! Nie zamierzał tak łatwo się poddać.
— A ja w nas wierzę! — oświadczył uroczyście, spoglądając na obie kotki. — Trzeba spróbować!
Uniósł ogon i przyspieszył kroku, mając nadzieję, że szybsze tempo rozgrzeje i doda motywacji jego kompankom.
***
Najpierw Plusk, potem Bylica, a teraz jego mentorka. Naraz każdej zachciało się kociąt.
Niezadowolony słuchał, jak Krecik opowiada, że doczeka się ich z Jaskółką.
Lęk wręcz skakał mu pod futrem. Nie chciał, żeby kotka zostawiła go tak jak poprzednie. Ile będzie mu poświęcać czasu, gdy młode się urodzą?
Nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego one wszystkie zapragnęły tego w tak podobnym czasie. Czy coś zrobił nie tak? Czy w jakiś sposób przestał być już dla nich zadowalający i w związku z tym zdecydowały się go zastąpić?
Rozpalony przez nie ogień zaczął coraz bardziej trawić mu wnętrze. Po co w ogóle spędzały z nim czas, skoro później zamierzały go wyrzucić niczym nic niewarty śmieć? Starał się, ale to zawsze musiało się potoczyć w ten sam sposób. Najwidoczniej nigdy nie był potrzebny.
Zacisnął szczękę.
Powinien przestać. Skąd w jego głowie w ogóle zaczęły pojawiać się takie myśli? Przecież mentorka w przeciwieństwie do dwóch pierwszych kotek nie zaadoptowała bicolora, czy coś w tym stylu. Dlaczego więc perspektywa matki Krecik raniła i przerażała go najbardziej?
— Coś się stało? — zapytała czarna, marszcząc brwi. Agrest uniósł swoje. — Nie odzywasz się od dłuższego czasu.
Może by jej o tym powiedzieć? Nie, przecież pamiętał, jak zareagowała Bylica, w takiej sytuacji. Mentorka tylko się na niego zdenerwuje.
— Nie, zamyśliłem się po prostu — Machnął łapą. — Ciekawi mnie, jakie będą.
Zmusił się do lekkiego uśmiechu, na który dawna mentorka odpowiedziała rozluźnieniem twarzy.
***
Cały w opatrunkach, wyszedł z legowiska medyków.
Morderstwo, kłamstwo, kłótnia, wojna, śmierć. Ten dzień nie wydawał się realny. Ten dzień był najgorszym koszmarem.
— Agrest? — Żołądek ścisnął mu się na widok mentorki.
— Chcę zostać sam.
Krecik przyjrzała mu się uważnie.
— Nie wyglądasz na takiego.
O mało co nie prychnął. Och tak, bo akurat teraz zaczęła się nim obchodzić. Powinna pójść do swoich dzieci, nie do niego. Nie chciał, żeby nagle trzymała się z nim i to tylko i wyłącznie z litości.
— Wydaje ci się — odburknął, unikając kontaktu wzrokowego.
— Agrest… — jęknęła. — Naprawdę, daj sobie pomóc.
Dlaczego teraz zależało jej na nim? I czemu nie poddawała się tak łatwo, jak Irys?
Położył po sobie uszy. Obecnie było już za późno. Cokolwiek by nie zrobiła, dla niego nie pozostał już żaden ratunek.
— Odczep się ode mnie — syknął, chcąc odejść, ale powstrzymała go przed tym łapa czarnej, którą delikatnie położyła na jego ramieniu. Odruchowo spojrzał prosto w jej ślepia.
— Poczekaj — Spoglądała na niego z taką troską, że miał ochotę się udławić. — Nie chcę, żebyś znowu zamykał się we własnym smutku.
Skrzywił się. Nienawidził, że przedstawiła to w tak prosty sposób. Przez to faktycznie miał ochotę wpaść w jej ramiona i się wypłakać. A takie działanie nie byłoby zgodne z jego nowym postanowieniem. W końcu dla dobra innych powinien trzymać się z dala.
— Tylko krzywdzisz siebie w ten sposób, a ja wierzę, że razem j-jakoś… jakoś łatwiej uda ci się, uda nam się przez to przejść.
Zacisnął powieki, opierając się impulsowi, by zatkać uszy łapami. Nie chciał jej słyszeć. Był wściekły, był zrozpaczony, był zrujnowany.
— Czy tak trudno zrozumieć, że może po prostu nie chcę z tobą rozmawiać?! — warknął gwałtownie, cały się strosząc.
Nie spodziewająca się takiej reakcji Krecik, przez uderzenie serca wyglądała na złą, jednak chmury przygnębienia zaraz przyciemniły jej oczy.
— Dobrze więc — odparła cicho, a wojownik się odwrócił, marząc, by jak najszybciej paść na swoje legowisko i w nim utonąć.
Ledwo udało mu się powstrzymać, żeby nie rzucić tęsknego spojrzenia za kotką. Nie chciał skierować takich słów w jej stronę, ale nie pozostawiła mu wyboru.
Mimo że wiedział, iż zrobił to, co konieczne, nadal żółć zbierała się w jego gardle. Nienawidził, że nie mógł przestać czuć. Pragnął, żeby to wreszcie się skończyło. Pragnął, żeby to wszystko się skończyło.
Najchętniej po prostu znalazłby jakąś skałę i tłukłby w nią łbem, dopóki nie rozłupie sobie czaszki.
:((( jak smiesz gnoju tak Krecik ranic, wpierdol sie szykuje
OdpowiedzUsuńPrzepraszam no, musiałem :c Miej litość!
Usuń