Tak, ostatnie już opowiadanie sylwestrowe :>
Ta ruda kupa futra spala sobie w najlepsze, śniąc o dominowaniu klanu wilka, kiedy nagle Usłyszała potężny huk. Ale to taki, że w uszach jej zadzwoniło. Natychmiast podniosła głowę, wyrwana ze snu.
Zdenerwował ją taki obrót akcji. Zaklęła pod nosem brzydko, przecierając zaspane oczy.
Podniosła dupsko i ruszyła przed siebie, uważając by nie zdeptać tych worków treningowych.
Ujrzała, ku swojemu zdziwieniu, Dymną Łapę. Rozejrzała się dookoła, ale był tylko on. Jakby nikt inny nie zwrócił uwagi na te hałasy.
- Czego tu sterczysz? - Zapytała rudzielca.
- O-oglądam... - Miauknął cicho, pokazując nieśmiało światełka na niebie, których Płomień nie dostrzegła wcześniej.
Otworzyła zdziwiona pysk. Woooah!! Tyle kształtów i kolorów... I to na niebie! W ciul wysoko, poza jej zasięgiem.
- Co to jest? Mów - Poleciła bratu, samej próbując złapać jedno z tych tajemniczych obiektów łapą.
- N-nie wiem... - Miauknął cichutko brat uczennicy Pierzastej Mordki.
- Serio? To po co oglądasz? - Usiadła obok niego, ale nie zbyt blisko.
Śnieg od razu zmoczył hej futro i dał nieprzyjemny chłód.
Dłuższą chwilę siedzieli w ciszy. Patrzyli na niebo, oglądając pokaz tajemniczych obiektów.
- B-bo - zaczął mówić, Płomień kątem oka na niego zerknęła - T-to n-niesamowite...
Płonąca Łapa zmrużyła oczy. Chciała mu jakoś pocisnąć, albo dać w pysk ale... Kurczę, jej ciało nie podzielało tych pomysłów. Mózg kazał siedzieć na dupie i nic nie robić rudemu, ku niezadowoleniu właścicielki.
Więc tak, długa chwilę, aż nie przestały się pojawiać, siedzieli. Obok siebie, w totalnej ciszy, przerywanej ich oddechami. Aż dziwne, że Płomień dala rade tak długo usiedzieć na tyłu z zamkniętym dziobem. Doprawdy, co tu się wydarzyło?
- C-czemu n-nic n-ie mówisz? - Dym zapytał zmartwiony.
Płomień ściągnęła brwi, posyłając mu karcące spojrzenie.
- Bo mogę. - Burknęła wstając, kroki kierując ku legowiskom.
Jej brat nadal tam sterczał. Trząsł się nie na żarty, a jednak wlepiał gały w śnieg. Płomień przewróciła oczami, wracając do niego. Popchnęła zmarźlucha ku legowiskom.
- No już. Ruszaj dupsko bo nie ręczę za siebie. - Oznajmiła chłodno, górując nad bratem.
Dymna Łapa, mimo szoku na pyszczku, ruszył się niemrawo. Córka Górskiego Szczytu potruchtała za nim, finalnie wracając na swój mech. Położyła się, zasypiając w niedługim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz