~przełom lata i jesieni~
Łososiowa Łapa jadł właśnie śniadanie, ciesząc się ostatnimi promieniami złotego słońca. Zaczynały wiać coraz silniejsze wiatry i każdy rozumiał, że dni pory zielonych liści są policzone. Z żalem spojrzał na stertę zwierzyny i zdał sobie sprawę, że mimo iż upały niedługo przestaną mu tak dokuczać, to piszczki nie będą już tak dobrze odżywione. Do tego mieli naprawdę wiele kotów do wyżywienia, odkąd Pstrągowa Gwiazda sprowadziła Klan Lisa do obozu. Po tych rozmyślaniach, od razu nabrał chęci na polowanie, póki jeszcze jest na co. Po chwili uczeń usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się i dostrzegł zbliżającego się do niego Szakłakowego Cienia.
- Cześć, Łososiowa Łapo - rzucił kocur i uśmiechnął się do syna. - Organizujemy patrol łowiecki, a Karasiowa Łuska podszepnęła mi, że chętnie z nami pójdziesz.
- Jasne! - ucieszył się kremus. Miał nadzieję, że uda mu się trochę popisać przed ojcem. - Tylko skończę jeść.
- Dobrze, ale pospiesz się. - Wojownik już miał odejść, ale rzucił jeszcze przez ramię: - Zanim przyjdziesz, zgarnij jeszcze kogoś z legowiska uczniów.
Łososiowa Łapa pokiwał głową i pochłonął posiłek tak szybko, jak umiał. Po chwili rozejrzał się po obozie w poszukiwaniu towarzysza. Najpierw chciał zabrać ze sobą Iskrzącą Łapę, ale chwilę później przypomniało mu się, że kocurek wyszedł już na trening ze swoim mentorem. W następnej kolejności pomyślał o swoich siostrach, ale Rzecznej Łapy najwyraźniej też już nie było w obozie, a Pluskająca Łapa szła na patrol graniczny z Pstrągową Gwiazdą, Pigwowym Kłem, Lodowym Szponem i Jaskrowym Pyłem, więc również odpadła. Nagle jego wzrok przykuła ładna, niebieska kotka, myjąca się przed uczniowskim legowiskiem. Nigdy w zasadzie nie rozmawiali, ale nigdy nie jest za późno, żeby zacząć, prawda? Dźwignął się na łapy i dziarskim krokiem ruszył w stronę uczennicy.
- Cześć Sasankowa Łapo! Idę na patrol łowiecki i zastanawiałem się, czy może też nie chciałabyś pójść.
Kotka przerwała pielęgnację futra i przez chwilę wpatrywała się w kocura z konsternacją, jakby nie była pewna, że ktoś coś do niej mówił.
- Pewnie... - Na jej pysku zaczęło malować się zakłopotanie.
- Łososiowa Łapo - dokończył za nią. W sumie to nie dziwił jej się, że nawet nie pamięta jego imienia.
- Musiałabym jeszcze zapytać Borsuczy Warkot, ale wątpię, żeby miał coś przeciwko... Poczekaj na mnie! - krzyknęła, oddalając się w stronę legowiska wojowników. Po niedługiej chwili wystawiła łebek spomiędzy poskręcanych korzeni i miauknęła: - Zgodził się!
Uczniowie podreptali więc w stronę wyjścia z obozu, gdzie czekała reszta patrolu.
- Ja, Żółwi Brzask i Brzoskwiniowa Łapa ruszamy na granicę z Klanem Burzy - zakomenderował liliowy wojownik. - Zawilcowy Deszcz z Karasiową Łuską i Pędrakową Łapą niech zapolują w lesie. Łososiowa Łapo i Sasankowa Łapo, wy zostańcie nad rzeką i zapolujcie na ryby.
Pręgowany skrzywił się delikatnie. O ile już całkiem nieźle szło mu podkradanie się do gryzoni albo ptaków, o tyle siedzenie w miejscu bez ruchu mogło już być problematyczne. Karasiowa Łuska chyba też zwróciła na to uwagę, bo uśmiechnęła się do niego krzywo i wyszeptała coś w rodzaju "bądź silny". Po chwili koty wyruszyły w wyznaczone miejsca, a dwoje uczniów przycupnęło nad brzegiem rzeki. Łososiowa Łapa z całych sił starał się nie zbłaźnić przed starszą uczennicą, ale nie szło mu najlepiej. Usiadł tak, aby jego cień nie padał na wodę, ale nawet wtedy nic nie chciało do niego podpłynąć. Naprawdę próbował być cierpliwy, ale w pewnym momencie zapomniał się i z frustracją machnął puszystą kitą, płosząc tym samym niedoszłą ofiarę. Sasankowa Łapa nie wyglądała jednak ani na rozbawioną, ani na zirytowaną jego nieudolnymi próbami.
- Mi też na początku wszystkie uciekały - wyszeptała, aby nie spłoszyć ryb i uśmiechnęła się. - Nie martw się, na pewno niedługo coś wpadnie.
Kremowy był wdzięczny za słowa otuchy, ale z niedowierzaniem wpatrywał się w miejsce, gdzie powinien już leżeć stosik ryb. Niebieska bengalka złapała za to już trzy sztuki. Jak pokaże się ojcu bez choćby jednej, marnej rybki? Zawilcowy Deszcz na pewno go wyśmieje, a Karasiowa Łuska znowu walnie mu wykład na temat rzeki i różnych gatunków ryb, a tego szczerze by nie zniósł.
- Wiesz... - odezwała się nagle kotka. - Jeśli chcesz, to mogę ci oddać jedną. - Wskazała ogonem na swój stosik ryb.
- Poważnie? - spytał kocurek z niedowierzaniem. - Byłoby cudownie!
Na te słowa uczennica wzięła w zęby pokaźnego pstrąga i położyła u łap kolegi.
- Dzięki, Sasankowa Łapo. Mam u ciebie dług.
Sytuacja wyglądała teraz o niebo lepiej. Co prawda jedna rybka to wciąż nie było dużo, ale gdyby teraz ktoś miał wrócić, to w porównaniu do bengalki nie wyjdzie teraz na absolutnego nieudacznika. Miło z jej strony. Ze spokojną głową polowanie szło mu znacznie lepiej. Co prawda towarzyszka nadal go wyprzedzała w ilości złapanych ryb, ale kocur już nie martwił się tak bardzo. Kiedy obydwa stosy były już dosyć okazałe, uczniowie postanowili zrobić sobie krótką przerwę. Pogawędzili nieco, ale w pewnym momencie niebieska zwróciła wzrok z powrotem na brzeg. Łososiowa Łapa podążył za jej spojrzeniem i dojrzał mieniące się w słońcu, rybie łuski.
- Jakie śliczne! - miauknęła zachwycona Sasankowa Łapa i potruchtała w ich kierunku.
Kocur musiał przyznać, że faktycznie było na czym oko zawiesić. Na początku udawał, że jakieś tam kolorowe łuski niespecjalnie go obchodzą, ale w końcu ciekawość zwyciężyła i podszedł bliżej. W cieniu wyglądały na bure, ale w słońcu migotały różnymi barwami. Chętnie poprzyglądałby im się jeszcze dłużej, ale po chwili na drodze prowadzącej do obozu pojawił się Szakłakowy Cień z całą resztą członków patrolu, których pyski wypełnione były przez rozmaitą zwierzynę. Siłą rzeczy, on i Sasankowa Łapa również musieli zabrać się ze zdobyczą do obozu. Po kilku spacerach w tę i we w tę, przenieśli wszystko. Łosoś jednak postanowił wrócić jeszcze nad rzekę.
- Sprawdzę, czy na pewno niczego nie zostawiliśmy - rzekł i w podskokach ruszył nad wodę. Chwilę krążył przy brzegu, póki nie znalazł tych błyszczących łusek, które oglądał razem z Sasankową Łapą. Zabrał jedną z nich i włożył między futro na piersi, modląc się, aby po drodze nie wypadła i lekko sztywnym krokiem powędrował z powrotem do obozu. Kiedy nareszcie znalazł się w legowisku uczniów, wyjął łuskę z futra i schował pod swoim posłaniem tak, żeby nikt tego nie zauważył. Ale była taka śliczna, że nie mógł się jej oprzeć! Zamruczał i położył się w legowisku. Cieszył się, że kotka pokazała mu to znalezisko. W zasadzie, to Sasankowa Łapa jest całkiem w porządku. Może jeszcze kiedyś powinien ją namówić na wspólne polowanie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz