- Śpisz?- Spytał Aster zatrzymując się koło mnie i dysząc.- Przed nami jeszcze spory kawałek drogi, Wilczko.
- Wiem...Eh...Już nic, biegnijmy dalej!- Okrzyknęłam i zaczęłam dreptać w stronę polanki. Rosły na niej Astry, Dziki Czosnek, Ogórecznik, Pokrzywy, Stokrotki i inne Medykamenty. Sama nie zauważyłam gdy stanęłam. Poczułam czyiś nos na moim futrze. Trzepnęłam głową. To Asterowe Pole!
- Wilcza Duszo, idziesz?
- T-tak....Zamyśliłam się, nic więcej!- Miauknęłam. Byliśmy już blisko...czułam to!
*** Na polanie ***
Chwila. Chwila. Jeszcze....TERAZ! Skoczyłam na zająca i zatopiłam kły w jego karku. Przez chwilę me oczy się zamgliły... Kiedyś też tak było...z tatą i z mamą...Wtedy żyłam beztrosko, jako kocię, nieświadoma istnienia wypierdkowatych Klanów pozbywających się Samotników! Na samą myśl o tym jeżyła mi się sierść na karku! Po chwili poczułam uderzenia w bok. Mrugnęłam kilka razy. To był zając. Aster nim rzucił. Zanim zwierzę zdołało się zorientować, Asterowe Pole już je zabił. Krew wypluł na ziemię i starannie oblizał pyszczek. Zanim zdołał zadać pytanie ja już wstałam i zaczęłam zaganiać resztę zajęcy, zabijając przy tym jednego.
- Yba cas się abierać.- Powiedziałam z zającem w pysku.
- Dobry pomysł- Brat przerwał mycie.- ściemnia się, a ja nie chciałbym natknąć się po drodze na patrol któregoś z Klanów.
*** W nocy ***
Leżałam. Nie mogłam zasnąć. Byłam głodna, ale robiliśmy zapasy. Asterowe Pole spał. Liznęłam swoją łapę. Wyglądałam przez dziuplę na polanę. Kręciły się na niej sarny, długość drzewa od dziupli w której leżałam. Po chwili Asterowe Pole się zbudził.
- Nie śpisz?- Spytał ospale ziewając i przeciągając się. Pokręciłam głową przecząco. Mlasnął dwa razy i pomachał ogonem.
- W takim razie- podzielmy języki.- Zaproponował Aster. Kiwnęłam łebkiem i zaczęliśmy wylizywać się nawzajem. Ah, te ciepłe, rodzinne wspomnienia, kiedy to mama nas wylizywała!
*** Dwa wschody słońca później ***
Przeciągnęłam się. Aster był już pewnie na polowaniu. Wyskoczyłam z dziupli i pobiegłam w kierunku terenów Klanu Nocy. Szybko wyczułam zapach...znajomy. Jakby jednej z kotek, które tata wziął. Przypominał zapach tej Czarnej, ale był ostrzejszy...Jest blisko! Szybko wyjrzałam zza krzaków. Siedziała tam, tuż przy rzece. Podkradłam się.
- Kim jesteś?!- Syknęłam.
- Nie ważne- warknęła. Zaczęła wąchać powietrze.- Pachniesz znajomo...-zaczęła.
- Ty tak samo, Czarna Łapa jak mniemam? Ojciec mi o tobie mówił.- Zmarszczyłam nos i posłałam jej nienawistne spojrzenie. To przez nią mój ojciec nie żyje! Ona zaprowadziła go na rychłą śmierć! Tak mówiła mama, że to ona poszła z nim na ''wyprostowanie łap''. Syknęłam ostrzegawczo. Moje uszy drgnęły niespokojnie.
Czarneł? Nie chce mi się walczyć .-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz