Lśniący wysoko na niebie księżyc resztkami sił opędzał się od ciemnych chmur, które atakowały zaciekle, by go zasłonić. Światło przebijało przez gałęzie drzew i muskało jaskrawy śnieg, tak, że mienił się tysiącami barw. Migocząc w wodach rzeki odbijał swe światło w kierunku obozu Klanu Nocy, który pogrążony był w ciszy. To nie była zwyczajna noc. Wiedzieli o tym wszyscy medycy wszystkich klanów. Dlatego tak ważne było dla nich, by ich podopieczni, wojownicy spokojnie spali tej nocy i nie wyciągali nosów ze swych legowisk.
Jednak Srebrny Pysk czuła, że ta noc będzie inna. Widziała strach w oczach Tajemniczego Kwiatu i Lodowego Serca. One wiedzą, co czeka klany. Coś się święci, a Srebrny Pysk musi wiedzieć, co takiego.
Nie zmrużyła oka od kiedy tylko udała się do legowiska wojowników. Pora górowania księżyca minęła już dawno temu, a ona nadal nie umiała zasnąć. Czekała w głębokiej nadziei, że stanie się coś niezwykłego. Jednak zmęczenie zaczęło wygrywać z jej uporem. Powoli zamykała oczy, co raz bardziej ociężałe ze zmęczenia. I wtedy usłyszała szelest.
Ostrożnie uniosła głowę i nastawiła uszy. To nie był zwykły szelest, jaki wywołuje wiatr lub przemieszczające się zwierzę. To był zupełnie inny rodzaj tego dźwięku. Zupełnie obcy. Srebrny Pysk powoli wstała i wyszła z legowiska. Wąsy drżały jej w ekscytacji. Ostrożnie przeszła na środek polany, bliżej legowiska lidera, gdzie smacznie spał Wodna Gwiazda. Och! Jako ona go nie znosiła! Ze szczerą nienawiścią wpatrywała się w wejście do nory pod pniem drzewa. Ale to nie ona ją tu przywiodła. Co tak szeleściło?
Wojowniczka rozejrzała się po cichym obozie. Nic nie zakłócało panującego w lesie spokoju. Nawet rzeka, jakby ucichła. Nagle Srebrny Pysk poczuła chłód. Nie było to zimno pory nagich drzew. W jednej chwili zrobiło się znacznie mroźniej.
- Srebrny Pysku... - szepnął czyiś głos. Kotka gwałtownie się odwróciła, ale nic nie dostrzegła. - Choć ze mną...
Wystraszona kotka nic nie rozumiała. Szukała wzrokiem właściciela głosu.
- Kkim jesteś?! - wybełkotała przerażona. Głos jednak nie odpowiedział. Srebrny Pysk stała czujna i nastroszona.
- Choć. - Głos przeszył jej sierść, która nagle opadła, by po chwili znów się podnieść. Przepełniał ją co raz większy lęk.
- Gdzie mam iść? - spytała. Wtedy dostrzegła ruch lekkiego śniegu, który niesiony przez wiatr udał się ku wyjściu z obozu. Kotka przez chwilę się bała, ale wtedy, nadal czujna ruszyła za prowadzącym ją szeptem.
Szept prowadził ją przez las poruszając co chwila gałęziami lub śniegiem. Szara wojowniczka z uwagą śledziła te ruchy. W końcu zatrzymała się na obszernej polanie daleko od obozu. Nie znała tej okolicy, nie do końca rozumiała, jak tu się znalazła. Poczuła jeszcze większy lęk. Mogła spać. Mogła zamknąć oczy i zasnąć, wtedy nie stałaby tu w towarzystwie tego niezwykłego Szeptu. Ale było już zbyt późno, aby się wycofać.
- Srebrny Pysku?... - ponownie odezwał się Szept.
- Jestem - odparła niespokojnie. Istota mruknęła coś cicho, co wydawało się być potwierdzeniem. - Po co mnie tu wezwałeś?
- Ty jesteś pierwszą Klanu Nocy - powiedział głos. - Pierwsza córka, pierwszego syna, pierwszego członka. Nikt inny nie dostąpi takiego zaszczytu. Tylko ty.
- Wiem o tym Szepcie - mruknęła. - I czuję, że są mi pisane wielkie czyny.
- Urodzisz kocięta, a twój pierwszy będzie syn. On jednak zmieni to, jak los wam pisał. Gdyż wbrew wszystkim zasadom posiadać będzie Oczy Nocy. Ale będzie tylko on.
- Nie rozumiem - mruknęła Srebrny Pysk. - Co to znaczy?
- Granatowe oczy. Cecha twojego rodu. Jednak w twoim pokoleniu wymrze, a twój potomek przypieczętuje jej los. On będzie ostatnim granatowookim.
Srebrny Pysk zadrżała. Nie rozumiała słów Szeptu, a to potęgowało jej strach. Granatowe oczy? Potomek? O czym ten Szept mówił?
Nagle przestała czuć spotęgowane zimno. Księżyc ponownie wyjrzał zza chmur. Srebrny Pysk zaczęła wypatrywać swoich śladów, by wrócić do obozu Klanu Nocy. Czuła się bardzo dziwnie. Nadal jakby była obserwowana. Ta rozmowa napełniła ją niezrozumiałym lękiem. Kim był Szept? Co miał na myśli?
Krople wody skapywały na futro kotki, kiedy ta obudziła się następnego dnia. Obudziła się, kiedy jedna z nich spłynęła na jej nos. Kichnęła i oblizała pomoczone miejsce. Wspomnienie z nocnej wyprawy zdawało się teraz być odległe i nieznane, równie mistyczne co realistyczne. Jakby to był sen, a jednak by nim nie był.
- Dzień dobry Srebrny Pysku - przywitała ją przyjaźnie Czarne Pióro.
- Hej młoda - mruknęła starsza wojowniczka podnosząc się z ziemi. - Jak się spało?
- Przyjemnie... - mruknęła kotka. - Wyspałam się... A ty?
- Ja mogłabym tak leżeć cały dzień - przyznała szara. - Ale pora wstawać. Idziemy razem na polowanie?
- Właśnie chciałam ci to zaproponować.
Srebrny Pysk uśmiechnęła się do byłej uczennicy. Mimo wielu mało sympatycznych chwil i treningów wypełnionych raczej krzykami i syczeniem niż przyjacielską rozmową łączyła je wyjątkowa więź ucznia i mentora. Srebrny Pysk sama żywiła takie uczucie do jeszcze jednego kota - do Wilczej Róży. Niestety ona już nie żyje, a jedyne co po niej zostało to trójka uroczych maluszków. Dla niej te dzieci były czymś niezwykłym. Cały klan był jej rodziną i to nie tylko dlatego, że dzieliła z nimi codziennie języki. Krew Czarnej Gwiazdy była tu bardzo rozpowszechniona. Była obecna w Wieczornym Blasku i dzieciach Nakrapianego Kwiatu. Sama Nakrapiany Kwiat była dla niej rodziną, podobnie też Wodna Gwiazda - z nim łączyła ją nawet krew Porannej Rosy. A Złota Łuska i jej dzieci? Dla Srebrnego Pyska także byli rodziną! Przecież nazywała ich swoim rodzeństwem, a ją matką. Ale czy kochała ich jak rodzinę?
Czarna Gwiazda kochał ją, swoją wnuczkę. Ona także go kochała. Byli sobie bliscy jak nikt inny. Nakrapiany Kwiat przez pierwsze księżyce traktowała ją jak dziecko... Ale wtedy pojawił się ten wypłosz, jej syn! Wiele radości dawało Srebrnemu Pyskowi to, że lider poświęca jej czasem nawet więcej uwagi niż własnemu synowi. Jego młodszego rodzeństwa też nie lubiła. Nie byli godni nazywania siebie dziećmi Czarnej Gwiazdy. Nigdy nawet nie przyszli z nią porozmawiać, a tyle miała im do opowiedzenia! To aż okrutne, że nie wypytują o swego wspaniałego ojca! Co mogliby im powiedzieć ich brat i matka? Nikt nie znał Czarnej Gwiazdy tak dobrze, jak Srebrny Pysk! To jej zdradzał swoje sekrety, ją kochał i otaczał opieką! Nawet Wieczorny Blask nie mógł wiedzieć tyle, co ona. A jego z resztą też nie lubiła! Stary tchórz - i tyle! Kiedy była mała chciała się z nim zaprzyjaźnić, ale on ją odrzucił. Od tego czasu znaczył w jej oczach równie wiele, co Wodna Gwiazda. A nikogo z krewnych nie wzgardziła tak bardzo, jak lidera Klanu Nocy.
Gdyby mogła zabiłaby go na miejscu. Zawsze wiedziała, że był ulubieńcem Czarnej Gwiazdy. Jego uczniem, przyjacielem, a przez pewien czas nawet synem. Potem lider mianował go swoim zastępcą. Jego, tego przybłędę! Zawsze wiedziała, że gdyby Błękitna Burza nie zdradził Klanu Nocy to on zająłby to stanowisko. A musiał zrobić tak niewiele! Przyprowadzić ukochaną do Klanu Nocy i prosić o przyjecie jej jako członka... Gdyby tak postąpił nie musiałaby teraz cierpieć z powodu swojej złej krwi. Nigdy nie potrafiła nazwać Błękitnej Burzy ojcem. Tamta kotka to co innego. Ona była dobra. Oddała swoją córkę, aby mogła wyrosnąć na świetnego wojownika. To szlachetny gest ze strony zwykłego pieszczoszka. Ale zbrodnia Błękitnej Burzy była niewybaczalna.
Zatem Srebrny Pysk była rozdarta w swoim sercu. Nie dawała jednak nikomu tego po sobie poznać. Szczęśliwie nigdy nie słyszała nic o swojej matce, a kiedy ktoś wspomniał przy niej Błękitną Burzę od razu sam gryzł się w język. Może i była młodą wojowniczką, ale swoją postawą budziła respekt nawet starszych kotów. Miała w sobie coś majestatycznego i jednocześnie przerażającego... Dumny krok i silne łapy, piękna gęsta grzywa jak u wojownika Klanu Lwa... Ale z jej złocistych oczu kapała nienawiść do wszystkich wrogów. Tym samym wzrokiem obdarzony był Czarna Gwiazda - wzrokiem, który napawał każdego lękiem. Nikt nie mógł zatem zaprzeczyć, że Srebrny Pysk to wnuczka starego lidera. Krew z krwi z jego krwi!
- Srebrny Pysku, wydajesz się być zamyślona? - mruknęła nagle Czarne Pióro. - O czym rozmyślasz?
- O niczym ważnym dla ciebie, bądź innych kotów - odparła szara kotka ze sztucznym uśmiechem. Czarne Piórko zastrzygła uszami. Była lekko oburzona opryskliwym zachowaniem swojej towarzyszki, ale przez księżyce wspólnych treningów zdążyła się do tego przyzwyczaić.
Dzień minął im na polowaniu. W końcu zaczęły znosić schwytaną zwierzynę do obozu. Nie było tego wiele, ale obie były niemal pewne, że Klan będzie w stanie wyżywić się tym, co złapały.
Właśnie wrócił Gepardzie Futro. Czarny kocur z dumą odłożył na stos zwierzyny tłustego gołębia. Rzadka ofiara, ale godna podziwu. Unosząc ogon ku niebu podbiegł do swojej siostry, Kościstej Stopy. Oboje byli przybranym rodzeństwem Srebrnego Pyska, ale nie darzyła ich sympatią podobną do tej, którą żywiła do Mglistej Aury i Szczawiowej Łapy. Oni zawsze byli inni. Biała sierść Kościstej Stopy i czarna Gepardziego Futra różniły się ogromnie od srebrzystych pręg reszty rodzeństwa.
A jednak byli bratem i siostrą!
Nie byli...
Srebrny Pysk przeszył dreszcz lęku. Nie byli... Nie łączyła ich ta sama krew... On nie jest jej bratem. Jest bratem Szczawiowej Łapy - umiała się w nim zakochać. Dlaczego wiec traktuje Gepardzie Futro jak młodszego braciszka? To obcy kocur! Inna krew! Jedyny kocur z jej pokolenia w klanie, z którym nie jest spokrewniona! To przecież...
Niebawem się spotkamy, mój słodki synku! pomyślała kotka i z triumfalnym uśmieszkiem udała się do legowiska wojowników.
- Nie rozumiem - mruknęła Srebrny Pysk. - Co to znaczy?
- Granatowe oczy. Cecha twojego rodu. Jednak w twoim pokoleniu wymrze, a twój potomek przypieczętuje jej los. On będzie ostatnim granatowookim.
Srebrny Pysk zadrżała. Nie rozumiała słów Szeptu, a to potęgowało jej strach. Granatowe oczy? Potomek? O czym ten Szept mówił?
Nagle przestała czuć spotęgowane zimno. Księżyc ponownie wyjrzał zza chmur. Srebrny Pysk zaczęła wypatrywać swoich śladów, by wrócić do obozu Klanu Nocy. Czuła się bardzo dziwnie. Nadal jakby była obserwowana. Ta rozmowa napełniła ją niezrozumiałym lękiem. Kim był Szept? Co miał na myśli?
Krople wody skapywały na futro kotki, kiedy ta obudziła się następnego dnia. Obudziła się, kiedy jedna z nich spłynęła na jej nos. Kichnęła i oblizała pomoczone miejsce. Wspomnienie z nocnej wyprawy zdawało się teraz być odległe i nieznane, równie mistyczne co realistyczne. Jakby to był sen, a jednak by nim nie był.
- Dzień dobry Srebrny Pysku - przywitała ją przyjaźnie Czarne Pióro.
- Hej młoda - mruknęła starsza wojowniczka podnosząc się z ziemi. - Jak się spało?
- Przyjemnie... - mruknęła kotka. - Wyspałam się... A ty?
- Ja mogłabym tak leżeć cały dzień - przyznała szara. - Ale pora wstawać. Idziemy razem na polowanie?
- Właśnie chciałam ci to zaproponować.
Srebrny Pysk uśmiechnęła się do byłej uczennicy. Mimo wielu mało sympatycznych chwil i treningów wypełnionych raczej krzykami i syczeniem niż przyjacielską rozmową łączyła je wyjątkowa więź ucznia i mentora. Srebrny Pysk sama żywiła takie uczucie do jeszcze jednego kota - do Wilczej Róży. Niestety ona już nie żyje, a jedyne co po niej zostało to trójka uroczych maluszków. Dla niej te dzieci były czymś niezwykłym. Cały klan był jej rodziną i to nie tylko dlatego, że dzieliła z nimi codziennie języki. Krew Czarnej Gwiazdy była tu bardzo rozpowszechniona. Była obecna w Wieczornym Blasku i dzieciach Nakrapianego Kwiatu. Sama Nakrapiany Kwiat była dla niej rodziną, podobnie też Wodna Gwiazda - z nim łączyła ją nawet krew Porannej Rosy. A Złota Łuska i jej dzieci? Dla Srebrnego Pyska także byli rodziną! Przecież nazywała ich swoim rodzeństwem, a ją matką. Ale czy kochała ich jak rodzinę?
Czarna Gwiazda kochał ją, swoją wnuczkę. Ona także go kochała. Byli sobie bliscy jak nikt inny. Nakrapiany Kwiat przez pierwsze księżyce traktowała ją jak dziecko... Ale wtedy pojawił się ten wypłosz, jej syn! Wiele radości dawało Srebrnemu Pyskowi to, że lider poświęca jej czasem nawet więcej uwagi niż własnemu synowi. Jego młodszego rodzeństwa też nie lubiła. Nie byli godni nazywania siebie dziećmi Czarnej Gwiazdy. Nigdy nawet nie przyszli z nią porozmawiać, a tyle miała im do opowiedzenia! To aż okrutne, że nie wypytują o swego wspaniałego ojca! Co mogliby im powiedzieć ich brat i matka? Nikt nie znał Czarnej Gwiazdy tak dobrze, jak Srebrny Pysk! To jej zdradzał swoje sekrety, ją kochał i otaczał opieką! Nawet Wieczorny Blask nie mógł wiedzieć tyle, co ona. A jego z resztą też nie lubiła! Stary tchórz - i tyle! Kiedy była mała chciała się z nim zaprzyjaźnić, ale on ją odrzucił. Od tego czasu znaczył w jej oczach równie wiele, co Wodna Gwiazda. A nikogo z krewnych nie wzgardziła tak bardzo, jak lidera Klanu Nocy.
Gdyby mogła zabiłaby go na miejscu. Zawsze wiedziała, że był ulubieńcem Czarnej Gwiazdy. Jego uczniem, przyjacielem, a przez pewien czas nawet synem. Potem lider mianował go swoim zastępcą. Jego, tego przybłędę! Zawsze wiedziała, że gdyby Błękitna Burza nie zdradził Klanu Nocy to on zająłby to stanowisko. A musiał zrobić tak niewiele! Przyprowadzić ukochaną do Klanu Nocy i prosić o przyjecie jej jako członka... Gdyby tak postąpił nie musiałaby teraz cierpieć z powodu swojej złej krwi. Nigdy nie potrafiła nazwać Błękitnej Burzy ojcem. Tamta kotka to co innego. Ona była dobra. Oddała swoją córkę, aby mogła wyrosnąć na świetnego wojownika. To szlachetny gest ze strony zwykłego pieszczoszka. Ale zbrodnia Błękitnej Burzy była niewybaczalna.
Zatem Srebrny Pysk była rozdarta w swoim sercu. Nie dawała jednak nikomu tego po sobie poznać. Szczęśliwie nigdy nie słyszała nic o swojej matce, a kiedy ktoś wspomniał przy niej Błękitną Burzę od razu sam gryzł się w język. Może i była młodą wojowniczką, ale swoją postawą budziła respekt nawet starszych kotów. Miała w sobie coś majestatycznego i jednocześnie przerażającego... Dumny krok i silne łapy, piękna gęsta grzywa jak u wojownika Klanu Lwa... Ale z jej złocistych oczu kapała nienawiść do wszystkich wrogów. Tym samym wzrokiem obdarzony był Czarna Gwiazda - wzrokiem, który napawał każdego lękiem. Nikt nie mógł zatem zaprzeczyć, że Srebrny Pysk to wnuczka starego lidera. Krew z krwi z jego krwi!
- Srebrny Pysku, wydajesz się być zamyślona? - mruknęła nagle Czarne Pióro. - O czym rozmyślasz?
- O niczym ważnym dla ciebie, bądź innych kotów - odparła szara kotka ze sztucznym uśmiechem. Czarne Piórko zastrzygła uszami. Była lekko oburzona opryskliwym zachowaniem swojej towarzyszki, ale przez księżyce wspólnych treningów zdążyła się do tego przyzwyczaić.
Dzień minął im na polowaniu. W końcu zaczęły znosić schwytaną zwierzynę do obozu. Nie było tego wiele, ale obie były niemal pewne, że Klan będzie w stanie wyżywić się tym, co złapały.
Właśnie wrócił Gepardzie Futro. Czarny kocur z dumą odłożył na stos zwierzyny tłustego gołębia. Rzadka ofiara, ale godna podziwu. Unosząc ogon ku niebu podbiegł do swojej siostry, Kościstej Stopy. Oboje byli przybranym rodzeństwem Srebrnego Pyska, ale nie darzyła ich sympatią podobną do tej, którą żywiła do Mglistej Aury i Szczawiowej Łapy. Oni zawsze byli inni. Biała sierść Kościstej Stopy i czarna Gepardziego Futra różniły się ogromnie od srebrzystych pręg reszty rodzeństwa.
A jednak byli bratem i siostrą!
Nie byli...
Srebrny Pysk przeszył dreszcz lęku. Nie byli... Nie łączyła ich ta sama krew... On nie jest jej bratem. Jest bratem Szczawiowej Łapy - umiała się w nim zakochać. Dlaczego wiec traktuje Gepardzie Futro jak młodszego braciszka? To obcy kocur! Inna krew! Jedyny kocur z jej pokolenia w klanie, z którym nie jest spokrewniona! To przecież...
Niebawem się spotkamy, mój słodki synku! pomyślała kotka i z triumfalnym uśmieszkiem udała się do legowiska wojowników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz