Obowiązki wzywały Promyk od samego rana. Jej zadaniem tego dnia było nic innego jak przenieść trochę mchu z miejsca na miejsce i zakopać dziurę, którą zapomniała zakopać poprzedniego dnia! I może wykopać nową.
Pracę zaczęła zaraz, jak tylko się najadła i chwilę wyspała — toż to cud, bo spała dłużej niż zwykle. To było więcej spokoju dla jej rodziców. Potem wstała, pobiegała chwilę wokoło taty, ścigając jego ogon, powalczyła z bratem i zaczęła nosić mech. Poprzedniego dnia usypała jego kupkę w rogu żłobka i biegała wokół niego, czasami po nim, udając, że jest górą! Kotka miała wielką wyobraźnię. Jednak dzisiaj już nie chciała się w to bawić, więc odłożyła mech na jego miejsce. Potem zakopała dziurę, którą wykopała, jak grzeczne dziecko, którym była! Oczywiście, zanim cokolwiek, to jeszcze wyjęła z niej jakiegoś robaka i pobawiła się z nim, a raczej nim, bo ta zabawa źle się dla nieszczęśnika skończyła. Promyk zawiedziona krótką żywotnością swojej zabawki wepchnęła robala do dziury i zasypała dół. Szkoda, że te dziury to zawsze były płytkie, bo pod nimi była skała i łobuziara mogła kopać tylko to, co koty na wierzch przyniosły. Ale nie szkodzi.
W końcu skończyła i podbiegła do taty znudzona. Zaczęła krążyć wokół niego, za starannością omijając jego łapy i ogon. Jednak zdarzało jej się nie wyrobić na zakrętach i przewracać.
— Nudny dzień. — W końcu stanęła w miejscu i spojrzała na tatę. Rozświetlona Skóra podniósł na nią brwi.
— Tak? Nudny? A dlaczego? — zapytał się kociaka. Kotka usiadła — bardzo rzadki widok i westchnęła. Nie chciała mówić, że już nie chce biegać, bo to nieprawda. Za bardzo to lubiła, ale było…
— Monotonnie — odparła. Usłyszała to słowo od innych i chyba znaczyło to, co chciała powiedzieć.
— Mono… Skąd ty znasz takie słowa, co? – Ojciec przysunął ją do siebie łapą i zaczął myć. Miał niepowtarzalną szansę, że jego córka siedziała na tyłku i mu pozwoliła.
— Słyszałam kiedyś w tym samym znaczeniu — odmiauknęła kotka.
— I użyłaś go bardzo dobrze.
— Dzięki, tato. Ale... monotonnie jest. Nudny dzień. — Promyk powtórzyła swoje słowa, chcąc się pożalić ojcu na tę niesprawiedliwość losu, jaka ich spotkała w ten dzień.
— Rozumiem. I co? Nie chcesz już biegać?
— Chcę! — Co to był w ogóle za pomysł, że Promyk znudziło się bieganie, w żadnym wypadku! Bieganie to jej ulubiona forma rozrywki w tym nudnym miejscu!
— Ach. To nie rozumiem, czego oczekujesz ode mnie? Mam ci wymyślić zabawę? — Ojciec polizał ją jeszcze raz za uchem i potarł nosem o jej czółko.
— Nie. Masz mi współczuć! — oznajmiła Promyk, bardzo głośno i dosadnie.
— No dobrze. Współczuję Ci takiego nudnego dnia Promyczku. — Jej tata zaśmiał się pod nosem, ale powiedział, co musiał. Promyk pokiwała łebkiem i wygramoliła się spomiędzy jego łap, tylko po to, żeby dopaść do Słońca i zacząć się z nim przepychać.
Bawili się tak chwilę, a potem był obiad i drzemka. Promyk pospała sobie, znowu dłużej niż by było dla niej dogodne, ale to był nudny dzień, więc mogła sobie na to pozwolić.
— Wychodzę! — oznajmiła, jak już wstała.
— Ale tylko kawałek przed żłobek! Nie dalej! — ostrzegł ją ojciec.
— Tak! Wiem. Jak zawsze. Nie mogę pójść daleko! — potwierdziła szylkretka i wyskoczyła ze żłobka, tylko aby wpaść na kotkę o wiele od siebie większą, ale jednak mniejszą od taty!
— HEJ! — Promyk napuszyła się w geście obronnym.
— Och przepraszam. Wpadłaś we mnie! Przepraszam. — Kotka przeprosiła ją. No dobra. Akceptowalny obrót wydarzeń.
— Jestem Promyk! — Kociak wypiął dumnie pierś przed siebie — A ty to kto?!
— Wzorek! — odparł nowy kot.
— Okej! I czego tu chcesz? — Promyk fuknęła. Nie ufała temu kotkowi!
<Wzorek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz