Sekrecik zawiesił wzrok na Miłostce, a jego ogon drgnął w lekkiej irytacji. Gdyby słuchała się go od początku, nie byłaby teraz w tak żałosnym stanie. Wciąż pamiętał ją radosną, paradującą po obozie z wysoko uniesionym ogonem, nie odstępującą Lna ani na krok. Była pewna siebie, szczęśliwa, w niczym nie przypominała teraz siedzącej przed nim sylwetki, roztrzęsionej i zaplątanej we własnych myślach.
— Ej, ej, przestań — mruknął w końcu, przesuwając się bliżej. Pazury Miłostki zadrżały na jej własnym czole, a on niezdarnie odciągnął jej łapę. — Nie rób sobie krzywdy, dobra? Bo będziesz wyglądała gorzej niż to zgniłe mrowisko, o którym mówiłaś. Może nawet gorzej od Jaśminowiec, a to już wyzwanie, prawda?
Miłostka nie odpowiedziała, ale nie próbowała się wyrwać.
Sekrecik wypuścił jej łapę i westchnął.
— Wiesz, co jest najgorsze? — zapytał półgłosem. — Że ten cały Len nie był wart nawet połowy ciebie. I to nie jest wyjątkowo żart.
Zamilkł na moment. Czuł, że każde słowo przychodziło mu z trudem — ani on nie chciał nic mówić, ani ona słuchać, ale cisza byłaby gorsza.
— Wszyscy popełniamy głupoty — dodał spokojniej. — Ty przede wszystkim, ale mi także zdarza się zrobić coś niemądrego...
Podniósł się, przeciągnął i pchnął w jej stronę resztę nornicy, którą wcześniej jadł.
— Jedz, zanim ci spleśnieje humor do reszty. Bo jak się rozchorujesz, to mama mnie zabije, a nie ciebie.
Miłostka parsknęła przez łzy, zbyt cicho, by ktokolwiek poza nim to usłyszał. A on tylko kiwnął głową, jakby to był właśnie ten dźwięk, na który czekał — pierwszy krok do tego, żeby znowu była sobą.
— Ej, ej, przestań — mruknął w końcu, przesuwając się bliżej. Pazury Miłostki zadrżały na jej własnym czole, a on niezdarnie odciągnął jej łapę. — Nie rób sobie krzywdy, dobra? Bo będziesz wyglądała gorzej niż to zgniłe mrowisko, o którym mówiłaś. Może nawet gorzej od Jaśminowiec, a to już wyzwanie, prawda?
Miłostka nie odpowiedziała, ale nie próbowała się wyrwać.
Sekrecik wypuścił jej łapę i westchnął.
— Wiesz, co jest najgorsze? — zapytał półgłosem. — Że ten cały Len nie był wart nawet połowy ciebie. I to nie jest wyjątkowo żart.
Zamilkł na moment. Czuł, że każde słowo przychodziło mu z trudem — ani on nie chciał nic mówić, ani ona słuchać, ale cisza byłaby gorsza.
— Wszyscy popełniamy głupoty — dodał spokojniej. — Ty przede wszystkim, ale mi także zdarza się zrobić coś niemądrego...
Podniósł się, przeciągnął i pchnął w jej stronę resztę nornicy, którą wcześniej jadł.
— Jedz, zanim ci spleśnieje humor do reszty. Bo jak się rozchorujesz, to mama mnie zabije, a nie ciebie.
Miłostka parsknęła przez łzy, zbyt cicho, by ktokolwiek poza nim to usłyszał. A on tylko kiwnął głową, jakby to był właśnie ten dźwięk, na który czekał — pierwszy krok do tego, żeby znowu była sobą.
***
Śmierć Kruszynki była zaskoczeniem. Co prawda nigdy nie czuł z siostrą bliższej więzi. Szczególnie po pewnym incydencie, w którym został przez nią przyłapany, nie zbliżał się za często do medycznej dziupli. Czuł się jednak wyjątkowo nieswojo. Jeszcze dziwniej było przebywać w towarzystwie rodziców, wiedząc, że dla nich każde dziecko było równie ważne, a utrata jednej z córek była traumą nie do opisania.
Jeśli wierzyć Wszechmatce, Kruszynka zaznała spokój. Zawsze kojarzyła mu się z paniką i wiecznym niepokojem, ale przy bliższym zastanowieniu dostrzegał też, że wiele można by z nią było przepracować. Miała przecież czas. Była młoda. Mógł z nią rozmawiać, spróbować ją zrozumieć, znaleźć wspólny język.
Teraz już tylko gdybał. Po każdym nieszczęściu zostawała tylko seria pytań w stylu: "A co jeśli?" "A co gdyby?"
Nie mógł tej nocy spać. Minęło już trochę czasu od pogrzebu siostry, a jednak to i nakład innych spraw powodował, że leżał bezczynnie na swoim posłaniu i grzebał pazurem po ziemi. Z przeciwnego końca legowiska dochodziło go pochrapywanie Lnu. Tego bezczelnego grzyba.
Westchnął, obracając głowę w bok i rozmyślając, ile problemów kremowy stworzył jego siostrze. Tej, która żyła, i z którą, choć gryzł się od pierwszych dni życia, tak czuł przywiązanie. Tej, której barwne futro zasypiało nieopodal niego każdej nocy. Tej, która powinna właśnie śnić o nakopaniu Jaśminiowiec za zabranie jej lubego, a której...
Podskoczył. Posłanie Miłostki było puste. Przez chwilę poczuł od niego chłód, jakby jego właścicielki nie było w nim od wieków.
Bez zastanowienia wybiegł na zewnątrz. Odkąd Len przestał już gonić Miłostkę (choć raczej bywało na odwrót), myślał, że nie musi jej już tyle pilnować. Nie spodziewał się, że chwila nieuwagi doprowadzi tak szybko do tragedii.
Towarzyszyły mu same czarne myśli. Nienawidził tego, że pomimo całej jej zadziorności martwił się o nią tak bardzo. Kruszynka nie żyła, a jednak to brak Miłostki ściskał mu serce mocniej niż cokolwiek innego.
Obóz był milczący, a drzewa w ciemności wydawały się groźniejsze. Wyobraźnia karmiła go najgorszymi scenariuszami, a on nie chciał nawet myśleć, w jakim stanie może znaleźć siostrę. Biegł więc na oślep — i tak szybko, jak się rozpędził, tak samo gwałtownie wpadł na coś miękkiego. Usłyszał cichy pisk, a potem w ciemności przeszyło go gniewne spojrzenie zielonych ślepi.
— Co ty tu robisz? — syknęła Miłostka.
Ulga, która go ogarnęła, była nie do opisania. Przez ułamek sekundy miał ochotę rzucić się na nią i przytulić, ale na szczęście jeszcze nie stracił zdrowego rozsądku.
— To ja powinienem pytać ciebie! — burknął ostro. — Jest późno — dodał sucho — o tej porze się śpi, a nie włóczy po krzakach! Wiesz, jak się martwi… — urwał, nie chcąc brzmieć słabo. Nie mógł stracić honoru. — Jak mogli się martwić rodzice? Ledwo co stracili jedną córkę, a ty chcesz dokładać im cierpienia? O tej porze nie wiadomo jakie niegodziwe koty kręcą się po okolicy! Ktoś mógłby ci zrobić krzywdę! Idź spać, wariatko, a nie szlajasz się jak niespełna rozumu!
<Niemiła Miłostko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz