Głupie treningi. Wiadomo, że wszystko już umiał, czemu więc go wyciągali ciągle na zewnątrz? Co oni, głupi? I jeszcze ta parszywa pogoda. Spodziewał się po swoim mentorze nieco większych kompetencji, chociaż i tak już nie miał na co narzekać. Lepiej od Rudej Lisówki, który chociaż całkiem rudy, zachowywał się jak niedorozwinięte kocię. Raz niemal przyłapali go na oddawaniu zwierzyny jakiemuś schorowanemu przybłędzie, który nawet jakby chciał dołączyć do klanu, to nie byłoby z niego żadnego pożytku. Od tamtego czasu Ognik patrzył na starszego kocura nie tylko z góry, ale też z jakąś odrazą. Ale co się dziwić? Słyszał, że to jedna z przybłęd przygarniętych przez klan, jeszcze do tego bez rodziców.
- Widocznie starzy go oddali, bo nie mogli patrzeć na to na jakiego mysiego bobka wyrasta - Mówił raz, kiedy wraz z Rudzik i Płomykówką szli na jedno z polowań, co, w jego głowie, znów było stratą czasu. Tata mówił, że polowanie jest dla biedaków którzy nie potrafią znaleźć sobie sług którzy zrobiliby to za nich. Teraz rozumiał o co chodzi. Bieganie za jakimś królikiem w jego oczach wyglądało teraz naprawdę nędznie i zabawnie. - Z resztą widocznie jego siostra też uznała, że lepiej ze sobą skończyć niż zostać przy bracie. - Parsknął z krzywym uśmiechem. W tle gdzieś ciszej zawtórowała mu Płomykówka, bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistego ubawienia sytuacją, natomiast Rudzik jedynie przekręciła głową z niezrozumieniem. Przewrócił oczami. Patrząc na swoje siostry które były z tego "lepszego" miotu, zaczynał się mocno zastanawiać, jakim dnem musieli być jego domniemani bracia i siostry z pierwszego.
Jego wcielanie się w ojca, byle tylko się przypodobać stało się bardziej widoczne, szczególnie po zgromadzeniu, na którym miał okazję przebywać. Przebywał niemal tylko w towarzystwie rudych kotów, nie licząc tych zesłanych przez "gwiezdnych". Nadal uważał to za bullshit, jednak skoro część klanu wierzyła w te brednie, to i on się musiał przypasować. Z resztą, z biegiem czasu zauważał pewne możliwe korzyści z takiej znajomości. W końcu fajnie by było mieć podnóżek z gwiezdnego kotka, prawda? Dzięki temu na pewno miałby w przyszłości wsparcie tych wierzących idiotów.
- Spróbujemy najpierw rozprostować nieco łapy, co? - Zaproponował kilka dni później Kminkowy Szum, kiedy wraz z Wielenią i Skrzydlatą Łapą oraz ich mentorami, znaleźli się na otwartym terenie. Ognik prychnął z niezadowoleniem, jednak jego mentor jak i cała reszta zdawali się to zignorować. Jedynie Wielenia Łapa posłała mu szybkie spojrzenie z ukosa.
- Biegi na długie dystanse pomogą wam później w łapaniu królików, jeśli dobrze się przygotujecie i wyćwiczycie mięśnie - kontynuował - Nie ma w tym większej filozofii, po prostu biegnijcie przed siebie, spróbujcie rozłożyć energię i patrzeć na to co macie dookoła i pod łapami. Będziemy biegli blisko was - Oczywiście, że będą blisko. Takie ich zadanie, było to całkowicie zbędne, by ich teraz jeszcze dodatkowo uświadamiać. Za kogo ich oni mają, za kociaki które się rozpłaczą jak nie zobaczą oblicza mamy przez pięć sekund? Ruszyli. Ognik, całkiem pewny siebie wystrzelił do przodu. Ha! Lamusy zostają w tyle! Zostają... zostają? Czy aby na pewno? Pozostałe dwa koty wcale nie były gorsze, a wręcz doścignęły po czasie kocura. Panika. Jak to, przecież miał być najlepszy, a jednak opadał z sił. Jeszcze chwila, jeszcze kilka lisich skoków, a szylkretowy i rudy ogon zostawiły go w tyle. Co.
Następna była szybka nauka bijatyki. Znów stanął pewien siebie w piaszczystym wgłębieniu, patrząc na Wielenią Łapę, która patrzyła na niego bez wyrazu, może nieco z zainteresowaniem przekrzywiając głowę, jakby patrzyła na interesującą mysz. Drgnął mu kącik pyska.
- Ha, nie wypada mi bić kotek. Jesteście słabe. Jesteś pewna, że sobie ze mną poradzisz? Tyle już tkwisz na stanowisku ucznia, że chyba ci ta ranga przywarła do ogona. Lepiej od razu się poddaj, i - Zamiast kolejnych słów, z pyska kocura wypadło charczenie, gdy dusił się piaskiem rzuconym mu w pysk, by chwilę później znaleźć się w pozycji leżącej, z czyjąś łapą przytwierdzającą jego łeb do piasku. I mógłby przysiąc, że usłyszał ciche ,,Za dużo gadasz".
Co.
Wstał i się otrzepał, wciąż jeszcze plując piaskiem i wycierając łapami drobinki z oczu, smarkając z frustracji i upokorzenia.
- Masz jeszcze piasek w uszach... - usłyszał Rudzik, która łapą spróbowała strzepać nieco piasku z jego uszu. Niemal natychmiast się uchylił.
- Zostaw mnie - prychnął wściekle, uderzając jej łapę.
- Hej! Już wystarczy, będziemy kontynuować jutro. - Kminkowy Szum zdawał się tracić cierpliwość, patrząc badawczo na swojego "pozjadałem wszystkie rozumy" ucznia. Jego wzrok zdawał się mówić jasno i wyraźnie to, czego nie przekazał na głos. ,,Weź się w garść". Z uszami położonymi blisko czaszki gramolił się w drodze powrotnej za mini grupą nauczania. Jakim cudem przegrał? Jakim cudem mu się nie udało? Jakim cudem został w tyle? Przecież był bogiem! Znaczy, pół, ale to niemal to samo. Zagryzł ze złością zęby, prychając pod nosem. Coś zdecydowanie było nie tak. A co, jak Rudzik o wszystkiemu powie ojcu? Albo komukolwiek innemu? Przecież zawiedzie wtedy wszystkich, spadnie w rankingu, zrobi z siebie pośmiewisko a Skrzypiąca Łapa nie da mu o tym zapomnieć.
Musiał coś z tym zrobić.
- Widocznie starzy go oddali, bo nie mogli patrzeć na to na jakiego mysiego bobka wyrasta - Mówił raz, kiedy wraz z Rudzik i Płomykówką szli na jedno z polowań, co, w jego głowie, znów było stratą czasu. Tata mówił, że polowanie jest dla biedaków którzy nie potrafią znaleźć sobie sług którzy zrobiliby to za nich. Teraz rozumiał o co chodzi. Bieganie za jakimś królikiem w jego oczach wyglądało teraz naprawdę nędznie i zabawnie. - Z resztą widocznie jego siostra też uznała, że lepiej ze sobą skończyć niż zostać przy bracie. - Parsknął z krzywym uśmiechem. W tle gdzieś ciszej zawtórowała mu Płomykówka, bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistego ubawienia sytuacją, natomiast Rudzik jedynie przekręciła głową z niezrozumieniem. Przewrócił oczami. Patrząc na swoje siostry które były z tego "lepszego" miotu, zaczynał się mocno zastanawiać, jakim dnem musieli być jego domniemani bracia i siostry z pierwszego.
Jego wcielanie się w ojca, byle tylko się przypodobać stało się bardziej widoczne, szczególnie po zgromadzeniu, na którym miał okazję przebywać. Przebywał niemal tylko w towarzystwie rudych kotów, nie licząc tych zesłanych przez "gwiezdnych". Nadal uważał to za bullshit, jednak skoro część klanu wierzyła w te brednie, to i on się musiał przypasować. Z resztą, z biegiem czasu zauważał pewne możliwe korzyści z takiej znajomości. W końcu fajnie by było mieć podnóżek z gwiezdnego kotka, prawda? Dzięki temu na pewno miałby w przyszłości wsparcie tych wierzących idiotów.
- Spróbujemy najpierw rozprostować nieco łapy, co? - Zaproponował kilka dni później Kminkowy Szum, kiedy wraz z Wielenią i Skrzydlatą Łapą oraz ich mentorami, znaleźli się na otwartym terenie. Ognik prychnął z niezadowoleniem, jednak jego mentor jak i cała reszta zdawali się to zignorować. Jedynie Wielenia Łapa posłała mu szybkie spojrzenie z ukosa.
- Biegi na długie dystanse pomogą wam później w łapaniu królików, jeśli dobrze się przygotujecie i wyćwiczycie mięśnie - kontynuował - Nie ma w tym większej filozofii, po prostu biegnijcie przed siebie, spróbujcie rozłożyć energię i patrzeć na to co macie dookoła i pod łapami. Będziemy biegli blisko was - Oczywiście, że będą blisko. Takie ich zadanie, było to całkowicie zbędne, by ich teraz jeszcze dodatkowo uświadamiać. Za kogo ich oni mają, za kociaki które się rozpłaczą jak nie zobaczą oblicza mamy przez pięć sekund? Ruszyli. Ognik, całkiem pewny siebie wystrzelił do przodu. Ha! Lamusy zostają w tyle! Zostają... zostają? Czy aby na pewno? Pozostałe dwa koty wcale nie były gorsze, a wręcz doścignęły po czasie kocura. Panika. Jak to, przecież miał być najlepszy, a jednak opadał z sił. Jeszcze chwila, jeszcze kilka lisich skoków, a szylkretowy i rudy ogon zostawiły go w tyle. Co.
Następna była szybka nauka bijatyki. Znów stanął pewien siebie w piaszczystym wgłębieniu, patrząc na Wielenią Łapę, która patrzyła na niego bez wyrazu, może nieco z zainteresowaniem przekrzywiając głowę, jakby patrzyła na interesującą mysz. Drgnął mu kącik pyska.
- Ha, nie wypada mi bić kotek. Jesteście słabe. Jesteś pewna, że sobie ze mną poradzisz? Tyle już tkwisz na stanowisku ucznia, że chyba ci ta ranga przywarła do ogona. Lepiej od razu się poddaj, i - Zamiast kolejnych słów, z pyska kocura wypadło charczenie, gdy dusił się piaskiem rzuconym mu w pysk, by chwilę później znaleźć się w pozycji leżącej, z czyjąś łapą przytwierdzającą jego łeb do piasku. I mógłby przysiąc, że usłyszał ciche ,,Za dużo gadasz".
Co.
Wstał i się otrzepał, wciąż jeszcze plując piaskiem i wycierając łapami drobinki z oczu, smarkając z frustracji i upokorzenia.
- Masz jeszcze piasek w uszach... - usłyszał Rudzik, która łapą spróbowała strzepać nieco piasku z jego uszu. Niemal natychmiast się uchylił.
- Zostaw mnie - prychnął wściekle, uderzając jej łapę.
- Hej! Już wystarczy, będziemy kontynuować jutro. - Kminkowy Szum zdawał się tracić cierpliwość, patrząc badawczo na swojego "pozjadałem wszystkie rozumy" ucznia. Jego wzrok zdawał się mówić jasno i wyraźnie to, czego nie przekazał na głos. ,,Weź się w garść". Z uszami położonymi blisko czaszki gramolił się w drodze powrotnej za mini grupą nauczania. Jakim cudem przegrał? Jakim cudem mu się nie udało? Jakim cudem został w tyle? Przecież był bogiem! Znaczy, pół, ale to niemal to samo. Zagryzł ze złością zęby, prychając pod nosem. Coś zdecydowanie było nie tak. A co, jak Rudzik o wszystkiemu powie ojcu? Albo komukolwiek innemu? Przecież zawiedzie wtedy wszystkich, spadnie w rankingu, zrobi z siebie pośmiewisko a Skrzypiąca Łapa nie da mu o tym zapomnieć.
Musiał coś z tym zrobić.
<814 słów>
[biegi długodystansowe]
[przyznano 16% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz