BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 kwietnia 2024

Od Ruty CD. Betelgezy

 —  To tutaj. Moja matka twierdzi, że na ten moment skakanie po dachach jest dla mnie zbyt ryzykowne. Drzewa... cóż, nie są może najbezpieczniejsze, ale raczej nie powinny zabić. Co najwyżej połamać kości. Nie tak źle, co?
Kurz przekrzywiła główkę, mrucząc w zamyśleniu.
— Um... Brzmi niezbyt miło...? Ale możemy spróbować! Tylko, czy twoi rodzice nas tutaj nie znajdą? Mówiłaś, że mnie nie polubią...
— Nie słuchasz mnie... — mruknęła. — Powiedziałam, że mój ojciec rozszarpałby cię na strzępy, gdybym powiedziała mu, że polizałaś mnie po nosie. Moja mama mówi, że mogę zadawać się z kim chcę, dopóki nie będę słaba lub dopóki nie będą to wrogowie rodziny. Nie jestem słaba, a ty nie podpadłaś mojej rodzinie. Proste —  wzruszyła ramionami. Nie czekała na odpowiedź, a od razu wdrapała się na pień drzewa, znów czując się jak we własnym żywiole. Kotka zaczęła wspinać się po długim pniu, a potem po gałęziach.
Kurz tworzyła pyszczek by obronić się, że słucha, ale kotka już skoczyła na górę i szybko zniknęła w gałęziach, w czasie gdy ona dopiero co oparła się o pień, goniąc ją. 
— Łaaa! Bardzo dobrze ci to idzie! — powiedziała z zachwytem, nim zaczęła się powoli wspinać na górę.
— Dzięki! Ćwiczyłam! —  zawołała z góry z dumą rozpierającą jej serce. — Mam to po mamie. 
Kurz obserwowała z dołu jak Bigos zaczęła wędrować po jednej z grubszych gałęzi i dotarła na kraniec i choć z początku się zachwiała, a jedna jej łapa niebezpiecznie zetknęła się z brakiem oparcia, udało jej się wskoczyć na gałąź drugiego drzewa. Odwróciła się przez ramię, patrząc na Kurz.
Koteczka była prawie na najniższej gałęzi, gdy zaczęła czuć, jak drżą jej mięśnie od wysiłku. Zacisnęła ząbki, nie chcąc się jeszcze poddawać. Czasami tak przecież miała, gdy trochę za bardzo się poruszała. Miała wrażenie, że jako mały kociak, jeszcze z pierwszą mamą, miała więcej siły na wspinanie się. Zdołała dotrzeć z bólem do gałęzi sprawdzonej przez przyjaciółkę, a gdy stanęła na niej, widziała, jak trzęsą jej się łapy i wbiła pazurki w korę.
— Jak się będziesz trzęść to prędzej spadniesz — prychnęła Bigos. — Na tym polega sztuka wspinania się. Żeby się nie bać. No dalej, nie bądź tchórzem, nic ci się przecież nie stanie! — przekrzywiła głowę, uśmiechając się półgębkiem.
— Nie boję się! To tak samo! — prawie zapłakała, teraz  faktycznie przestraszona wizją spadnięcia i złamania łapki przez to drżenie. — Czasami tak mam. — wyjaśniła już ciszej, nie wiedząc czy kotka ją usłyszy, i przywarła brzuchem do gałęzi. Zawsze po jakimś czasie przestawało jak odpoczęła. Musiała tylko poczekać.
— Tylko się nie ociągaj, nie mamy całego dnia, — miauknęła niezadowolona Bigos, patrząc z politowaniem na Kurz, która wyraźnie nie radziła sobie z zadaniem.
— Teraz nie chcę! — wypiszczała, tuląc się do gałęzi. — Poza tym, mówiłaś że mamy dużo czasu!
— Bo mamy, ale wciąż, nie chcesz chyba siedzieć na tej gałęzi całą wieczność? — parsknęła i pokręciła wreszcie głową. —  Najwyraźniej jesteś zbyt lękliwa. No, nie patrz się tak, tylko przenieś ciężar na tylne łapy. Musisz być lekka jak piórko i mieć siłę, by się odbić. I przestań patrzeć w dół, bo z twoją odwagą to jeszcze spadniesz i się połamiesz. Ogon musisz mieć na wysokości swoich barków, żeby utrzymywał ci równowagę. I skacz! To nie takie trudne!
Przełknęła ślinę, załzawionymi oczkami wpatrując się w następną gałąź. Wydawała się zbyt daleko na jej słabe łapki, nawet gdyby te się tak nie trzęsły. 
— A jak nie mam siły by tak daleko się odbić?
— Nie przesadzaj, na pewno masz. Im więcej myślisz, tym bardziej nie chcesz czegoś zrobić. Więc po prostu nie myśl, tylko rób!
Spojrzała za siebie, ale cofnięcie się też wydawało się niemożliwe. I nie chciała zepsuć zabawy nowej koleżance. Powoli wykonała jej instrukcję,  przesuwając się odrobinę dalej. Poprawiła trochę tylne łapki, kręcąc kuprem by poprawić posturę  i skoczyła, wyciągając się jak mogła, byle móc złapać się następnej gałęzi
Prawie jej się udało i już serduszko głośniej jej zadudniło, gdy przednimi łapkami dotknęła następnego drzewa, tylko by… spaść. Na szczęście instynkt zadziałał i wylądowała na czterech kończynach. Zaraz jednak położyła się na ziemi, ciężko oddychając i czując jak nadal drżą jej mięśnie pod skórą, teraz dodatkowo ze strachu.
Kurz trochę podniosła oczka, przez dudniące serduszko nie słysząc jak Bigos nagle złapała powietrze z zaskoczenia, ale widząc że kotka patrzy na nią z góry, następnie schodząc w dół. Zeszła i podeszła do koteczki, z początku lekko zmartwiona, ale gdy zobaczyła, że nic większego jej nie jest, jej ekspresja zmieniła się.
— Co to miało być? — chuchnęła zaskoczona. — Prędzej czy później musisz się tego nauczyć. Gdyby gonił cię jakiś pies, już byłabyś martwa — zauważyła.
— No to bym była. — sapnęła, chowając oczy pod łapą. — I umiem! Przynajmniej trochę... Po prostu jak za dużo się wysilę to drżę! Nie mogę nic z tym zrobić! — wytłumaczyła, by koleżanka jej nie strofowała i nie uznała jej za niewartą, by nie wrócić nigdy więcej w odwiedziny.
— Naprawdę jest aż tak źle? — mruknęła. — Nie możesz się poddawać tylko dlatego, że twoje ciało jest słabe! Moja mama mówi, że nawet najbardziej słabego kota da się naprawić, jeśli dużo ćwiczy! Ty też powinnaś.
— Nie umiem! — schowała główkę w łapkach
Bigos wydała z siebie głośne stęknięcie. 
— Uch, nie przesadzaj. Twoje ciało musi się po prostu przyzwyczaić do wysiłku. Mi na początku też było ciężko!
— To mi pomożesz! — uniosła nagle głowę z determinacją.
—Uhhh,  niech ci będzie — mruknęła cierpiętniczo, na moment wędrując gdzieś wzrokiem. — Ale nie oczekuj, że będę ci odpuszczała! Jeśli chcesz żyć w mieście bezpiecznie to nie możesz sobie pozwolić na odpoczynek!
— Tak długo jak będziesz ze mną, mogę to robić! — podniosła się chwiejnie z ziemi
Bigos uniosła brew, wyraźnie coraz bardziej zadziwiona tym, jak bardzo socjalna była ta niewinna, trochę przygłupia, ale urokliwa duszyczka. 
— Więc musimy zacząć od ćwiczenia twojej wytrzymałości! Musisz wejść na jakąkolwiek gałąź i wytrzymać na niej wystarczająco długo bez spadania! No dalej, na jakąś niską, żebyś się nam nie zabiła przypadkiem, bo trochę szkoda by było.
Skrzywiła się na te słowa i spojrzała w dół, na swoje łapki. Zerknęła znowu na Bigos, jakby z nadzieją, że ta wycofa swoje słowa, ale w końcu wzięła głębszy wdech i podeszła do drzewa. Przygotowała się do skoku z lekkim pokręceniem kuperkiem i za chwilę przyczepiona była swoimi małymi pazurkami do kory, nie ruszając się dalej.
— No! Dalej! Musisz się odepchnąć tylnymi łapami — poinstruowała ją kotka zniecierpliwiona. — A potem bardzo szybko wejść po korze na gałąź!
Znowu ciężko złapała oddech i odepchnęła się, ale wyszło to bardziej jakby kopała się z drzewem. Utknęła w dziwnej pozycji z prawie wyprostowanymi tylnymi łapami. Nie wiedziała co ma teraz zrobić i oglądnęła się na koleżankę błagalnie. Bigos z trudem powstrzymała śmiech, choć ciche parsknięcie i tak wydobyło się z jej klatki piersiowej. 
— Dobra, zejdź, złapię cię jak spadniesz. Musisz spróbować z rozbiegu!
— Na pewno mnie złapiesz? — upewniła się, powoli poruszając jedną łapką w dół.
— Jak mówię, że złapię, to złapię — przewróciła oczami poirytowana. — Nie pytaj się głupio, tylko schodź.
— D-dobrze, to schodzę... — cofnęła tylną łapkę, szukając pod nią oparcia, a gdy je znalazła, próbowała przesunąć przednią do dołu, ale gdy wypuściła już pazurki z kory, własny ciężar pociągnął ją do tyłu, rozciągając jej wciąż wczepioną w drzewo kończynę, aż ta też puściła, a z jej pyszczka wydobył się przestraszony pisk — Ła!
Kotka złapała Kurz, tak, jak obiecała, choć gwałtowny spadek nieco ją zaskoczył i nie przygotowała się tak, jak powinna. Próbowała podtrzymać Kurz przed upadkiem, ale ciężar ciała kotki podczas spadania był na tyle duży, że młoda nie zdołała go utrzymać i obie runęły na ziemię z bolesnym stękiem.
— O! Złapałaś mnie! Dziękuję! — zachichotała bez krzty sarkazmu w głosiku Kurz, a zaraz przerwała, by krótko ziewnąć.
— Chyba mamy różne definicje złapania kogoś — mruknęła sfrustrowana. — Co, już się zmęczyłaś?
Koteczka podniosła się na słabe łapki i znowu ziewnęła, pochylając głowę by chociaż trochę to zakryć. 
— Chyba... Chyba chcę już do domu. To była długa przygoda. — stwierdziła cicho gdy zamknęła już pyszczek z tamtego odruchu. Wcale nie było tak późno, ale zdarzało jej się dużo spać. Pewnie dlatego, że ciągle rosła. Rozglądnęła się na boki, nie będąc pewną gdzie ma się kierować.
— Nigdy nie odeszłam tak daleko... Moja mama mogła się w tym czasie pojawić! — przypomniała sobie, odrobinę panikując.
— Czego się tak boisz? Nie rozpłynęła się w powietrzu przecież — zauważyła Bigos z rozbawieniem. — Nawet nie zdążyłyśmy się rozkręcić! Faktycznie słaba jesteś, ale pewnie da się to jakoś naprawić. Odprowadzę cię do... domu, czy gdziekolwiek ty mieszkasz. Bo chyba pamiętasz, jak do niego dojść z tamtego miejsca, z którego tu przyszłyśmy, prawda?
— Tak, tam właśnie jest mój dom! Dziękuję że chcesz mnie odprowadzić! Chodźmy, chodźmy! Musisz też zapamiętać gdzie to, by mnie odwiedzać!
— Mhm — mruknęła pod nosem nowa koleżanka, a zaraz jakby pod wpływem myśli otworzyła szerzej oczy. — Zaraz, ty mi ufasz na tyle, że chcesz pokazać mi, gdzie mieszkasz?
— Eh? Czemu mam ci nie ufać? Jesteś moją przyjaciółką! Poza tym, mówię, że już tam obok byłaś! A teraz chodźmy proszę. Troszkę źle się czuję…
Bigos postanowiła nie zadawać więcej pytań i ruszyła do przodu, z początku zbyt szybko. Próbowała początkowo nadążyć za kotką, ale coraz bardziej miała wrażenie, że czas płynie wolno, a ona idzie ciągle w miejscu, z coraz cięższymi łapkami. Dopiero, gdy Bigos zauważyła, że Kurz strasznie się wlecze, zwolniła tempo.
— Wyglądasz, jakbyś zaraz miała paść.
— Po prostu chcę już do domu... — westchnęła, kryjąc za tym głębszy wdech.
— Uhh, nie mdlej mi tu teraz, bo będę musiała cię ciągać do domu — westchnęła cierpiętniczo starsza, choć nuta czegoś w rodzaju... zmartwienia? Zabrzmiała w jej głosie. Otaksowała spojrzeniem kotkę, jakby miała nadzieję, że ta zacznie iść do przodu, ale widząc, że wyraźnie sobie z tym nie radziła, wypuściła powietrze z płuc i podeszła do niej, podpierając jej bok. — Nie jest aż tak daleko, wytrzymaj choć trochę.
— Jeszcze nigdy nie zemdlałam! — obroniła się, ale mocniej przywarła do jej boku, ciesząc się nieświadomie z bliskości innego kota. Nagle zadrżała — Skoro cię dotykam, to znaczy, że już mnie nie odwiedzisz?
Kotka zamknęła na moment powieki, gdy młodsza patrzyła na nią bez przerwy, z rozszerzonymi źrenicami. Wreszcie odparła:
— Teraz robię to z własnej woli, Kurz. To duża różnica.
— Oh. To dobrze, już się zmartwiłam! — podniosła na chwilę ogon, wyraźnie szczęśliwa
— Zdążyłam zauważyć — odparła. Szła powoli i ostrożnie, choć widocznie się niecierpliwiła. — Mam nadzieję, że mówisz prawdę z tym niemdleniem, bo już samo chodzenie twoim tempem jest nieznośne, a co dopiero targanie twojego ciała... Chociaż nie możesz ważyć aż tak dużo, twoje nogi są jak patyki. Ale wciąż.
— Wcześniej się przewróciłaś razem ze mną... — przypomniała, wpatrując się w nią, jakby z podziwem mimo wypowiedzianych słów, po chwili zawstydzając się i patrząc po okolicy, która wydawała się już znajoma.
Uszy kotki z zainteresowaniem podniosły się na sztorc, ale ona sama obróciła głowę lekko zażenowana. Po krótkiej ciszy w końcu znów przemówiła:
— To całkiem spokojne miejsce... Jak na miasto — mruknęła bardziej po to, by przerwać moment niezręczności.  — Nic dziwnego, że tu przeżyłaś. Choć to wciąż zaskakujące.
— Mhm! Chociaż nie mam porównania... Ale większość kotów po prostu tędy przechodzi i idzie dalej. I nie ma ich zbyt dużo. Trochę jest samotnie... Byłoby fajnie, gdybyś tu zamieszkała! Mogłybyśmy spędzać czas razem... Chociaż jak moja mama wróci i mnie zabierze, to zostałabyś sama, to lepiej nie! Ale jak będziesz mnie odwiedzać to będzie też super!
— Wciąż niczego nie obiecuję, ale... — opuściła barki. — Może jeszcze przyjdę. Podkreślając może. A co do zamieszkania... Nie zrozum mnie źle, ale tu jest dość obskurnie. Bardzo. Nie wiem jak możesz wytrzymywać w tak brudnym miejscu. Dom mojego ojca jest czysty i duży, a tu... Cóż. Śmierdzi.
— Muszę tu czekać, żeby mamy wiedziały gdzie jestem! Gdzie indziej miałabym pójść, żeby mogły mnie znaleźć? — Kurz zapytała, defensywnie.
— Mówię... Ogólnie. Niezależnie od miejsca, na ulicach jedzie zdechłym kotem — miauknęła. —  Mówiłaś coś, że twoja matka mieszkała kiedyś u Wyprostowanych? Czemu nie została? Miałaby wszystko pod nosem.
Kurz przekrzywiła głowę. Mama u ludzi… Ah, mama Seraf. Uniosła ogonek, bo zawsze była szczęśliwa by opowiadać o swoich mamach.
— Nie wiem, mówiła coś, że wzięli ją z domu i ją tutaj zostawili. Poza tym, praktycznie nie czuję już tego zapachu! Można się przyzwyczaić!
— Wiesz, to chyba nie dla mnie — prychnęła Bigos. — Mogę chodzić po okolicach, ale nie wyobrażam sobie tu mieszkać — stwierdziła. — Czemu Wyprostowani mieliby kogokolwiek zostawić? Oni są po to, by nam usługiwać. Wyprostowana mojego ojca w życiu by się go nie pozbyła.
— Mhhm — ziewnęła — nie wiem, może już jej nie kochali... Ale ja ją bardzo kocham! Oh! Tam jest moja alejka! — trochę energiczniej przebierała chwilę łapkami, by po kilku kroczkach znowu zwolnić.
— Uważaj, żeby cię tam co nie zabiło po drodze — powiedziała, przypatrując się kotce ze zmrużonymi oczami. — Na mnie chyba pora. Powinnam wracać.
— Jasne, rodzice pewnie też na ciebie czekają! — uśmiechnęła się, chociaż była trochę zawiedziona — To cześć! Mam nadzieję, że wrócisz! Jeśli nie będę na zewnątrz alejki, to będę w moim kartonie! Na pewno mnie znajdziesz... Będę czekać, obiecuję! — podniosła ogon i usiadła, wciąż słabo czując się w łapkach, by poobserwować kotkę jak będzie odchodzić.
— W to nie wątpię — odparła sarkastycznie Bigos, ale Kurz tego nie wyczuła i wciąż radośnie drżały jej wąsiki. . — Mam nadzieję, że będziesz żywa, jak tu wrócę! — pożegnała się z nią, by przemknąć na zewnątrz alejki, prawie niewidoczna dla samej Kurz, która patrzyła na to z zafascynowaniem i zauroczeniem. 
<Bigosiku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz