przed poznaniem Daglezji
Ze żłobka można było uznać, że oprócz aromatu mleka, który unosił się w kalinowym azylu, słychać było piski kociaków. Szczególnie jednego, który biegał, wywracając się więcej razy, niż trwa uderzenie serca. Minęło sporo dni, a Puma w tym czasie z wesołą aurą uczył się poznawać, chodzić i mówić. Nie wychodziło mu to zawsze. Chociaż co z tego? Przed sobą ma jeszcze czas na naukę cennych, ważnych i potrzebnych umiejętności.— Pumo, zostaw — powiedziała Kosodrzewina, spoglądając na kocurka brązowym wzrokiem.
— Czenu? Ja to ce — uparł się, skupiając swój wzrok na pięknym patyczku pokrytym szronem. — To tokie pekne.
— To nie dla ciebie — wstała, kierując swe białe łapy w jego stronę.
— Mama, ne! — krzyknął, wziął w słabe ząbki szronowy kijek i odskoczył od rodzicielki. Oczywiście nie obyło się bez przewrotki, jednak szybko wstał, uciekając na drugi koniec żłobka. Zaczął coś mówić, ale przez patyk nie można było nic zrozumieć. Jedynie jego bełkot.
Kotka przewróciła oczami i postawiła łapy w jego stronę, ale on od razu podreptał w innym kierunku.
— Pumo… — zaczęła surowo arlekinka, tracąc cierpliwość do kociaka.
Nie musiała kończyć, ponieważ Pumcia wypuścił patyk z pyska, zaciekawiony czymś innym. Biały puch. Był zdecydowanie ciekawszy niż szronowy kijek, ponieważ był wyższy od jego gęstego futra. Puch kusił, aby dotknąć go delikatną poduszką łapy czekoladowego bicolora. Kocur wyciągnął łapkę, chcąc poznać puchatość śniegu. Niestety został zatrzymany przez swoją mamusię, która wzięła go za kark i położyła na wygodnym posłaniu.
— Nie wolno, Puma — spojrzała na niego wzrokiem pełnym złości wymieszanym z czymś innym, nieznanym przez Pumę. — Nie chce być przez ciebie chora.
— Co to bylo? Czenu chola? Co to chola? — położył się wygodnie obok Chmurki, która spała w gniazdku wyłożonym suchym mchem. Położył brodę na białych łapkach i lustrował ją czujnie brązowymi ślepiami. Robił poważne miny, aby dać do zrozumienia mamie, że jest świadomy powagi jej zakazów.
— To znaczy, że będę się źle czuć — mruknęła, nabrała śnieżnego powietrza do płuc i kontynuowała: — To, co jest na zewnątrz, nazywa się śniegiem. Jesteś za mały i możesz się od niego rozchorować. Nie chcesz chyba być odizolowany od Chmurki, prawda?
— Odilowany? Co to? — zapytał, patrząc raz na śpiącą siostrę, a raz na mamę wielkimi oczami.
— Nie będziesz mógł się z nią bawić — wytłumaczyła brązowooka.
— Jak to? Czenu? — pytał dalej.
Kosodrzewina westchnęła zmęczona ciekawskim i problematycznym kociakiem. Usiadła blisko posłania, uspokajając nerwy gromadzące się w niej. Puma wstał, siadając blisko czekoladowej arlekinki, która patrzyła na jego dokonania. Położył lewą część głowy na jej białej łapie, owijając czekoladowym ogonem swoje białe łapki. Kocurek wtulił swoje długie futro w jej długie futro, ograniczając przez to odległość między nimi. Pysk kocurka posmutniał, nie chciał, aby mama była smutna i zła. Nie dostał też odpowiedzi na pytanie, a jego ciekawość wcale nie malała. Rosła niewyobrażalnie wysoko.
Poza żłobkiem słychać było szamotaninę, ale to nie był rodzaj, że ktoś się pokłócił o chudą zwierzynę. Bardziej, jakby ktoś próbował dojść do azylu wypełnionym mroźnym i mlecznym powietrzem. Po chwili gapienia się wielkimi oczami w prawie całkowicie zasypane wejście do żłobka Puma dostrzegł kocura. Był srebrno-niebieski. Miał długie rzęsy, ale za to krótsze wibrysy. Pumcia nie dostrzegał zarysów rzęs jakoś dobrze, dla niego wyglądały trochę jak małe czarne patyczki. W pysku trzymał małą, chudą mysz, której było prawie widać kości. Czekoladowy podskoczył i schował się za śpiąca siostrzyczkę, która nie miała pojęcia o nowych istotkach w legowisku. Bicolor wpatrywał się swoimi urokliwymi brązowymi oczami w chód pełnym wyćwiczonej gracji. Morskie oczy były zniewalające, nawet dla kociaka. Puma, chociaż zaniepokojony obcym kocurem, nie mógł oderwać wzroku od tej niecodziennej sceny. Jego ślepia się zmniejszyły, ale nadal pozostawał w bezruchu ukryty za Chmurką, która i tak nie zakrywała go całego.
— Przyniosłem ci mysz — powiedział po upuszczeniu gryzonia obok Kosodrzewiny. — Może jest marna, ale lepiej to, niż nic.
— Dziękuj-
— Mamo, kto to? — przerwał jej kociak, czujnie przyglądając się kocurowi.
Srebrno-niebieski podszedł do niego i zniżył głowę, tak aby mógł spojrzeć w brązowe oczka bicolora.
— Mam imię od pięknego białego kwiatka — mruknął point. Widząc zakłopotanie w oczach kocurka, dodał: — Przebiśnieg. Jestem kolegą twojej mamy.
— Ja jestem Puma — przedstawił się, wychodząc za osłoną, którą była jego siostrzyczka. — Chces się pobabic? — zapytał, mając nadzieję na trochę rozrywki z nowopoznanym.
— Jasne, czemu nie? — zgodził się.
Pumcia uśmiechnął się, pokazując ząbki. Podszedł do kolegi mamy i dotknął go delikatną łapką, wykrzykując ‘’Belek!’’ i czmychnął na drugi koniec żłobka. Nie wywrócił się, a to był cud! Patrząc na pointa, który pędził w jego kierunku, podskoczył i uciekł tak szybko, że się kurzyło. Tym razem również się nie wywrócił! Czy w końcu pokonał klątwę, która powodowała problemy z jego równowagą? Czekoladowy, tak długo myślał nad tym, że nie zauważył Przebiśniega. Srebrno-niebieski dotknął go łapą i popędził w stronę Kosodrzewiny, która jadła straszliwie wyglądającą mysz raz po raz przyglądając się zabawie. Kocurek podskoczył i pobiegł za nim. Podobała mu się zabawa! Był szczęśliwy! No…był, kiedy kocur o morskich oczach czmychnął gdzieś w bok, rozpędzony Puma, hamując, przewrócił się prawie na ścianę miejsca, gdzie sypiał z rodziną.
Kichnął przez kurz, który pojawił się po jego hamowaniu. Otworzył brązowe oczy i leżał przez chwilę, wpatrując się w szaro-biały kształt, który schowany został w kalinowych gałęziach. Był dziwny i mały. Zakręcony tak jak Puma. Czekoladowy jednak nie zajmował się długo badaniem, co to tak właściwie jest, racja był tym zaintrygowany, ale teraz bawił się z wujkiem. Nie chciał widzieć rozczarowania w jego oczach. Wymachując ogonem, zgrabnie wstał, biegnąc w stronę pointa. Potem będzie zajmował się podziwianiem zakręconego dzieła.
Pumcia uśmiechnął się, pokazując ząbki. Podszedł do kolegi mamy i dotknął go delikatną łapką, wykrzykując ‘’Belek!’’ i czmychnął na drugi koniec żłobka. Nie wywrócił się, a to był cud! Patrząc na pointa, który pędził w jego kierunku, podskoczył i uciekł tak szybko, że się kurzyło. Tym razem również się nie wywrócił! Czy w końcu pokonał klątwę, która powodowała problemy z jego równowagą? Czekoladowy, tak długo myślał nad tym, że nie zauważył Przebiśniega. Srebrno-niebieski dotknął go łapą i popędził w stronę Kosodrzewiny, która jadła straszliwie wyglądającą mysz raz po raz przyglądając się zabawie. Kocurek podskoczył i pobiegł za nim. Podobała mu się zabawa! Był szczęśliwy! No…był, kiedy kocur o morskich oczach czmychnął gdzieś w bok, rozpędzony Puma, hamując, przewrócił się prawie na ścianę miejsca, gdzie sypiał z rodziną.
Kichnął przez kurz, który pojawił się po jego hamowaniu. Otworzył brązowe oczy i leżał przez chwilę, wpatrując się w szaro-biały kształt, który schowany został w kalinowych gałęziach. Był dziwny i mały. Zakręcony tak jak Puma. Czekoladowy jednak nie zajmował się długo badaniem, co to tak właściwie jest, racja był tym zaintrygowany, ale teraz bawił się z wujkiem. Nie chciał widzieć rozczarowania w jego oczach. Wymachując ogonem, zgrabnie wstał, biegnąc w stronę pointa. Potem będzie zajmował się podziwianiem zakręconego dzieła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz