Ryła pazurem po skalnym podłożu jaskini. Znużona leżała przed uczniowskim legowiskiem, obserwując w skupieniu wejście do medycznego zakątku. Jeszcze nie tak dawno temu cieszyła się nadchodzącą Porą Nagich Drzew. Lubiła dotychczas górujące na niebie słońce, ale i nie mogła doczekać się dnia, kiedy las pokryje gruba warstwa w śniegu, idealna do zabaw. Mogli odciskać w niej łapy, całe ciało, bądź tworzyć ze śladów zabawne kształty, na które najlepiej patrzyło się z wysokości. Uśmiech rozpościerał jej się na pysku na samą myśl. Nawet jeśli jej rodzeństwo było zajęte treningami, była pewna, że znajdą dla niej chwilę na spędzenie razem czasu. Jak za tych niewinnych i beztroskich kocięcych księżyców życia.
Słysząc jednak duszący kaszel dochodzący ze wspomnianego wcześniej miejsca, spoważniała. Nikt nie mógł przewidzieć, że pewnego, dosyć feralnego dnia, wyjście Spopielonej Łapy na trening, będzie ostatnim razem, kiedy ujrzy go żywego.
Była na treningu z Delikatną Bryzą, kiedy to cała akcja miała miejsce. Gdy wróciła, widziała już tylko z oddali bezwładne ciało brata, a otaczające ją koty stale szeptały na temat wybuchu epidemii. Jej ojciec wydawał się najbardziej zdołowany zaistniałą sytuacją. Domyślała się, że głównym powodem jego zmartwień nie jest nowy problem dla całego klanu, a strata kolejnego dziecka.
Nie miała okazji z nim rozmawiać. Zresztą, nawet jej się do tego nie spieszyło. Według niektórych najlepiej było trzymać się na dystans od wszystkich, tak na wszelki wypadek, gdyby u kogoś choroba, póki co rozwijała się bezobjawowo. Dla niej nieważne było, jak poważna była to zaraza. Uziemienie jej w miejscu, to jedno, ale ryzyko śmierci to drugie. Doszła do wniosku, że bardzo przerażało ją, co się dzieje z kotem, gdy kończy się jego żywot na ziemi. Czy Kopciuszek rzeczywiście przebywał w Klanie Gwiazd, a teraz otrzyma towarzystwo w postaci Popiołu? Północ podkuliła gwałtownie łapy pod siebie. To było niesprawiedliwe. Przecież oni byli tacy młodzi.
Wspomniała na krótko ostatnie zgromadzenie. Ruszyli małą grupą, jej ojciec miał dziwne przygody z omdleniami, a ona poznała przyjazną kotkę z Klanu Nocy. Był to wyjątkowo miły wieczór i liczyła, że prędzej czy później, całe jej życie takie będzie. Najważniejsze dla niej było, by nie stracić nikogo więcej z rodziny.
— Północna Łapo. — Spokojny głos rozległ się nad jej głową. — Gotowa na trening? Czy... — Delikatna Bryza powędrowała wzrokiem w kierunku legowiska medyków, które do tej pory skupiało uwagę dymnej. — Jeśli potrzebujesz przerwy od treningów, to daj znać. Rozumiem to.
Czarna zmrużyła oczy i pokręciła głową na boki. Ostatnie, czego by chciała, to by jej ścieżka rozwoju stanęła w miejscu. Nie mogła pozwolić samej sobie zakopać się w dołku nieszczęść.
— Nie — oświadczyła. — Czuję się dobrze. I nie mogę doczekać się, jak moje łapy dotkną śniegu! — rzekła optymistyczniej, wrzucając na pysk dosyć słaby uśmiech. Czasami dziwnie było jej się z czegoś cieszyć, wiedząc, że niektórzy już nigdy nie poczują owej radości.
— Cóż, raczej nie będziemy dzisiaj zbyt długo tkwić na mrozie — odparła nieśmiało wojowniczka. — Chciałam nauczyć cię przemieszczania się po tunelach — oświadczyła, co wzbudziło w młodszej nagłe zainteresowanie.
Wiele słyszała o tych mistycznych, podziemnych korytarzach, których wyjścia rozstawione są po całym terenie. Chociaż uwielbiała przebywać na otwartej przestrzeni, tak nie miała żadnych objawów klaustrofobii, by dreptanie pod ziemią pośród skalistych ścian, było dla niej straszne. W końcu, co najgorszego mogłoby się stać? Szanse na to, że coś zawali jej się na głowę albo że się zgubi i zostanie tam do końca życia, były niskie.
Niskie, ale nigdy niezerowe. Gdy tak to dogłębnie analizowała, zjawiła się nagle u niej myśl, że może nie być to wcale tak miłe jak sobie wyobrażała.
— O, brzmi świetnie! — pisnęła mimo wątpliwości. — A ty lubisz chodzić po tunelach? — zagadnęła, gdy tylko mentorka postawiła pierwszy krok w stronę wyjścia z obozu.
— Trochę tak — przyznała. — Nie lubię jednak braku widoku nieba i tego, że łatwo się tam zgubić. Trzeba być dobrze zorientowanym i pamiętać swoje kroki, by wiedzieć, w którą stronę iść — stwierdziła. — Nie będziemy tam zbyt długo. I nie zajdziemy daleko. Wystarczy, jak nauczysz się na razie przejść z jednego wejścia do drugiego — dodała.
Czarna na moment zesztywniała, ale mimo to i tak dzielnie dreptała za liliową szylkretką, której to puszysty ogon przysłaniał jej widok na drogę. Musiała się do tego przyzwyczaić, bowiem gdy już trafią do tuneli, nie zamierzała go stracić z oczu ani na ułamek króliczego oddechu.
— Wszystko w porządku, Północna Łapo? — zagadnęła ją nagle. — Jesteś dosyć milcząca jak na siebie — zauważyła, przystając i spoglądając na nią z wyraźnym zmartwieniem. — Wiesz, jeśli coś cię trapi, możesz ze mną o tym porozmawiać. Jestem tu dla ciebie nie tylko po to, by nauczyć cię bycia dobrym wojownikiem, ale i byś weszła w dorosłość bez żadnych obaw.
Dymna uśmiechnęła się wdzięcznie. Oczywiście, że nie to, o czym starsza mówiła, było jej powodem do rozterek. Cały czas obraz brata, który spał nieopodal jej w legowisku, nie mógł jej wyjść z głowy. Pierwsze noce bez niego było do przeżycia, ale z każdym kolejnym razem, coraz bardziej robiła się świadoma tego, że on już nigdy nie wróci.
— Delikatna Bryzo, a czy u mnie kiedyś było nie w porządku? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. — Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale u mnie zawsze było, jest i będzie dobrze — zapewniła z szerokim uśmiechem i na moment wyprzedziła kotkę, byleby ta też ruszyła. Nie wiedziała, w którą stronę mają iść, ale gdy zgrywała pewną, to samą siebie potrafiła oszukać, że wie, co robi.
Zza pleców usłyszała krótki śmiech.
— Jasne, Północna Łapo — wymruczała. — Tylko wiesz, że idziesz w zupełnie innym kierunku, niż jest wejście do tunelu? — spytała z nutą rozbawienia w głowie.
Uczennica odetchnęła z ulgą, wdzięczna za zmianę tematu, zawracając. Tym razem pozwoliła mentorce dalej się prowadzić. Gdy inni się śmiali, to i ona czuła się lepiej.
***
Gdy dotarli do punktu docelowego, potrzebowała dłuższej chwili, by zaznajomić się z samym zapachem wnętrza tunelu. Był trochę podobny do tego, jaki czuć był w ich obozie. Tu i tu otaczały ją skaliste ściany, z tą różnicą, że te, do których zaraz miała wejść, były o wiele mniejsze. Wcześniej sądziła, że nie robi to na niej żadnego wrażenia. Teraz jednak zaczęła odczuwać drobny niepokój.
— Gotowa? — Usłyszała delikatny głos mentorki, której przód powoli znikał w ciemnościach ujścia.
Północna Łapa niepewnie rozejrzała się po okolicy. Pokryty terenem śnieg, prócz tego, że jak zawsze cieszył jej oczy, tak też powodował u niej drżenie ciała. Rzeczywiście, te mrozy były okropne, więc chcąc nie chcąc, wymruczała do kotki coś na wzór "tak" i ruszyła za nią.
Musiała przyzwyczaić się do nagłego mroku, który ją otulił. Ledwo co na wierzchu wręcz bolały ją oczy od wszechobecnej bieli, a teraz musiała je naprzemiennie mrużyć i szeroko otwierać, by przyzwyczaić się do przebywania tu.
Tak jak sobie obiecała, skupiła swój wzrok na kicie mentorki. Bo co innego mogła tu podziwiać? Szarą barwę skał, bądź brązową ziemię? Pociągnęła nosem, czując, jak swędzi ją jego czubek od nadmiaru nowych i dziwnych zapachów. Nie była to z pewnością najprzyjemniejsza mieszanka, jaką przyszło jej w życiu wąchać.
— Długo tu będziemy? — zapytała niechętnie.
— Już wspomniałam wcześniej, że nie. Musisz się jednak nauczyć samodzielnie przemieszczać po tunelach, więc jeśli masz dobrą orientację w terenie i łatwo zapamiętujesz szczegóły, jak chociażby lekko bardziej wystający kamyk w skale i na tej podstawie będziesz kojarzyć, w którą stronę skręcić, to na pewno szybko się z tym uwiniemy i będziemy mogły wracać — rzekła.
Z pyska dymnej uciekł nerwowy śmiech. Ona i dobra orientacja w terenie brzmiało bardziej jak połączenie Srokoszowej Gwiazdy i dobrego humoru. Coś takiego po prostu nie istniało.
— A, to luz. Damy sobie radę — zapewniła, kierując swój wzrok na mijane ściany. Skały, kamienie, osady, głazy. Ta różnorodność wręcz powalała ją na ziemię. Spojrzała pod łapy. Gleba, piach, grunt, podłoże...
Zaczynało brakować jej w głowie synonimów. Już miała o coś spytać mentorkę, jednak gdy podniosła głowę, tej nie było. Zatrzymała się gwałtownie i zaczęła z lekką paniką rozglądać. Tak jasnego futra nietrudno było przeczyć, więc gdzie wcięło kotkę?
— Delikatna Bryzo? — wykrztusiła. — Halo? Chyba mnie zgubiłaś — dodała nieco głośniej, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza. — Dobra, wiesz co? Na pewno mnie zgubiłaś! — wykrztusiła, drapiąc nerwowo pazurami w ziemi.
Zawahała się, nim wykonała następny ruch. Rozwiązań było kilka. Albo zawrócić i postarać się iść drogą, którą przyszli, albo równie dobrze mogła iść przed siebie i liczyć na cud, że znajdzie inne wyjście. Szylkretka wspominała jej, że jest ich kilka, więc jeśli się postara, a szczęście będzie jej sprzyjać, to da radę sama się stąd wykaraskać. Gorzej, jeśli Bryza się gdzieś przewróciła i czeka na jej pomoc, a ta jakby nigdy nic wróci sobie do obozu z wiarą, że mentorka tam na nią czeka.
Próbowała wszystkiego, by połapać się w tym, gdzie jest. Patrzyła na sufit, analizowała wilgoć podłoża, nie mając nawet pojęcia, czy to, że tu jest suche, a tam było odrobinę bardziej mokre, ma jakiekolwiek znaczenie. Swoją drogą, robiło jej się tu równie zimno, co na powierzchni. Drżąc, przemieszczała się na sztywnych łapach. Każde rozdroże zmuszało ją do przystania i zastanawiania się przez dłuższą chwilę, która strona może się okazać dla niej mniej zwodnicza. Próbowała sobie przypomnieć, gdzie zaczynały i jak się kierować, by w razie co iść w głąb ich terenów, a nie zajść przypadkiem do Klanu Wilka. Bo gdy tylko przypomniała sobie, że są w stanie dojść przez te tunele do nich, to od razu jej żołądek zaczął wykręcać się od stresu. Nawet jeśli tam trafi, to nic złego nie mogło się stać. Przeprosi ich i grzecznie, bez żadnych konsekwencji, wróci do siebie.
Czuła się spisana na straty. Oczywiście, jej wrodzony optymizm utrzymywał w niej jakąś tam garstkę nadziei, ale nie była w stanie wmówić sobie, że ta sytuacja jej nie stresuje. Jedyne co chciała, to móc jeszcze kiedykolwiek zobaczyć swoje rodzeństwo.
Żywa. To słowo wydawało jej się dosyć kluczowe.
— Północna Łapo, no nareszcie! — Usłyszała ten głos, który był dla niej niczym błogosławieństwo Klanu Gwiazdy dla najbardziej oddanego wierze kota. Wręcz rzuciła się na mentorkę, uradowana, że jednak nie zginie tutaj. No, przynajmniej nie sama. — Znalazłaś mnie pewnie po zapachu, co nie? Dosyć długo ci to zajęło, ale nie martw się. Jeszcze dojdziesz do wprawy.
— C-co? — wykrztusiła.
— No, to był twój test. Przecież mówiłam ci, że zaraz się oddalę i będziesz musiała mnie znaleźć. I byś starała się szukać po zapachu. — Północ zamrugała powoli, całkowicie zdezorientowana. — Czy ty mnie znowu nie słuchałaś? — westchnęła z rezygnacją.
— Słuchałam! — wypaliła. Teraz to wszystko nabierało sensu. Delikatna Bryza coś tam do niej mówiła, gdy czarna wpatrywała się intensywnie pod własne łapy, ale brzmiało to dla niej bardziej jak "bla bla bla", aniżeli polecenie. — Po prostu za dobrze się ukryłaś. Martwiłam się, że się zgubiłaś i chciałam już wybiec stąd po pomoc — wymyśliła.
— Stałam dosłownie za rogiem przy pierwszym rozdrożu. W którą stronę poszłaś?
Brzmiało to jak pytanie pułapka. Północ znała jedyną słuszną na ten moment odpowiedź.
— W złą.
Widziała malujące się zmartwienie na pysku szylkretki, jednak wiedziała, że ta nie może się na nią złościć. Czarna niechętnie przyznała samej sobie, że rzeczywiście, jej orientacja w terenie leży i to na takim poziomie, że już nawet nie jest w stanie się podnieść. Przynajmniej nie teraz.
— Cóż, przepracujemy to jeszcze — rzuciła pocieszająco szylkretka. — Wiesz co? Idź może teraz pierwsza. Będę ci mówić, gdzie skręcać i zobaczymy, czy zapamiętasz drogę na następny raz.
Samo to, że będą musiały tu jeszcze kiedykolwiek wrócić, zniechęciło ją do treningów. Mimo to po prostu uśmiechnęła się i o wiele żwawiej ruszyła przed siebie. Co rusz obracała się na idącą za nią mentorkę, która wręcz musiała ją gonić z uwagi na tempo, jakie narzuciła Północ.
Kotka lubiła biegać. Wręcz bezmyślnie gnać przed siebie, nie skupiając się na tym, w którą stronę kierują ją łapy. Tunele były czymś, co było całkowitym przeciwieństwem tego, co jej się podobało. Po dzisiejszym treningu miała masę wniosków, a najważniejszy był taki, że kitranie się pod ziemią nie było dla niej.
[2007 słów + nawigacja w tunelach]
40% + 5%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz