*tuż po mianowaniu Płomyczka, drugi trening*
Jak ona się cieszyła, że doszła z młodym do jakiejś zgody. Nareszcie!
No, i że w ogóle wyszedł z legowiska. Wciągnięcie w to wszystko Smarka okazało się dobrym pomysłem…
Ten młody był naprawdę ciekawym (oraz irytującym) okazem.
— To może Kacze Bajoroko? Twoja matka zdawała się lubić to miejsce — zaproponowała w odpowiedzi na poprzednią wypowiedź rudego.
— Brzmi jak coś odrażającego — stwierdził, ku jej zaskoczeniu, którego jednak nie okazała — Znajdź miejsce godne wybrańca. Jak zaprowadzisz mnie na bagna to pożałujesz — zagroził jej.
— To nie bagno. Ta nazwa może jest trochę myląca. Tylko takie małe jeziorko, oczko wodne. Pływają w nim kaczki a w krystalicznej tafli można się przeglądać. W sumie, czy ja ci go wczoraj nie pokazywałam? — ech, nie dość, że głupi, irytujący i arogancki, to jeszcze nawet jej ostatnio nie słuchał! Ona taka była miła, nie stawiała praktycznie żadnych granic! Och, Różana Przełęczy, czemu dałaś jej takiego małego diabła za ucznia?! — Może... Myślisz, że interesowało mnie to co mi pokazujesz? Łapy mnie bolały, dlatego mówiłem, że powinien towarzyszyć mi ktoś kto będzie mnie nosił. Wtedy bardziej bym zwracał uwagę na otoczenie, a tak sama jesteś sobie winna — mruknął o dziwo kierując swoje kroki w kierunku niedalekiego zbiornika z wodą.
Noi teraz zwalał winę na nią! Co za… no ale przynajmniej drogę pamiętał. Tyle dobrego.
— Cóż, nie miałam za bardzo kogo o to poprosić. Rozumiesz, mało jest tak rudych kotów, by sprostać twym oczekiwaniom — stwierdziła ze spokojem, ujmując wypowiedź tak, by jak najbardziej mu przypadła do gustu i ruszając za kocurkiem.
— Mój brat sprosta. Musze tylko go zachęcić. Mama na pewno coś na to poradzi. Jak mu powie to będzie musiał to zrobić — ogłosił dumnie, że wpadł sam na ten pomysł.
— Cóż, w takim razie życzę powodzenia — powiedziała miło, choć w rzeczywistości nieszczerze. De fakto to w głowie uznawała swoją wypowiedź za ukryty sarkazm. Już widziała, jak go Nagiet nosił będzie. Dobre sobie! Nigdy się na to niebieskooki nie zgodzi.
Reszta drogi na miejsce odpoczynku upłynęła im we względnej ciszy. Dała wnukowi Lwiej Paszczy prowadzić, gdyż w ten sposób chciała sprawdzić, czy sam by trafił. No i o dziwo trafił. Znaleźli się nad Kaczym Bajorkiem, gdzie zaczęli odpoczynek. Dla Żmii jednak znacznie bardziej ważny był jego aspekt psychiczny, niż fizyczny.
***
Leżała sobie niedaleko zbiornika. Wymyła swe futro ze śniegu. Nie leżała na białym puchu, a na odkrytej trawie, bo sama usunęła sobie śnieg z podłoża. To samo niestety musiała zrobić dla Płomiennej Łapy, który od razu tego od niej zażądał, gdy zobaczył, co robi. Od tego czasu jednak nie rozmawiali, a starsza wpatrywała się w skutą lodem taflę wody. Było jednak coraz zimniej, a brak ruchu tylko potęgował to uczucie. Nie miała długiego futra, więc bardziej jej to doskwierało, niż jej uczniowi. Może właśnie dlatego Płomienna Łapa jeszcze nie powiedział, by zaczęli trening. Albo dlatego, że był po prostu skończonym leniem.
Po namyśle stwierdziła, że raczej to drugie.
Spojrzała swymi skośnymi ślipiami na nieco oddalonego od niej wyrośniętego kociaka, który właśnie z dostojeństwem w ruchach wylizywał swe futro, że aż to błyszczało, mimo tego, jak mało było promieni słonecznych jak na środek dnia. Cóż, widać było, że podobnie jak ona cenił sobie higienę. Pręgowany klasycznie, czując na sobie jej wzrok, łypnął na nią swym ognistym ślipiem, unosząc wyżej łeb i zaprzestając pielęgnacji swej okrywy włosowej.
— Czy pozwoliłem ci na mnie patrzeć?
— Płomienna Łapo, nie sądzisz.. — rozpoczęła pytnie tortie, licząc na to, iż kocur bez zbędnych ceregieli, może z jakimś narzekaniem, ale jednak wstanie i będą mogli zacząć.
Jej niedoczekanie, bo młodszy bezceremonialnie przerwał jej w połowie zdania.
— Czy nie sądzisz... —przerwał jej, zwracając łeb w kierunku spokojnej tafli jeziora. — Że należy mi się więcej szacunku? Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. — Rozciągnął się powoli, zbierając się na łapy.
Miała ochotę przewrócić oczami, ale tylko zagryzła zęby utrzymując stoicki spokój. Dasz radę. Nie takie upokorzenie przeżyłaś. W mieście byłaś przez pewien czas zapchlonym szczurem, jednym z wielu, póki nie spotkała Gluta. Wytrzymasz jego zaczepki.
Młodzik podszedł do niej, krzywiąc pysk w zdegustowaniu.
— Czemu milczysz, gdy każe ci odpowiadać? Znaj swe miejsce, bo zaczynasz mnie irytować. Przypominam - to ja jestem tu panem. Tyś jedynie sługą. No? Coś więcej o tym treningu? Czy będziesz tak stać i mnie podziwiać, chociaż mówiłem, że nie życzę sobie takiego wnikliwego wpatrywania się w moją osobę. Na to trzeba zasłużyć.
— Czy trening polowania dzisiaj odpowiadałby ci? Jest jednym z tych, przy których najmniej trzeba się męczyć. — wróciła do tematu, licząc w głowie do pięciu, by się jakoś uspokoić, bo choć na zewnątrz tego widać nie było, w końcu była dobrą aktorką, tak wewnątrz kipiała ze złości. Gdyby to było miasto, młody zginąłby jak nic. Nie tylko z niekompetencji i stopnia rozpieszczenia przez matkę, ale również przez własne prowokujące każdego normalnego kota słowa.
<Mój drogi uczniu?>
[784 słowa]
8%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz