BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 kwietnia 2024

Od Obserwującej Żmii CD Płomiennej Łapy

*Pora Nagich Drzew, początek treningu Płomyczka, przed porodem Żmii i w ogóle ujawnieniem ciąży*

— Ehhh — tortie wydała z siebie pomruk niezadowolenia.
Noi znowu mały demon się z nią kłócił, myśląc, że była głupia jak but. A przyniosła mu bursztyn, spełniła jego prośbę dla wyższych celów. A ten z nią sobie tak pogrywał. Myślał, że dostanie bez spełnienia warunków, choć mu wyłożyła jakie one były i dlaczego. Naprawdę trudno było z nim wytrzymać, ale miała na tyle cierpliwości, by być chociaż przez jakiś czas wstanie znieść jego zachowanie.
Niespodziewanie do siedziby uczniów wkroczył Nagietkowy Wschód, co od razu przykuło uwagę kronikarki.
— Co tu się dzieje? Słyszałem jakieś płacze małego kociaczka i przyszedłem aż sprawdzić. — Rudo-biały rzucił okiem to na kocice to na swego brata, a widząc bursztyn w jej łapach jego oczy zabłysły figlarnie. — O, niezły łup Żmijo. Mogę wziąć?
— Wcale nikt nie płacze! — młodszy z braci zapowietrzył się na słowa starszego. — Nie, nie możesz. To moje! Nie dawaj mu! — rozkazał mentorce, szybko stając pomiędzy bratem a nią i oczywiście tym, co miała pod łapą, by ten mu go nie ukradł.
— Nie. Jeszcze nie jest twój. Będzie, jak spełnisz warunki, a jak nie... to Nagietek będzie mógł go sobie wziąć — stwierdziła, chcąc młodego metaforycznie kopnąć do działania. Na pysku pomarańczowookiego pojawił się wyraz oburzenia, lecz nim zdążyłby odpowiedzieć, Nagietek zbliżył się do niego bardziej, uznając, że zrobi bratu koło nosa. Odtrącił go łapą na bok i zwrócił się do kronikarki.
— O jakaś gra? Co to za warunki? — dopytał z zainteresowaniem.
Widać było, lubił grać młodszemu na nerwy. Nie dziwiła się. Tylko przez wzgląd na Lwią Paszczę nie zastosowała jeszcze żadnej kary w stosunku do Płomiennej Łapy. Jednakże ten był takim utrapieniem, że musiała sobie zrobić przerwę i przy okazji nauczyć go szacunku. Nie poszło to jednak po jej myśli. Dlatego też zdecydowała się na kompromis, a potem na prawilne przekupstwo rudego, byleby tylko móc pójść na trening nie godząc w swoją dumę i honor jeszcze bardziej.
Płomienna Łapa pisnął rozeźlony i ugryzł brata w łapę, lecz ten pstryknął go w nos, dzięki czemu się odczepił.
— Co to za zachowanie? Mam powiedzieć mamie, że gryziesz jak pospólstwo? I to mnie? Starszego brata?
Uczniak naburmuszył się bardziej, prostując dumnie swoją sylwetkę.
— Nie uwierzy ci, bo jesteś mysi móżdżek.
— A, a, a! — Położył mu łapę na pysku. — Język. Jesteś pewien, że mama mnie nie posłucha? Pierworodnego? Mam znów ci przypomnieć, że słuchamy się starszego brata? Co za wstyd, oj jaki wstyd — westchnął teatralnie. — I to tak przed mentorką.
Tymczasem owa mentorka z ukrytym zaciekawieniem obserwowała to wszystko. Mieli dość… ciekawą relację. Mogło jej się to przydać.
Płomyczek warknął na słowa niebieskookiego i z fochnięciem odwrócił łebek.
— A więc? — Nagietek spojrzał na Żmije. — Powiesz coś więcej?
— Cóż... twój brat nie jest zbyt chętny do trenowania. O nie obrażaniu mnie nawet nie mówiąc, więc postanowiłam, że zrobię z nim pewną wymianę. Jeśli będzie grzeczny to dostanie bursztyn, jeśli nie - nie dostanie — wyjaśniła. — i nie spodziewałam się, że rodzeństwo też tak traktuje.
Starszy z wnuków Zięby rozejrzał się ukradkiem, sprawdzając czy są sami i zbliżył się by mruknąć kocicy na ucho, aby jego brat nie miał szansy usłyszeć jego słów.
— Pomogę ci z nim, ale nie za darmo, Obserwująca Żmijo. — Uśmiechnął się niewinnie. Kronikarka nadstawiła ucha, uważnie słuchając jego dalszych szeptów — Opowiedz mi o Gwiazdach, może być nawet wieczorem, tak nastrojowo. To wiedza tylko dla wybrańców, a tak się składa że ja nim właśnie jestem. Prawda, babciu? — pierwszy raz zwrócił się do niej tym mianem.
Nie miała większej ochoty przekazywać synowi Lew choćby cząstki takiej wiedzy, ale... Płomyczek był nieznośny. Nie wiedziała, jak sobie z nim poradzi, a pomoc Nagietkowego Wschodu mogła okazać się nieoceniona, może nawet niezbędna, by sobie młodego choć trochę podporządkować. I by nie stracić nerwów. Z pierwszym synem Lew miała słabszą relację niż z Margaretką - kotka była wyraźnie przywiązana i wierna babce, a on... nigdy nie wykazywał większej chęci budowania relacji. Ale w sumie, czy musi mu mówić absolutnie wszystko o gwiazdach? Nie. Może go nauczyć więcej, niż większość, ale mniej, niż następnego kronikarza. Na dodatek... nazwał ją babcią.
I tym ostatnim ją kupił.
— Zgoda, mój wnuczku — miauknęła do kocura, a kąciki jej pyska na chwilę się uniosły. Nagietek po jej odpowiedzi, tym samym dobiciu z nią targu odsunął się zadowolony i odwrócił do brata zamaszyście.
— A więc tak... niestety... traktuje w ten sposób nawet własną rodzinę. Matka go rozpieściła. Zbyt mu pobłaża, a ten myśli, że zostanie z tego powodu liderem, a przecież ledwo odrasta od ziemi — bicolor nachylił się do brata, mierzwiąc mu łapą futro na łbie.
— Ej! — syknął rudzielec.
— Patrz, teraz zabieram bursztynek i zaraz go zjem. Liczę do trzech, a ty przepraszasz mentorkę— kontynuował przedstawienie.
— Blefujesz! — jej podopieczny napuszył się, ale zerknął z obawą na kocura, której jeszcze nie miała wcześniej okazji ujrzeć w jego ognistych oczach do tej pory. Widząc to wojownik zaczął odliczanie.
— Raz... Dwa... Trzy... — A widząc brak reakcji ze strony rudego, sięgnął po kamyk i wsadził go do pyska.
— Mmmm — Następnie klasycznie Pręgowany szybko stanął tak, by Żmija go zasłoniła, wypluł go i udając, że tylko sobie krąży, miauknął. — I nie ma.
Z legowiska uczniów przez powietrze przedarł się aż do serca obozu taki ryk wyrośniętego kociaka, że aż koty zaczęły zerkać w stronę siedziby uczniów, tak samo te nieliczne, które były obecne w legowisku uczniów nagle zainteresowały się swym współlokatorem, który nagle wszedł na całkiem nowe tony.
Żmija wręcz z fascynacją obserwowała, jak rudy rzuca w stronę brata groźby i takie epitety, jakich by się nie spodziewała po kimś kto zgrywał tak dobrze ułożonego (choć, oczywiście, taki w rzeczywistości nie był i było to widać na pierwszy rzut oka, bo nie miał w sobie ani grama tej części etykiety, jaką była kultura).
Młody wojownik siedział spokojnie i czekał. Ona również nie odzywała się, obserwując, jak Płomiennej Łapie powoli przez maksymalne zapowietrzenie zaczyna brakować tchu, przez co musiał zaprzestać wrzasków. Wtedy dopiero pełny brat Margaretki użył swego głosu ponownie.
— To teraz i mnie musisz przeprosić — stwierdził, zadzierając dumnie łeb.
— Nigdy! Ty szujo! — zawarczał na niego młodszy, wręcz dygotając od emocji. A to wszystko przez jeden bursztyn? Ktoś tu miał niezłe problemy z emocjami… wychowanie Lwiej Paszczy najwyraźniej nie tylko pozbawiło go hamulców w słowach, jak i w emocjach.
— Ah, więc nie chcesz go jednak?— ku zdumieniu terminatora Nagietkowy Wschód pokazał młodszemu bursztyn, leżący na jego łapie spokojnie, jakby nic się wcześniej nie stało.
Mimo tego, iż nie widziała, co zrobił wcześniej Nagietek, wydedukowała, dlaczego przeszedł za nią i w jaki sposób miał bursztyn mimo „połknięcia”. Sprytne zagranie. Widać było, iż Płomienna Łapa nie dorównywał mu inteligencją. Może jeszcze jakiś materiał na „wnuka” z starszego z synów Lew będzie…
Tymczasem podczas jej rozmyślań rudszy z braci otworzył pysk w zdumieniu. Gapił się na upragniony przedmiot, jednak jego brat po raz kolejny skierował go do swojego pyska.
— Stop! Przepraszam! Nie zjadaj go! — wypiszczał przejęty Płomyczek.
— Za późno — odparł klasyk, znów wkładając sobie lśniący przedmiot do pyska. Młodszy kocurek pisnął zrozpaczony, tuptając nerwowo łapami.
— Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! — Skakał niczym wściekła wiewiórka, mówiąc słowo, którego tak bardzo wcześniej się wypierał. Wojownik zerknął na Żmiję, jak gdyby zastanawiając się nad czymś, a potem rzucił Płomiennej Łapie bursztynem w nos. Dzieciak był wniebowzięty, lecz i obrzydzony. Wytarł pośpiesznie obiekt ze śliny i pełen satysfakcji wystawił kocurowi język.
— Nieładnie. Jednak nie zasługujesz — rudy błyskawicznie zabrał młodszemu bursztyn i wyszedł z legowiska uczniów, zostawiając z nią zdruzgotanego Płomyka.
— Płomienna Łapo, chodź, to może ci załatwię ten bursztyn. Ale musisz się dobrze sprawować — miauknęła, po czym równocześnie z Płomyczkiem, który po otrząśnięciu się z szoku stanął na łapy i pomknął za bratem, wyszła z legowiska udając się za wojownikiem. Musiała przyznać, intelekt to on odziedziczył po jej stronie. Mimo, iż tak naprawdę krwi nie dzielili.
Niebieskooki niósł bursztyn, idąc nieśpiesznie, a ona za nim i za Płomyczkiem, który a to próbował starszego od siebie kocura popchnąć, by wypuścił bursztyn, a to doskoczyć i schwytać świecące cacko, ale jedyne co tym zyskiwał to powiększającą się zadyszkę. W końcu Nagietek zatrzymał się i usiadł, kładąc bursztyn pomiędzy swymi łapami. Płomyczek już uradowany próbował go pochwycić, ale został odepchnięty.
— Nie. Dostaniesz po treningu. A jak będziesz dalej tak się zachowywał to ja go sobie wezmę — powiedział, kierując wzrok na Żmije i czekając aż rozpocznie trening. Płomyczek prychał i próbował jeszcze trochę "przechytrzyć" brata i mu go zabrać, ale ten odsuwał cenny przedmiot cały czas, ostatecznie zakrywając go łapami.
— Jesteś okrutny! — pisnął. — Powiem mamie!
— A ja jej powiem jaki byłeś niegrzeczny i jaki wstyd zrobiłeś na cały obóz. To dopiero hańba — wojownik nie przejął się groźbami malca.
Zapowiadał się… co najmniej ciekawy trening. Musiała go wykorzystać jak najlepiej, nie tylko by nauczyć Płomyka ważnych lekcji, ale również i siebie jak najskuteczniej trafić do tego demona.
— A więc, Płomienna Łapo. Pokażesz mi swoją pozycję łowiecką? — spytała w miarę miło, ale de fakto było to bardziej polecenie niż pytanie. Na jej słowa ogniste ślpia zmierzyły ją niezadowolonym spojrzeniem. Oho. Zaraz zacznie pyskować…
— To proste, co nie umiesz? — zaśmiał się Nagietek podchodząc do brata i ustawiając go odpowiednio. Tu obniżył mu łeb, tu naprostował ogon, a temu żyłka zaczęła pulsować, że ośmielił się go dotknąć. Musiała przyznać, bicolor miał naprawdę łapę do tego kocięcia z mlekiem pod nosem. Na pewno lepszą niż jego matka… oraz ona sama, co jej zaimponowało, choć można się było tego de fatko spodziewać.
— Nie rób tak! Ja umiem sam! — pisnął zły uczeń.
— Umiesz? Nie do wiary! Podobno nie chcesz być wojownikiem. Nie spodziewałem się, że coś potrafisz.
— Umiem! I nie chce, ale umiem!
— No to jak sam, to sam, jazda. — po tych słowach Nagietkowy Wschód chwycił za kark młodszego, uniósł, psując ułożenie jego kończyn i upuścił, tak, by młodszy musiał sam ponownie się ustawić. Płomienna Łapa pozbierał się szybko z ziemi, następnie nieporadnie przyjmując pozycję, chociaż zostawiała ona wiele do życzenia. Nie była jednak najgorsza… przynajmniej jak na niego i to, czego mogła się spodziewać po treningach jego matki.
Kronikarka podeszła do swego podopiecznego, następnie go okrążając, by dostrzec jak najwięcej jego błędów i poprawić je teraz, póki mogła to zrobić bez większych sporów.
— Brzuch troszkę niżej, ogon nieco wyżej i ciutkę mniej ugnij nogi — nie dotknęła go, bo nie chciała krzuku, ale wytknęła mu jego błędy, oczekując poprawy postawy.
— Też mi coś tak to nie leżało — miauknął Nagietek oceniającym wzrokiem. — Jednak nie jesteś idealny — szepnął młodszemu do ucha, który automatycznie się najeżył i skorygował swoje błędy.
— Jestem zdecydowanie lepszy od ciebie! — zaczął się wymądrzać, zadzierając nosa, typowo jak dla niego, że aż tortie chciała przewrócić oczami, jednak powstrzymała się, obserwując jak Nagietek obniżył łeb Płomyka.
— Nie widzę. Głowa za wysoko — młodszy warknął na kocura, który zachowywał spokój, zdając się wyśmienicie bawić.
Parsknęła ledwo słyszalnie pod nosem. A to było ciekawe. Naprawdę będzie musiała zacząć zabierać Nagietka na treningi, bo w tak krótkim czasie ustawił sobie Płomyka lepiej, niż ona przez ich pierwsze treningi razem wzięte.
— No. Teraz lepiej. Powąchaj powietrze. Co czujesz? — spytała czarno-ruda.
— Twój smród — zawarczał uczeń, który zaraz dostał piachem po nosie.
— Twój smród? — Nagietek zawęszył. — Zdecydowanie czuć... Mama cię chyba ostatnio nie myła, to jasne, że przecież nie potrafisz tego zrobić dobrze. Ale nie martw się, braciszek pomoże takiej małej dzidzi. — Kocur otarł mu nos z piachu, a ten aż kichnął. — Już czujesz lepiej?
— Teraz czuje twój smród! — zawarczał zły, znów dostając piachem po nosie, na co na pysku Żmii na moment pojawił się wredny uśmieszek. — Przestań!
— Ale ja pomagam ci tylko pozbyć się smrodu z twojego nosa. Tak nie wyśledzisz zwierzyny. Powinieneś być wdzięczny — Zrobił poklepał go po głowie. — I co? Teraz czujesz coś więcej?
Bracia jeszcze przez chwilę mordowali się nawzajem wzrokiem, aż Płomyk obrażony odwrócił głowę i powiedział łaskawie.
— Królik na wschodzie.
— Wyśmienicie! W takim razie spróbuj go upolować. Pamiętasz, jak ostatnio ja polowałam, prawda? Mam nadzieję, że twoja matka czegoś cię też nauczyła, to ci się przyda — stwierdziła.
— Nauczyła! — od razu zaczął bronić swej matki. Cóż, przynajmniej utwierdzała się w przekonaniu, że na Lwiej Paszczy chyba mu naprawdę zależało.
— No to jazda — niebieskooki dał terminatorowi łapą koleżeńskiego kukśtańca, nachylając się do niego i robiąc mu puci puci za policzek. — Nie zawiedź mamusi. Pokaż jak jej nauki się na coś przydały.
— Odgryzę ci tą łapę, przysięgam! — Najeżył się młodszy.
— Jakiś taki zły chodzisz ostatnio. To szkodzi piękności. Zaraz zrobią ci się siwe włoski... — syn Cezara przerwał, widząc jak kocurek rozgląda się pośpiesznie po swoim futrze, szukając najpewniej owych włosków. Nie widząc jednak nic co by go zaniepokoiło, dumnie zadarł łeb, uniósł ogon i ruszył na polowanie.
— To nie pozycja łowiecka! — rzucił za nim Nagietek, przez co młody przypadł do ziemi i rozpoczął skradanie.
Gdy oboje obserwowali młodego z oddali, pilnując, by nic mu się nie stało, oraz by niczego przypadkiem nie odwalił, młody wojownik zainicjował rozmowę.
— Widzisz... jako jego brat mogę więcej od ciebie. Nawet jak mnie podkabluje to mam na niego haki — zaśmiał się. — No i trzeba mieć sposób. Odpowiednia zachęta robi cuda, zauważyłaś, że zapomniał o bursztynie?
— Racja. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła Nagietku. Twój brat naprawdę potrafi mnie przyprawić o ból głowy.
— Coś o tym wiem. Od takiej glizdy próbuje mi wejść na głowę, ale nie ma. To on będzie mi służył. Jestem w końcu jego starszym bratem, a on jest zwykłym maminsynkiem. Trzeba go tylko ustawić. Jak jest wredny, ja jestem wredny. Gdy się uweźmie na coś to i ja się uwezmę, by tego nie dostał. I wiesz co? Ha! Odwracam go ogonem. Odbija się o drzewo i powoli rozumie, że szkoda energii na walenie w nie łbem.
Mówił mądrze. Miał więcej czasu na swobodną praktykę, wypracował sposób na Płomienia. Sposób, który i ona miała zamiar wykorzystać, oczywiście z pomocą siedzącego tuż przy niej eksperta od działania umysłu demona, jakim był jej uczeń.
— Faktycznie, nadajesz się bardziej na tego rządzącego brata. A twa strategia jest bardzo dobra. Nie obrazisz się, jeśli ją od ciebie pożyczę? Bardzo by mi to pomogło — skomplementowała młodszego, następnie zadając pytanie i spoglądając ukradkiem na rudy kształt w oddali, którym był jej podopieczny. Musiała co jakiś czas się upewniać, że nic mu się nie dzieje, bo by jej Lew nie wybaczyła.
— Chętnie bym zobaczył czy to zadziała w twoim przypadku. Jego słabością jest duma i matka. Wbijesz mu na ego to zrobi wszystko, by udowodnić, że się mylisz. Nie lubi przegrywać, a najlepiej nie podnosić mu ego komplementami. Stanowczo i twardo. Bez płakania nad nim jaki to on biedny. Już wystarczy, że matka to robi. — Skrzywił się. — Rozpieszcza go.
— Muszę przyznać ci rację. Takie zachowanie świadczy o tym, że ktoś go za dobrze traktuje. Wyobraź sobie, na pierwszym treningu chciał, bym mu znalazła rudego, co to by go niósł na grzbiecie! — miauknęła.
— Wiem. Kazał mi być tym jeleniem, ale się nie zgodziłem. Wył mi nad uchem tak długo, że aż zamknąłem mu gębę mchem. Z nim trzeba krótko i tyle w temacie. Musi znać granice, bo matka oczywiście nie umie ich postawić. A najlepsze jest to, że wystarczyłoby jedno jej słowo, a ten przestałby tak się zachowywać.
— Prawda. Nie rozumiem, jak mogła dopuścić do tego, by on się tak rozbestwił — miauknęła. Dostrzegła, że młody był już tuż, tuż obok królika. — Spójrz. Zobaczymy czy mu się uda, czy podda się jak królik odskoczy.
Trzy… dwa… jeden…
Krzucił się na puchate stworzenie. Nie udało mu się go jednak dorwać od razu, za pierwszym skokiem. Rzucił się jednak za tak cenną w porze nagich drzew zwierzyną w pogoń po tym, jak zwierzę mu się wywinęło. Nie poddał się i o dziwo dopiął swego i po niedługim czasie wrócił z łupem do ich dwójki.
— I co? Nie zawiodłem. Moja mama to najlepsza mentorka. Raz dwa i załapałem!
— Bo się jej podlizujesz, to dlatego — stwierdził bicolor, przewracając niebieskimi oczyma.
— No. Bardzo dobrze — miauknęła Obserwująca Żmija, następnie nachylając się do Nagietka — jak sądzisz, wykorzystać jeszcze fakt, że jest taki napalony i dać mu inne zadanie? — spytała.
— Tak, potem może znów kozaczyć. To jest chwilowe — odszepnął.
— O czym wy tak szepczecie? — rzucił podejrzliwie terminator, zadzierając nosa.
Przeniosła na niego swe spojrzenie.
— Płomienna Łapo. Dobrze wykonałeś obowiązek polowania, teraz czas, abym nauczyła cię z pomocą twego starszego brata nowej umiejętności, jaką jest tropienie — zaczęła, przygotowując się mentalnie na protest ze strony młodzika.

<Mój drogi uczniu?>

[2662 słowa]
[przyznano 27%]
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz