Z pyska kotki dobiegł trudem zduszony śmiech. Z niedowierzaniem przyglądała się, jak Kurkowa Łapa nieporadnie próbował wydostać się z ciasnej szczeliny, wiercąc się i uparcie ryjąc pazurami w miękkiej ziemi. Jego bezskutecznemu wysiłkowi towarzyszyły pojedyncze stęknięcia oraz zirytowane syki, pojawiające się za każdym razem, kiedy osuwały się na niego drobiny gruntu, zmieszanego z drobnymi kamyczkami, pyłem i liśćmi, które częściowo maskowały wylot nory.
– No już, przestań panikować – rzuciła Srocza Łapa, po tym jak opanowała swój chichot – Zaraz coś wymyślę. – dodała w nadziei, że to uspokoi kocura.
Uczennica zbliżyła się do niego, ostrożnie oceniając swoje możliwości, których niestety nie było wiele. Mogła próbować wyciągnąć go, podobnie jak zrobiła to niegdyś z Zajęczą Łapą, ale i to mogło okazać się bezowocne, patrząc na to jak diametralnie różnej wielkości byli. Po kilku spędzonych w milczeniu okrążeniach wokół Kurkowej Łapy, wskoczyła na konar okalający borsuczą norę, by choć na chwilę móc uciec od podążającego za nią od dłuższej chwili spojrzenia nieufnych, pomarańczowych ślepi. Przysiadła, w zamyśleniu próbując obmyślić dalszy plan działania. Grzebała w skupieniu pazurem w korze, aż do jej głowy nie wpadła pewna natrętna, ale jakże fascynująca myśl. Była ona dla niej na tyle ciekawa, że kotka nie starała się jej nawet odgonić. Ogon łaciatej drgnął kilka razy, kiedy przeszła ją nagła dawka podekscytowania. Nie myśląc ani chwili dłużej, niczym kocię machnęła łapą tuż nad głową towarzysza, zahaczając o czubki jego uszu. Kocur od momentu kiedy młodsza uczennica zniknęła mu z pola widzenia, nieudolnie starał się wykręcić w jej stronę, dlatego jej nagłe działania spotkały się z równie gwałtowną reakcją pomarańczowookiego, który nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Ryk gniewu zmieszanego z zaskoczeniem rozbrzmiał po dotąd cichym lesie, podczas gdy z góry dało się słyszeć świergot spłoszonych ptaków, umykających w popłochu z koron drzew. Kurkowa Łapa rzucił się dziko do przodu, wyrywając się ze zdradliwych, trzymających go szponów korzeni i ziemi, uniemożliwiających mu całkowite wydostanie się na powierzchnię.
– Udało się! – zamruczała zadowolona z siebie Srocza Łapa, strosząc wąsy.
Uczeń obrócił się ku niej, machając nerwowo puchatą kitą w tę i we wtę, jak gdyby chciał zmieść pod sobą wszystkie liście tworzące leśne runo.
– Ty… – wywarczał, schylając groźnie masywny łeb.
Sroka machnęła uchem, wyraźnie niezadowolona ze sposobu w jaki patrzył na nią kocur.
– Uspokój się, przecież nic ci się nie stało. – stwierdziła beztrosko, oblizując swoją łapę – Nie mów mi, że takie coś wywołało w tobie aż taką panikę…
Kurkowa Łapa przystanął, zatapiając pazury w ziemi. Przez kilka uderzeń serca stał tak, sprawiając wrażenie niepewnego swoich słów. Srocza Łapa już zaczęła tracić nadzieję na otrzymanie jakiejkolwiek odpowiedzi, kiedy z pyska kocura dobiegł cichy głos:
–...Nie – mruknął, a futro na jego grzbiecie nieco opadło.
Czarno-biała przewróciła oczami, zeskakując z korzenia, po czym skierowała się w stronę umorusanego ziemią ucznia. Przystanęła lisią długość dalej, utrzymując między nimi bezpieczną odległość, na wypadek, gdyby ten jednak postanowił się odegrać za trzepnięcie go po uszach.
– Powinieneś się umyć zanim wrócisz do obozu. – stwierdziła, lustrując kocura wzrokiem. Z jego gęstej okrywy gdzieniegdzie wystawały liście i korzonki, przez które rzeczywiście bardziej przypominał zgarbionego borsuka, którego norę właśnie opuścił, niż jednego z członków Klanu Nocy.
– Jeśli już się otrząsnąłeś, powinieneś iść rozejrzeć się za twoją mentorką. – poradziła kocurowi.
<Kurka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz