Nie rozumiał co się działo. Był pewien, że ten mech naprawdę tu był. Czuł go w pysku, widział jego kształt, kolor bardzo wyraźnie. Nie mógł sobie tego wyobrazić! Zaczął jednak w to powątpiewać, widząc reakcję córki. Udawała czy naprawdę było z nim gorzej?
— Ja... — nie dokończył, bo w wejściu pojawiła się Bławatkowy Potok z ich dziećmi.
— Co się stało? — miauknęła widząc kulącą się córkę.
— Eh, nieważne kochanie. Lepiej już sobie pójdę... — burknął pod nosem, kierując kroki w stronę wyjścia ze żłobka. Przez to nie zauważył jak jego córka, schowała mokry mech pod posłanie.
— Mamo tata zwariował! — wykrztusiła. — Mówił, że próbowałam go udusić! — załkała, kręcąc głową. — A ja nawet nie wiem, o co chodzi!
— Co takiego? — Bławatek spojrzała zaskoczona na czekoladowego. — Myślałam, że koszmary ci minęły.
Spiął się na te słowa, bo nie wiedział jak wytłumaczyć to partnerce. Nie chciał, by uznała, że jego stan się pogarszał, gdzie czuł się znacznie lepiej niż wcześniej.
— Bo minęły... Po prostu ten mech — Machnął łapą w kierunku, gdzie była kulka, lecz zamarł, gdy jej nie dojrzał. Zamrugał zaskoczony, patrząc jak Bławatek również zerka w stronę... niczego.
— Może się prześpij skarbie. Zajmę się już dziećmi — rzekła z troską.
Kiwnął tylko łbem, wychodząc ze żłobka, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło.
***
Ryczał jak bóbr. Stracił syna i matkę w bardzo krótkim odstępie czasu. Nic więc dziwnego, że nie miał na nic sił. Bławatek też ciężko to znosiła. Poprosiła, by popilnował dzieci, bo musiała pójść po zioła do Muchomorzego Jadu. Wszedł ociężale do żłobka, siadając w kącie z maluchami. Widok ich dwójki sprawił, że znów się rozryczał. Wspomnienie małego ciałka syna, nadal było świeże w jego umyśle.
Zając podniosła na niego wzrok. Nie mógł na nią patrzeć. Dlaczego nie mogła umrzeć zamiast Jesionka? Czemu los musiał być tak okrutny? Na dodatek jego rozmowa z Niezapominajkową Gwiazdą nie poszła zbyt pomyślnie. Znów został wariatem, który powinien się leczyć, a nie żądać przebaczenia. Naprawdę miał teraz ochotę przestać się starać. Krucza Gwiazda wygrała... Ta myśl była okropna, ale prawdziwa. Kątem oka widział zadowoloną z siebie Tulipan. Musiał być teraz naprawdę żałosny. Nie miał jednak sił tego już zmieniać. To był koniec ich rebelii. Już nigdy nie będzie lepiej.
— Tato, nie płacz — pisnęła. — Jesionek jest teraz w lepszym miejscu...
Wybuchł głośniejszym szlochem, smarkając się w mech, gdy usłyszał imię syna. Racja. Był w lepszym miejscu, ze swoim pradziadkiem. Otarł łapami pysk, patrząc na swoje dzieci. Jedyne, które mu pozostały.
— P-pobawcie się w coś — miauknął do nich, nie mając sił teraz na nic innego niż wylewanie łez po stracie syna.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz