Na widok uśmiechu Jeżowej Ścieżki, Mamrot poczuł miłe ciepło w sercu. Nie był aż tak miło przyjęty od kiedy rozstał się z właściwie jedynym przyjacielem, którego poznał podczas swojej wędrówki. Kiedyś, kiedy zawędrował bardziej na wschód, spotkał co prawda Nocne Pióro, która udzieliła mu schronienia na czas burzy, ale to nie było to samo...
Czekoladowy medyk dał krzywoszczękiemu znak, że pora już ruszać w stronę obozu. Młodzik posłusznie udał się za nim, starając się dotrzymać mu kroku. Z jednej strony niezmiernie go cieszyło, że być może nareszcie odnalazł miejsce, w którym zostanie na dłużej. Może i nawet na stałe? Ale mimo całej tej radości, w głębi duszy czuł lekkie zmartwienie. Niejednokrotnie widział, jak inne koty reagowały na jego nietypowy wygląd, obawiał się więc, że i tutaj, mimo starań Jeżowej Ścieżki, nie zostanie zaakceptowany przez swoje niepełnosprawności.
Dwa kocury szły w ciszy, ale o dziwo żaden z nich się nią nie krępował. Wyglądało to, jakby znali się od dawna, a nie zaledwie pięciu minut. Kremowy pręgus próbował ułożyć w głowie jakieś pytania, jakie mógłby zadać niebieskookiemu, ale był zbyt przejęty, aby się skupić. Dlatego wszystkie swoje myśli skierował do... no właśnie. Nie miał jeszcze imienia dla tego tajemniczego kota ze swoich snów, który nie raz, nie dwa ocalił mu życie. Co prawda tajemniczy kocur nigdy nie prosił Mamrota o imię, ale złotooki sam postawił sobie taki cel, aby móc jakkolwiek się odwdzięczyć nieznajomemu. A nadanie imienia wydało się krzywoszczękiemu najwłaściwsze...
Nieznacznie zmarszczył pyszczek. "Tajemniczy" pokazywał się mu jako cały czarny kocur... "A może właśnie Tajemniczy?" zastanowił się kocurek. "Niewiele o tobie wiem... Nie, właściwie to nic nie wiem! Pasowałoby ci?" "powiedział" do nieznajomego w myślach. Jednak po chwili namysłu porzucił ten pomysł. "Nie, przecież może - nie mówię, że na pewno, ale może - kiedyś powiesz mi, kim jesteś... Imię powinno być stałe, oddające całą naturę albo cechę niezmienną..."
Jego myśli przerwało delikatne muśnięcie czekoladowego ogona na swoim boku. Natychmiast oderwał się od przemyśleń, żeby zorientować się, gdzie się obecnie znajdują.
Przed nimi malowało się coś w rodzaju niewielkiej ścieżki, wijącej się między kamieniami. Z niemałym zaskoczeniem Mamrot zdał sobie sprawę, że wyczuwa wonie innych kotów. I to aż tak intensywne, że zaczął się zastanawiać, czemu wcześniej nie zwrócił na nie uwagi. "Czyli jesteśmy już blisko... obozu? Tak, obozu. Blisko obozu Klanu Burzy..." pomyślał, przełykając cicho ślinę. W głębi duszy prosił, nie, on błagał nieznajomego o odwagę, aby nie spanikował na widok tylu kotów. No bo wiecie, nie widział tylu kotów naraz odkąd uciekł z Gniazda...
...i wtedy je zobaczył.
Było ich mnóstwo, każdy innego umaszczenia i budowy. Nie były jednak opasłe jak piecuchy, które kremowy pręgus widział u siebie w Gnieździe, lecz smukłe i silne. Niektóre wyglądały jak nieco wygłodzone.
"To one... Klanowe koty."
Mamrotowi głos uwiązł w gardle. Oczami, w których krył się strach, rzucał spojrzenia na wszystkie strony. Napotykał na inne pary oczu, nie patrzące na niego tak przyjaźnie, jak Jeżowa Ścieżka. Dla nich był tu intruzem.
Kątem oka zauważył przed sobą poruszenie czekoladowego ogona. Tak, najpierw opatrzyć łapę. Odpuścił sobie patrzenia na inne koty, bo tylko bardziej go to stresowało. Razem z medykiem kierowali się w stronę norki, z której wydobywał się mocny zapach różnorakich ziół. Krzywoszczęki domyślił się, że to tutaj sypia Jeżowa Ścieżka. Bez słów weszli do środka.
Intensywność zebranej roślinności leczniczej uderzyła w nos kocurka jak gałąź. Łoo... To było mocne. Musiał pooddychać przez dłuższą chwilę nowym powietrzem, dopóki nie przyzwyczaił się choć trochę do unoszących się w powietrzu różnorakich woni.
- Pachnie tu - mruknął bardziej do siebie z lekkim zaskoczeniem. Wtem poczuł na sobie łagodne spojrzenie medyka. Młodzik zerknął na niego, a tamten podniósł uszy i przyjaźnie się uśmiechnął. Mamrot ponownie poczuł, jak robi mu się ciepło na serduszku. Tak, ten kocur bez wątpienia zawsze będzie w jego oczach przyjacielem.
- Usiądź tu - miauknął czekoladowy, wskazując ogonem na mchowe posłanie. Z tego, co zauważył nasz krzywoszczęki, było ich tu kilka. Posłusznie poszedł we wskazanym kierunku, aby zaraz potem wygodnie sobie usiąść na zielonej kępce. Jeżowa Ścieżka wyszedł do pomieszczenia obok, aby po chwili wrócić z jakimś dziwnym, żółtym kwiatem w pysku. "Czyli tak wygląda podbiał?" pomyślał Mamrot, wystawiając przed siebie łapkę, żeby czekoladowemu było łatwiej ją opatrzyć.
Wtedy przypomniał sobie, że próbował w trakcie drogi ułożyć jakieś pytanie do Jeżowej Ścieżki. Planował powiedzieć to tak, aby zabrzmiał mądrze czy coś... A teraz słowa same wyskoczyły mu z pyszczka.
- Opofie mi pan tlochę o Klanie?
Starszy kocur jednak nie odpowiedział od razu. Najpierw dokończył opatrywać zranioną łapkę pręguska i dopiero wtedy usiadł naprzeciwko niego i z łagodnym uśmiechem na pysku zaczął opowiadać:
- W lesie istnieją cztery klany - Klan Burzy, w którym teraz się znajdujesz; Klan Klifu, Klan Wilka i Klan Nocy - Mamrot chłonął każde jego słowo, jak mech wodę. - Był jeszcze Klan Lisa, ale nie wiadomo, co się z nimi stało. Klan Burzy słynie ze swojej szybkości i zamiłowania do królików. Przywódcą jest Mokra Gwiazda, a zastępczynią Chabrowa Bryza.
"Te nazwy i imiona... Są tak dostojne!" pomyślał z zachwytem.
- A pan medykfiem?
- Tak, medykiem - tutaj Mamrotowi wydało się, że widzi w niebieskich oczach dwie niewyjaśnione iskierki. Może szczęścia? - W moim obowiązku leży leczenie potrzebujących, rannych, chorych, ale również odbieranie porodów, odczytywanie znaków zesłanych przez Klan Gwiazdy i uzupełnianie zapasów ziół.
Uwagę Kremowego kocurka szczególnie przykuła nazwa innego klanu, o którym Jeżowa Ścieżka wcześniej nie wspomniał.
- Klan Gfiażdy?
- To przodkowie - wyjaśnił medyk. - Po śmierci dobry kot trafia na Srebrną Skórę, znajdując się w szeregach Klanu Gwiazdy. To oni odpowiadają za nadanie żyć przywódcy, zsyłanie znaków i czuwanie nad klanami. Złe koty trafiają do Mrocznej Puszczy.
Tutaj niebieskooki zamilkł. Mamrot liczył na dalszą opowieść, lecz starszy kocur milczał, jakby się nad czymś zastanawiał. Pręgusek zadumał się przez chwilę. Czy to możliwe, że ten tajemniczy kot, który nad nim czuwał, był z Klanu Gwiazdy? "Czy to było moje przeznaczenie?" pomyślał, bardziej kierując to pytanie do nieznajomego, niż do siebie. "To był cel mojej tułaczki?"
Lecz nie otrzymał odpowiedzi. Za to wpadł wreszcie na to, jakie imię nadać swemu przyjacielowi (prawdopodobnie) nie z tego świata. "Będę nazywał cię Duch! Nikt inny, oprócz mnie, cię nie widzi, i pojawiasz się nagle... Podoba ci się?" Oczywiście nie wiedział, czy otrzyma jakąś odpowiedź, ale czuł, że to jest to.
W pewnej chwili, panującą w legowisku ciszę przerwało pytanie Jeżowej Ścieżki, skierowane do złotookiego.
- Chcesz mi pomóc?
- W cym? - odparł Mamrot pytaniem na pytanie, podnosząc uszy do góry.
W odpowiedzi otrzymał od czekoladowego medyka tylko tajemniczy uśmiech. Machnął ogonem, dając znak młodszemu, żeby podążył za nim.
Udali się do pomieszczenia, skąd wcześniej niebieskooki przyniósł żółte kwiaty podbiału. Kremowy pręgusek rozejrzał się z zaciekawieniem. Wszędzie były poukładane wszelakie rośliny zielne i nie tylko. Niektóre z nich młodzik widział pierwszy raz na oczy! Błądził wzrokiem po posortowanych ziołach, gdy wtem jego uwagę przykuła niewielka sterta, leżąca niemal na środku składziku. Ku jego zdziwieniu, były to wymieszane mlecze i stokrotki, które akurta dobrze znał - w Gnieździe, podczas Ciepłych Dni, dużo ich rosło w parku, gdzie się przechadzał. Jeżowa Ścieżka podszedł do tej mieszanki i zaczął oddzielać łapą żółte, bujne mniszki od białych stokrotek o delikatnych płatkach. Złotooki z uwagą i nieukrywaną fascynacją obserwował pracującego medyka, dopóki ten nie zaprzestał czynności ("Wydaje mi się czy zrobił to z trudem?") i spojrzał na krzywoszczękiego.
- Śmiało, oddziel stokrotki od mniszku - miauknął zachęcająco, robiąc mu miejsce przy stercie. Mamrot bez wahania podszedł i zaczął zdrową łapą przesuwać białe kwiatuszki na prawo, a żółte kwiaty na lewo. Robił to z niemal największym skupieniem, zupełnie jakby od posortowania tych roślinek miało zależeć jego życie. Ledwie dotarł do niego komentarz niebieskookiego:
- Dobrze sobie radzisz.
***
Od momentu przyjęcia do Klanu Burzy i otrzymania nowego imienia (z którego pręgusek był bardzo dumny, bo nie było już imieniem jakiegośtam zbłąkanego kota, a samego ucznia medyka), Sierpówkowa Łapa zaczął poszerzać swoją wiedzę pod czujnym okiem Jeżowej Ścieżki, który był cierpliwym i ciepłym mentorem. Najpierw pokazał złotookiemu terytoria Klanu Burzy, opowiadając po drodze historie wszystkich klanów. Później było pierwsze zebranie medyków, na które został wzięty. Wtedy też poznał Potrójny Krok - surowego kocura, który uwielbiał narzekać na wszystko wokół i powtarzać swoją sentencję o "piorunach z Klanu Gwiazdy". Nie wspominał tego jakoś specjalnie miło...
Dzisiaj miał poszerzyć swoją wiedzę w kierunku bardziej zielnym, lecz póki co leżał jeszcze na swoim posłaniu i drzemał, śniąc o wrzosowej polanie. Biegł po niej, właściwie nie wiedząc po co, lecz czuł, że musi gdzieś dotrzeć. Musi, zanim-
...gwałtownie zahamował.
W odległości zajęczego skoku od miejsca, w którym zatrzymał się świeżo upieczony uczeń, stał czarny kocur. Tym razem złotooki widział go wyraźnie. Nie był to Joey, choć umaszczenie miał podobne. Ten kocur był cały spowity czernią, która jakby emanowała z jego futra. Jego blade, srebrne oczy, iskrzące niczym gwiazda, wyglądały pięknie, lecz coś podpowiadało Sierpówkowej Łapie, że są one martwe. Wyraz jego pyska nie wyrażał żadnych emocji, lecz nie był też chłodny.
- W i t a j , S i e r p ó w k o w a Ł a p o . - odezwał się aksamitnym basem. Wspomnianego kocurka przeszły ciarki. - D z i ę k u j ę , ż e m n i e n a z w a ł e ś . O d m n ó s t w a k s i ę ż y c ó w n i e s ł y s z a ł e m , j a k k t o ś m ó w i m i p o i m i e n i u . . .
- K-kim ty jesztesz? - pisnął zszokowany pręgusek. Duch uśmiechnął się lekko.
- M ó g ł b y m c i r z e c , ż e n a z y w a m s i ę D u c h , l e c z t o i m i ę j u ż z n a s z . . . J e s t e m N e d j e m , t w ó j p r z o d e k , p r a p r z o d e k d z i a d a t w e g o p r a d z i a d a . . .
Tutaj sen Sierpówkowej Łapy się urwał.
Uchylił niepewnie oczy, nie wiedząc, co go wyrwało z tak bardzo nieziemskiego snu. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, iż z posłania jego mentora dochodzi postękiwanie bólu. Zerwał się na równe łapy i przeciągnął się naprędce, żeby zaraz potem podejść do śpiącego czekoladowego kocura. Ten stęknął jeszcze raz i powoli otworzył zaspane jeszcze, niebieskie oczy. Zdawało się, że nie zauważył stojącego obok ucznia. Krzywoszczęki widział, jak czekoladowy medyk próbował wstać, ale bez skutku - tylko sprawił sobie więcej bólu, co widać było po jego pysku. Sierpówkowa Łapa przełknął cicho ślinę.
- Jeżowa Szczieżko? - miauknął ze zmartwieniem. Wspomniany kocur spojrzał na młodzika. Po dłuższej chwili powoli podniósł się do pozycji siedzącej, cierpiąc niewymowne męki.
- Będziesz musiał mi pomóc, Sierpówkowa Łapo - stęknął, posyłając swemu uczniowi poważne spojrzenie. Ten poczuł ścisk w żołądku. - Musisz mi nastawić bark. Pomogę ci.
Och... Kremowy pręgusek zesztywniał. Jeszcze tego nie przerabiali, a już będzie musiał wykonać prawdziwy zabieg na kocie, którym jest w dodatku jego własny mentor! Wyobrażacie sobie, jaki to był dla niego stres? Przez długi moment się wahał. Jeśli pójdzie mu dobrze, to zdobędzie nowe doświadczenie, lecz gdyby stało się coś złego...
Nie. Nie mógł odmówić. Przyrzekł pomagać każdemu kotu w potrzebie, bez względu na wszystko. Poza tym Jeżowa Ścieżka zapewnił, że mu pomoże... Poczuł, jak panika zostaje zastąpiona opanowaniem. Kiwnął łebkiem na "tak" i podszedł bliżej obolałego kocura, czekając na instrukcje z jego strony.
***
Trochę czasu później siedzieli już obok siebie, swoje spojrzenia skupiając na ziołach. Kocurek powtarzał zdobytą dzisiaj wiedzę, żeby łatwiej mu było wszystko zapamiętać. Jego mentor podsunął mu ogonem kolejną roślinę do zidentyfikowania. Pręgusek przyglądał się jej przez chwilę. Duże, sercowate liście, żółte kwiaty... Wiedział już, co to.
- To podbiał - miauknął z nutką dumy w głosie, że sprawnie poradził sobie z kolejną rośliną.
- Dobrze. A jakie ma właściwości?
- Ułafia oddychanie, żwalcza koczięczy kaszel, leczy szpękane poduszky łap - odpowiedział bez cienia wahania. Sam przecież kiedyś był tym leczony! Niebieskooki potaknął z zadowoleniem wymalowanym na pysku. Zaraz potem pod łapy ucznia przytoczyła się kolejna roślinka. Poczuł od niej ostry zapach, choć od ciągłego przebywania wśród intensywnych woni nie pachniała dla niego już tak drażniąco. Po uważnej obserwacji stwierdził, że miała dość duże liście i kontrastujące z nimi małe, białe kwiatki, które przypominały mu stokrotki... Znał już odpowiedź.
- To jeszt wrotycz - oznajmił i dodał: - Żmniejsza temperaturę kota przy gorączcze i dreszczach oraż dżiała na bóle.
Spojrzał na Jeżową Ścieżkę, oczekując jego reakcji. Czy go pochwali, czy też może o czymś zapomniał?
<Jeżowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz