Tak wyszło, że niewiele czasu potem, w żłobku znalazła się dwójka kociaków. Jeden niebieski, drugi biały. Lodowy Szpon wraz z ich pojawieniem się, magicznie wyparowała za świetlistym tunelem. Kociakowi to pasowało. Miał więcej miejsca! Ta dwójka kociaków pewnie też zniknie, albo przejdą pod opiekę cioci Obłok. A jednak okazało się być zupełnie inaczej. Brzoskwiniowa Bryza i Jesionowy Wicher je przygarnęli. Jego rodzice zajmowali się innymi kociakami!
Kaczorek poczuł prawdziwą złość. Jesionowy Wicher był jego tatą. Brzoskwiniowa Bryza jego mamą. JEGO! No dobrze, może jeszcze Malinki i Jesiotra, ale z nimi musiał się dzielić rodzicami, gdyż byli rodzeństwem. Co innego z kuzynostwem. Nawet ich nie znał! Tylko płakali i żarli! Mama pilnowała, by trójka jej dzieci, nie zgniotła maluszków, gdy karmiła ich mlekiem. Kaczorek nie był zadowolony z tego. Nawet nie mógł się rozpychać, bo gdy próbował, by lepiej pić pyszny pokarm, mama go ogonem leciutko przesuwała.
Kaczorek miał dość. W myślach nazywał dwójkę maluchów lisimi bobkami i życzył im, by szybko zniknęły. Zapamiętał ich imiona - Smark i Zaraza. Pasowały. Jego zdaniem.
Czas szybko leciał. Nim karzełek się obejrzał, kuzynostwo otworzyło oczy, stawiało pierwsze kroki oraz zaczęło mówić. Najgorzej! Jesiotr był nimi zachwycony do tego stopnia, że ciągle się chwalił, jak to on się nimi będzie zajmował, by mama mogła odpocząć. On i Malinka mieli dość tego paplania. Kaczorek liczył tylko, że i siostra poprze jego nienawiść do tych kuleczek.
Tego dnia rudzielec obudził się bardzo wcześnie. Kocurek przeciągnął się, wyciągając przed siebie łapki. Zamierzał od razu zabrać się do zabawy, budząc w tym celu Malinkę, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Zaraza poruszyła się, również wybudzając ze snu. Koteczka spojrzała na niego wielkimi, przerażonymi ślepkami. Kaczorek zjeżył sierść, wysuwając małe pazurki.
- Cego pchlasu? - syknął.
<Zarazo? powodzenia>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz