* * *
(Śmierć Bluszczyk :()
Od połowy księżyca się na to zbierał. To nie mógł znaleźć dobrego kwiatka,to po prostu nie mógł się na to zebrać. Szybko pobiegł w stronę obozu. Każdy włosek na jego sierści drgał z emocji, gdy kotlina zbliżała się coraz bliżej. Przebiśnieg którego trzymał w swoich szczękach, w każdej chwili mógł uschnąć. Nagle przystanął, gdy wyczuł zapach krwi dochądzący z obozu. Może ktoś się zranił. Wbiegł w jeden z tuneli. Lubił uczucie, gdy piasek i ziemia ocierały się o niego z każdej strony, choć poczucie zamknięcia przyprawiało go odrobinę o dreszcze. Wtem przypomniał sobie o Cierniowej Łapie. Gdy uciekała przed strasznym lisem, matką, która myślała, że ona i reszta kotów z tym związanych chcą skrzywdzić jej małe, zaatakowała grupkę. Pech chyba doskwierał młodej uczennicy, bo poleciała ona z nią. Zginęła rozszarpana w tunelu. Potrząsnął głową jakby chciał odpędzić złe wspomnienia. On był wtedy jeszcze kociakiem. Wszedł do obozu. Pośrodku zgromadziło się kilka kotów. Szybko podbiegł do nich i zauważył cynamonowe szylkretowe futro. Trup Bluszczowej Poświaty leżał tuż pod jego łapami.- NIE!!!- krzyknął rozpaczliwie spoglądając po zgromadzonych. Wypuścił przebiśniega, który upadł na ciało ukochanej. Odpowiedziały mu jedynie smutne, współczujące spojrzenia.
- Zabił ją lis.- ktoś mruknął, ale arlekin nie zdołał rozróżnić, kto to powiedział. Poczuł jak łapy osuwają się pod nim. Jego oczy zalały się łzami. Przycisnął pysk do boku kotki, która kiedyś była dla niego wszystkim. Teraz to przepadło. Wspólne chwile, ciepłe słowa i akceptacja. Przy niej, czuł się lepiej niż pod palącym spojrzeniem innych. Gdy tylko był smutny, ona mu poprawiała humor i składała do kupy. A teraz... Jej nie było. Poszła do tego durnego Klanu Gwiazd. Już nigdy nie poczuje ciepła jej futra. Już nigdy nie pójdą razem na polowanie czy patrol. Już nigdy nie porozmawiają ze sobą i nie podzielą się językami. A wszystko przez głupiego lisa. Nagle smutek przeobraził się w chęć zemsty. Musiał ją pomścić.
- Gdzie?- zapytał i przez zamglone oczy dojrzał Orzechowe Futro siedzącego obok. Kocur spojrzał na młodego wojownika.
- Koło granicy z dawnymi terytoriami Klanu Lisa.
Jałowcowy Świt mruknął podziękowanie w stronę płowego. Zostawiając za sobą ciało ukochanej, ruszył w stronę wyjścia. Tunel znowu jeszcze bardziej go przygnębił. Gdy tylko znalazł się na świeżym powietrzu, otrząsnął futro, strzepując piach na ziemię od jego łapami. Nie miał czasu by przysiąść na szybko toaletę, więc pobiegł od razu do przodu. Zmierzwiona sierść latała mu na boki, powiewając na wietrze, który zawsze sprawiał, że wojownik czuł się w swoim żywiole. Nigdy nie lubił zamkniętych przestrzeni, ale teraz to nie miało znaczenia. Cokolwiek by się działo, nawet Klan Gwiazd zstapił w akompaniamencie grzmotów i piorunów, nic go nie obchodziło. Musiał tylko dotrzeć do celu. Tego jednego miejsca gdzie stała się zbrodnia, czyli śmierć Bluszczowej Poświaty. Musiał coś zrobić. Nagle przystanął, gdy wyczuł zapach lisa. To czego szukał. Podniósł głowę i zobaczył rzekę. Dawna granica. Sam nie wiedział kiedy zaszedł aż tak daleko. Poniuchał bardziej. Wyraźny odcisk łapy majaczył się zaledwie długość królika dalej. I na pewno to nie był kot. Szedł dalej, aż w końcu doszedł aż do brzegu. Łapy moczyły mu się w lodowatej wodzie, więc szybko odskoczył do tyłu.
- Lis musiał tędy przechodzić.- burknął do siebie. Już nie miał co za nim iść. Stało się. Nie mógł już nic na to poradzić. Powoli poczłapał do obozu.
*Czasy teraźniejsze by zakopać dziurę fabularną*
Od kiedy stał się obojętny na świat, w jego klanie działo się wiele. Nowe kocięta, zgony i mianowania na uczniów. Ale także codzienność. On sam spędzał ją na ogół tak samo, polowanie lub patrol, odpoczynek przy grobie Bluszczowej Poświaty, znowu polowanie lub patrol i sen. Ciągle to samo. Stracił sens życia. Nie przejmował się niczym, choć jak teraz zauważył, powinien. Przez całą porę zielonych liści ignorował niezmierny gorąc, który mu doskwierał. Myślał, że po prostu jest cieplej. Ale mógł pójść do medyków, tak kontrolnie. Teraz przeistoczyło się to w coś gorszego. Na zmianę czuł ciepło i zimno. Stracił apetyt. Czuł się
niezbyt dobrze. Potruchtał ostatkami sił do legowiska medyka. Za wejściem od razu ujrzał Jeżową Ścieżkę. Jakoś nie mógł uwierzyć w brak Zajęczej Stopy na stanowisku medyka. Ale ona także umarła.
- Jeżyku, wyleczysz mnie? C-coś niezbyt się czuję...- wychrypiał siadając na ziemi.
<Jeżowa Ścieżko? wyleczysz?
*dochodzący, a nie dochądzący
OdpowiedzUsuń*zstąpił, a nie zstapił
Miłego dnia.