przed wojną
Szyderczy uśmieszek cały czas malował się na pyszczku białego kocura. Obserwowanie zirytowanego towarzystwem młodszego kociaka, Czermienia, było naprawdę satysfakcjonujące. Miał duże szczęście, że został dawno uczniem i nie musiał już niańczyć dzieciarni. Co innego czarny, wciąż uwięziony w żłobku. Bocian zmrużył oczy, bacznie przyglądając się synowi Muszelki. Rozważał jego słowa. Wymknięcie się z obozu, mogło gwarantować w miarę pozytywnie spędzony czas, wolność od dodatkowych obowiązków.
— Zgoda. Znaj moją łaskę. — mruknął Bocian.
Czermień pewnie ruszył w kierunku wyjścia. Zapewne ucieszony, że nie musi siedzieć w kociarni z rodzinką i Koszatkiem. Syn Pszczółki ruszył za nim. Musiał przyspieszyć kroku, żeby go dogonić, a nawet wyprzedzić. Nie wypadało, by to on szedł na końcu. Zerknął za siebie, tak dla upewniania, że nikt im nie przeszkodzi. Zatrzymał się, pośpiesznie kładąc łapę na ogonie Czermienia, by ten także postąpił tak samo.
— Czego? — syknął czarny, jeżąc sierść.
— Cicho, patrz, mysi bobku. — ogonem wskazał wyjście ze żłobka.
Koszatek wpatrywał się w nich z rosnącym zainteresowaniem. Na trzęsących łapkach, powoli opuścił bezpieczną kryjówkę. Ostrożnie stąpał po nowym, dotąd nieznanym mu terenie. Bocian poruszył wąsami.
— Ktoś bardzo ciebie polubił. — zadrwił, zwracając się do czarnego kocurka. — Kolejne lisie łajno należy nauczyć porządku.
— To go naucz, skoro tak go uwielbiasz! Głupi bachor. — syknął niezadowolony. — Będziemy tu tak stać?
Bocian wywrócił oczami. Ruszył dalej za kolegą, dopóki nie opuścili obozu. Drogę do poprzedniego miejsca, gdzie odbyli walkę znał bardzo dobrze. Nie potrzebował wiele czasu, by z uwagą iść przed siebie. Czujnie się rozglądał, dla upewniania, czy może nie znajdą jakiejś zwierzyny.
— Skoro gnojek tak bardzo chce oberwać... — zaczął Bocian.
— Oberwie po pysku. — dokończył Czermień.
Młodszy też zaczął się orientować w okolicy. Od pola z trawą dzieliło ich zaledwie kilkanaście skoków lisa. Bocian miał jednak dość dużo energii. Wysuwał i chował pazury, przygotowując się na kolejny pojedynek. Nagle do jego uszu dotarł cichy szelest. Odwrócił pyszczek za siebie. Koszatek niepewnie kroczył za nimi, tak powoli, że ledwo nadążał, wyraźnie spanikowany i niepewny. Uczeń machnął ogonem. Miał już swój plan. Skoro Koszatek chciał się bawić, to niech zagra w jego grę.
— Schowaj się. — polecił czarnemu, piorunując go stanowczym spojrzeniem. — Pora naostrzyć pazurki.
<Czermieniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz