Marniejące trawy Północnego Zbocza wprawiane w ruch przez chłodne wiatry kołysały się w płynnym, melancholijnym tańcu, a w rzucanych przez nie wąskich, drobnych cieniach, schronienia przed rażącym słońcem uświadczyć mogły wszelakie polne stworzenia. Pod gromadzącymi się na niebie ciężkimi, mrocznymi chmurami przelatywał właśnie klucz gawędzących między sobą gęsi. Czapli Potok przysiadł, biorąc głęboki oddech. Rozkoszował się rześkim zapachem łąki, a trawy nim przesączone otulały kota niczym matka otulająca ogonem swe kocięta.
— Jesteśmy — oznajmił spokojnie, na co Pszczółka kiwnęła głową.
Kotka objęła Północne Zbocze krytycznym wzrokiem. Oddaliła się od Czaplego Potoku na parę kroków, badając spojrzeniem łąkę.
Teraz kocur miał okazję, by dokładniej przyjrzeć się swojej towarzyszce. Zdążył już zauważyć, że jest od niego niższa, a jej sylwetka należała raczej do tych drobniejszych. Długie, gęste futro, którego była posiadaczką, musiało być dla niej utrapieniem w gorętsze dni, poza tym jednak wyglądało na bardzo przyjemne w dotyku. Nie licząc przeplatanych zawijasami kremowych uszu i ogona, jaśniało bielą, przywodziło na myśl śnieżne wodospady.
Mimo wszystko, niewątpliwa uroda futra Pszczółki nie mogła się nawet równać jej cudnym oczom. Intensywność ich zieleni przypominała o minionych już ciepłych dniach, tańczących z bryzą kwiecistych łąkach, tajemniczej toni wody i szepczących, ciemnych zakamarkach lasu. Lśniły jasno jak dwa słońca, w których ktoś postanowił zamknąć wszystko co najżywsze i najpiękniejsze, jednocześnie pochłaniały bezdenną głębią, kusiły, chciało się w nich zatonąć i pogrążyć wśród szmaragdowych czeluści.
— Czy coś nie tak? — spytała nagle Pszczółka podejrzliwie.
Czapli Potok poczuł, że pieką go policzki, gdy dotarło do niego, że gapił się na kotkę. Nie, nie gapił. Pożerał ją wzrokiem.
— Nie, wszystko w porządku — odpowiedział speszony, unikając spojrzenie tych przeklętych, zielonych ślepi. — Czy znalazłaś tu zioła, których potrzebujesz?
Pszczółka zerknęła na niego niezbyt ufnie, po czym machnęła ogonem wzdychając ciężko.
— Pora Nagich Drzew już niedługo. To będzie cud, jeśli znajdę cokolwiek.
— Jesteśmy — oznajmił spokojnie, na co Pszczółka kiwnęła głową.
Kotka objęła Północne Zbocze krytycznym wzrokiem. Oddaliła się od Czaplego Potoku na parę kroków, badając spojrzeniem łąkę.
Teraz kocur miał okazję, by dokładniej przyjrzeć się swojej towarzyszce. Zdążył już zauważyć, że jest od niego niższa, a jej sylwetka należała raczej do tych drobniejszych. Długie, gęste futro, którego była posiadaczką, musiało być dla niej utrapieniem w gorętsze dni, poza tym jednak wyglądało na bardzo przyjemne w dotyku. Nie licząc przeplatanych zawijasami kremowych uszu i ogona, jaśniało bielą, przywodziło na myśl śnieżne wodospady.
Mimo wszystko, niewątpliwa uroda futra Pszczółki nie mogła się nawet równać jej cudnym oczom. Intensywność ich zieleni przypominała o minionych już ciepłych dniach, tańczących z bryzą kwiecistych łąkach, tajemniczej toni wody i szepczących, ciemnych zakamarkach lasu. Lśniły jasno jak dwa słońca, w których ktoś postanowił zamknąć wszystko co najżywsze i najpiękniejsze, jednocześnie pochłaniały bezdenną głębią, kusiły, chciało się w nich zatonąć i pogrążyć wśród szmaragdowych czeluści.
— Czy coś nie tak? — spytała nagle Pszczółka podejrzliwie.
Czapli Potok poczuł, że pieką go policzki, gdy dotarło do niego, że gapił się na kotkę. Nie, nie gapił. Pożerał ją wzrokiem.
— Nie, wszystko w porządku — odpowiedział speszony, unikając spojrzenie tych przeklętych, zielonych ślepi. — Czy znalazłaś tu zioła, których potrzebujesz?
Pszczółka zerknęła na niego niezbyt ufnie, po czym machnęła ogonem wzdychając ciężko.
— Pora Nagich Drzew już niedługo. To będzie cud, jeśli znajdę cokolwiek.
<Pszczółko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz