Ziewnęłam przeciągle, dosłownie natarczywie wbijając wzrok w jeden określony punkt.Robiłam to od jakiejś godziny, i nie ukrywam, znudziło mi się. Miałam jednak dziwne, nieokreślone wrażenie, że coś się wydarzy. Niedługo. I to będzie coś ważnego.
Nie mam pojęcia, dlaczego tak myślałam. Ostatnio zabrakło pewnego rodzaju… adrenaliny? Tak, to odpowiednie słowo. Zabrakło adrenaliny. Kiedy nie należałam jeszcze do klanu, robiłam różne, rozmaite rzeczy, które pochłaniały cały mój czas. A teraz? Pustka. Całkowicie spokojne, pozbawione jakiegokolwiek stresu, zdenerwowania, adrenaliny. To nie moja bajka. Nie znaczy to jednak, że żałuję mojej decyzji, wręcz przeciwnie!
Poczułam nieodpartą chęć zrobienia czegokolwiek, co jest ciut inne niż to, co robiłam do tej pory. Zastanowiłam się. Idealną myślą było wtargnięcie na teren innego klanu. Owszem, to całkiem spore ryzyko. Całkiem spore, które nie równa się z tym, co robiłam kiedyś… To wydawało się być pestką.
No, wydawało.
***
Poczułam zimny pot i dreszcze na całym ciele. No, o to chodziło! Wreszcie miałam okazję do zrobienia czegoś… innego.
Skradałam się bezszelestnie, niczym zabłąkany cień. Dziwne porównanie, no ale cóż. Byłam pewna, że nie dało się w jakikolwiek dowiedzieć, w jakiej jestem pozycji – no chyba, że z lotu ptaka.
Znajdowałam się w gęstwinie wysokiej trawy, sięgającej do wysokości około 1,5 metra. Szczerze? Nie miałam pojęcia, na terenach jakiego klanu się znajdowałam. Starałam się iść najostrożniej i najciszej, jak mogłam, do tego szum wiatru skutecznie maskował moją obecność. Jedynym problemem był mój kolor – jestem szara, pręgowana. Taki odcień dałby cokolwiek w ciemnym lesie, czy na bagnach. Ale teraz? Trawa była w odcieniach złota. Widać mnie było na pierwszy rzut oka. Jednak nadto się tym nie przejmowałam. No bo po co?
Usłyszałam ledwo słyszalny szelest jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Wytężyłam wzrok, po czym zobaczyłam skradającego się w moim kierunku kota. Momentalnie zatrzymałam się i naprężyłam każdy mięsień swojego ciała. Przysiadłam, oczekując na ruch. Nieznany mi kocur bądź kotka najwyraźniej niczego nie zauważył, i nadal szedł ku mnie, co nie uszło mojej uwadze.
Uważnie obserwowałam jego/jej ruchy. Osobnik kilka razy oglądał się na boki i za siebie, jakby obawiał się, że ktoś go śledzi. Szedł prosto w moim kierunku, więc miałam powody przypuszczać, że wie o moim położeniu. Więc zapewne nie jest ślepy.
Przyjęłam pozycję do skoku. W chwili, gdy odległość nie wynosiła więcej niż cztery metry, skupiłam się i skoczyłam. Dziwne, że kot nie zareagował na mój ruch z wyprzedzeniem.
< Ktoś?>
Nie mam pojęcia, dlaczego tak myślałam. Ostatnio zabrakło pewnego rodzaju… adrenaliny? Tak, to odpowiednie słowo. Zabrakło adrenaliny. Kiedy nie należałam jeszcze do klanu, robiłam różne, rozmaite rzeczy, które pochłaniały cały mój czas. A teraz? Pustka. Całkowicie spokojne, pozbawione jakiegokolwiek stresu, zdenerwowania, adrenaliny. To nie moja bajka. Nie znaczy to jednak, że żałuję mojej decyzji, wręcz przeciwnie!
Poczułam nieodpartą chęć zrobienia czegokolwiek, co jest ciut inne niż to, co robiłam do tej pory. Zastanowiłam się. Idealną myślą było wtargnięcie na teren innego klanu. Owszem, to całkiem spore ryzyko. Całkiem spore, które nie równa się z tym, co robiłam kiedyś… To wydawało się być pestką.
No, wydawało.
***
Poczułam zimny pot i dreszcze na całym ciele. No, o to chodziło! Wreszcie miałam okazję do zrobienia czegoś… innego.
Skradałam się bezszelestnie, niczym zabłąkany cień. Dziwne porównanie, no ale cóż. Byłam pewna, że nie dało się w jakikolwiek dowiedzieć, w jakiej jestem pozycji – no chyba, że z lotu ptaka.
Znajdowałam się w gęstwinie wysokiej trawy, sięgającej do wysokości około 1,5 metra. Szczerze? Nie miałam pojęcia, na terenach jakiego klanu się znajdowałam. Starałam się iść najostrożniej i najciszej, jak mogłam, do tego szum wiatru skutecznie maskował moją obecność. Jedynym problemem był mój kolor – jestem szara, pręgowana. Taki odcień dałby cokolwiek w ciemnym lesie, czy na bagnach. Ale teraz? Trawa była w odcieniach złota. Widać mnie było na pierwszy rzut oka. Jednak nadto się tym nie przejmowałam. No bo po co?
Usłyszałam ledwo słyszalny szelest jakieś dwadzieścia metrów ode mnie. Wytężyłam wzrok, po czym zobaczyłam skradającego się w moim kierunku kota. Momentalnie zatrzymałam się i naprężyłam każdy mięsień swojego ciała. Przysiadłam, oczekując na ruch. Nieznany mi kocur bądź kotka najwyraźniej niczego nie zauważył, i nadal szedł ku mnie, co nie uszło mojej uwadze.
Uważnie obserwowałam jego/jej ruchy. Osobnik kilka razy oglądał się na boki i za siebie, jakby obawiał się, że ktoś go śledzi. Szedł prosto w moim kierunku, więc miałam powody przypuszczać, że wie o moim położeniu. Więc zapewne nie jest ślepy.
Przyjęłam pozycję do skoku. W chwili, gdy odległość nie wynosiła więcej niż cztery metry, skupiłam się i skoczyłam. Dziwne, że kot nie zareagował na mój ruch z wyprzedzeniem.
< Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz