Zawsze zastanawiało mnie moje pochodzenie. Nigdy nie poznałem swojej prawdziwej matki, prawdziwego ojca. Zastanawiało mnie też, czy mam rodzeństwo. Gdy nikt nie patrzył, zamykałem się w kłębku swojej bujnej wyobraźni, snując o tym, kim jestem. Czy mam w sobie krew wojownika, czy krew domowego kociaka? Z którego klanu tak naprawdę powinienem pochodzić? Kim byli moi rodzice? Przywódcami, uzdrowicielami, królowymi, czy zwykłymi wojownikami? Westchnąłem przeciągając pręgowany grzbiet.
Było wczesne popołudnie, słońce świeciło w oczy, a ptaki śpiewały wprowadzając klan w bardzo wesoły nastrój. Wojownicy zajmowali się swoimi sprawami - wzmacnianiem obozu, walkami ćwiczebnymi między sobą. Uczniowie dawno już polowali w terenie ze swoimi mentorami. Dumnie leżący Wolfstar przyglądał się wszystkiemu znad skały.
Rzadko zdarzały się dni kiedy się nudzę. Najczęściej polowałem na robaki, lub bawiłem się z przybranym rodzeństwem, lecz dziś było inaczej.
Królowa nie lubi gdy oddalamy się od żłobka. Nie chce abyśmy przeszkadzali wojownikom w ich pracach. Jednak stawka była zbyt wysoka, aby przestrzegać zasad. Lubiłem przyglądać się wojownikom. Byli tacy ogromni, tacy odważni i silni. Fascynowali mnie. Gdy dorosnę stanę się najsilniejszym wojownikiem z nich wszystkich.
Uniosłem wąsy. Zbliżała się Królowa - Mintleaf z resztą kociąt. Zapewne uczniowie przynieśli już zdobycz. Oblizałem pyszczek, a przez żołądek przeszedł skurcz głodu. Ruszyłem w stronę żłobka, jednak któryś z kociąt mnie zauważył. Błysnęły zielone oczy, po czym - jak się okazało, Owlkit rzuciła się na mnie z pazurami. Wykonałem unik, a kocię wylądowało na czterech łapach obok.
- Wrrr - syknęła. - Było tak blisko.
Uniosłem pyszczek z dumą, zadowolony z udanego odskoku.
- Po prostu trudno ci do mnie dorównać - uśmiechnąłem się z pogardą. Owlkit prychnęła na mnie obrażona.
- Dajesz na solo - oblizała wąsy, kucając w pozycji przyjęcia. Przyległem do ziemi, napinając grzbiet i tylne nogi do skoku. Wprawiłem ogon w lekkie kołysanie.
Wykonałem pierwszy ruch. Rzuciłem się z wyskoku na Owlkit. Kicia wykonała unik, odbijając się zgrabnie tylnymi nogami, lądując na przednich, wykonując obrót zadem by ustawić się w pionie. Straciłem równowagę, jednak mimo tego odbiłem się znowu nie dbając o technikę. Owlkit bez problemu wykonywała uniki, aż w końcu zaatakowała z wyskoku.Byłem bardziej przejęty tym jak ona śmie unikać mych ciosów że nie zauważyłem jej ataku. Poturlaliśmy się razem z górki w dół od żłobka. Odskoczyłem od niej dysząc ciężko. Kicia bez entuzjazmu lizała sobie łapę.
- Pfff, widzisz kiciu? - miauknęła z pogardą. - Kto tu komu nie dorównuje?
Syknąłem, lecz nagle usłyszałem zimny głos nad sobą.
- Jesteś zbyt "do przodu". Musisz bardziej skupić się na technice, młody.
Nade mną stała zastępczyni klanu - Warstripe.
- W-Warstripe.. - miauknąłem niepewnie kuląc się przed jej spojrzeniem. Owlkit pisnęła znacząco.
- Kocięta! - zawołała królowa. Owlkit pobiegła w stronę głosu. Ja odwróciłem się w stronę wojowniczki lecz jej już nie było. Ciarki przeszły mnie wzdłuż kręgosłupa. Zawróciłem w stronę żłobka.
Mintleaf przyniosła dla nas trochę jedzenia ze stosu, upolowanego przez uczniów. Bez ostrzeżenia rzuciłem się na największy kawałek. Owlkit syknęła na mnie. Deerkit widząc, że zajumałem sporo jedzenia chciała podejść, jednak prychnąłem na nią. Kotka wycofała się. Mintleaf zbeształa mnie.
- Mistykit, nie bądź samolubny. Podziel się z resztą.
- Ale to moje! - pyskowałem.
- Nie ty to upolowałeś - uciszyła mnie królowa. Z charakteru byłem kłótliwy i łatwo nie odpuszczałem, lecz było mi trudno przyznać że i tak wszystkiego sam nie pożrę. Prędzej mnie wysadzi.Urwałem połowę myszy, a drugą oddałem reszcie, a konkretnie Immortalkit i Baderkit, którzy podzielili się kąskiem na pół.
Czułem się pełny. Zająłem swój ulubiony kąt, który nawet specjalnie zaznaczyłem. Byłem zmęczony krótkim pojedynkiem z Owlkit. Obok mnie ułożył się Badgerkit. Chociaż nie był taki silny jak ja (mam duże mniemanie o sobie), szanowałem go.
<Ktoś z kociąt?>
Było wczesne popołudnie, słońce świeciło w oczy, a ptaki śpiewały wprowadzając klan w bardzo wesoły nastrój. Wojownicy zajmowali się swoimi sprawami - wzmacnianiem obozu, walkami ćwiczebnymi między sobą. Uczniowie dawno już polowali w terenie ze swoimi mentorami. Dumnie leżący Wolfstar przyglądał się wszystkiemu znad skały.
Rzadko zdarzały się dni kiedy się nudzę. Najczęściej polowałem na robaki, lub bawiłem się z przybranym rodzeństwem, lecz dziś było inaczej.
Królowa nie lubi gdy oddalamy się od żłobka. Nie chce abyśmy przeszkadzali wojownikom w ich pracach. Jednak stawka była zbyt wysoka, aby przestrzegać zasad. Lubiłem przyglądać się wojownikom. Byli tacy ogromni, tacy odważni i silni. Fascynowali mnie. Gdy dorosnę stanę się najsilniejszym wojownikiem z nich wszystkich.
Uniosłem wąsy. Zbliżała się Królowa - Mintleaf z resztą kociąt. Zapewne uczniowie przynieśli już zdobycz. Oblizałem pyszczek, a przez żołądek przeszedł skurcz głodu. Ruszyłem w stronę żłobka, jednak któryś z kociąt mnie zauważył. Błysnęły zielone oczy, po czym - jak się okazało, Owlkit rzuciła się na mnie z pazurami. Wykonałem unik, a kocię wylądowało na czterech łapach obok.
- Wrrr - syknęła. - Było tak blisko.
Uniosłem pyszczek z dumą, zadowolony z udanego odskoku.
- Po prostu trudno ci do mnie dorównać - uśmiechnąłem się z pogardą. Owlkit prychnęła na mnie obrażona.
- Dajesz na solo - oblizała wąsy, kucając w pozycji przyjęcia. Przyległem do ziemi, napinając grzbiet i tylne nogi do skoku. Wprawiłem ogon w lekkie kołysanie.
Wykonałem pierwszy ruch. Rzuciłem się z wyskoku na Owlkit. Kicia wykonała unik, odbijając się zgrabnie tylnymi nogami, lądując na przednich, wykonując obrót zadem by ustawić się w pionie. Straciłem równowagę, jednak mimo tego odbiłem się znowu nie dbając o technikę. Owlkit bez problemu wykonywała uniki, aż w końcu zaatakowała z wyskoku.Byłem bardziej przejęty tym jak ona śmie unikać mych ciosów że nie zauważyłem jej ataku. Poturlaliśmy się razem z górki w dół od żłobka. Odskoczyłem od niej dysząc ciężko. Kicia bez entuzjazmu lizała sobie łapę.
- Pfff, widzisz kiciu? - miauknęła z pogardą. - Kto tu komu nie dorównuje?
Syknąłem, lecz nagle usłyszałem zimny głos nad sobą.
- Jesteś zbyt "do przodu". Musisz bardziej skupić się na technice, młody.
Nade mną stała zastępczyni klanu - Warstripe.
- W-Warstripe.. - miauknąłem niepewnie kuląc się przed jej spojrzeniem. Owlkit pisnęła znacząco.
- Kocięta! - zawołała królowa. Owlkit pobiegła w stronę głosu. Ja odwróciłem się w stronę wojowniczki lecz jej już nie było. Ciarki przeszły mnie wzdłuż kręgosłupa. Zawróciłem w stronę żłobka.
Mintleaf przyniosła dla nas trochę jedzenia ze stosu, upolowanego przez uczniów. Bez ostrzeżenia rzuciłem się na największy kawałek. Owlkit syknęła na mnie. Deerkit widząc, że zajumałem sporo jedzenia chciała podejść, jednak prychnąłem na nią. Kotka wycofała się. Mintleaf zbeształa mnie.
- Mistykit, nie bądź samolubny. Podziel się z resztą.
- Ale to moje! - pyskowałem.
- Nie ty to upolowałeś - uciszyła mnie królowa. Z charakteru byłem kłótliwy i łatwo nie odpuszczałem, lecz było mi trudno przyznać że i tak wszystkiego sam nie pożrę. Prędzej mnie wysadzi.Urwałem połowę myszy, a drugą oddałem reszcie, a konkretnie Immortalkit i Baderkit, którzy podzielili się kąskiem na pół.
Czułem się pełny. Zająłem swój ulubiony kąt, który nawet specjalnie zaznaczyłem. Byłem zmęczony krótkim pojedynkiem z Owlkit. Obok mnie ułożył się Badgerkit. Chociaż nie był taki silny jak ja (mam duże mniemanie o sobie), szanowałem go.
<Ktoś z kociąt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz