— Wcale nie... nie... nie... Zawsze byłeś we śnie. Tam... przychodziłeś. To lepszy kontakt... Zapomniałeś? Chyba, że cię coś blokuje... — Uśmiechnął się na wspomnienie obietnicy Piaskowej Gwiazdy, gdzie mówiła, że Zając już nigdy nie wtargnie mu do głowy, bo ona nad nim czuwała. — Jesteś taki żałosny i słaby, że nie możesz tego sforsować... Wynoś się... Przepadnij. Nie boję się ciebie. Mój anioł mnie ochroni.
Wierzył w to. Ona była znacznie potężniejsza od białego.
— Twój anioł? — prychnęła. — Czy na żywo nie jestem straszniejszy? Niszczenie cię psychicznie to jedno, ale gdy mogę zadać ci fizyczną krzywdę, jestem jeszcze bardziej usatysfakcjonowany. Chociaż, jedno się niekiedy łączy z drugim, prawda? — zaśmiała się serdecznie.
Te słowa wzbudziły w nim pewien niepokój. Chciał... Nie, to niemożliwe. Przecież nic już nie miał, co mogłoby mu się przydać. Żadnych informacji. Po co więc pragnął dalej go torturować? Chociaż we snach robił to bez powodu. Czyżby zapragnął zemsty? Ale za co? Za to, że nazwał córkę jego imieniem?! Nie... Coś mu tu nie grało. Nadal jednak nie potrafił odnaleźć tej myśli, która ciągle mu uciekała, gdy rozmawiał z duchem. A może chodziło mu o to, co mu kiedyś powiedział? Że miał cieszyć jego oko do końca swoich dni? Myśl, że jakiś byt przyczepił się do niego, bo uznawał go za swoją własność, była przerażająca.
— Nie masz celu... by mnie dalej dręczyć. Dostałeś to co chciałeś. Umarłeś. Daj mi już spokój! Nie jestem ostatnim nocniakiem, jak mówiłeś. Masz tu wielu. Wiele więcej. Wybierz sobie innego. Nie chcę być twoim zwierzątkiem, psycholu! — warknął na kocię, zaraz jednak chrząkając, bo aż Tulipanowy Płatek zerknęła w ich stronę. Spiął się cały, chowając pysk w łapach. Zapominał, że nie byli tu sami. Jego dawna uczennica sadystka, mogła wkopać go bardziej u liderów. Już mu udowodniła na ile ją było stać, gdy wmówiła Niezapominajkowej Gwieździe nieprawdę.
Zając przekrzywiła łebek.
— Nikt inny nie jest tak wyjątkowy jak ty. Nikt inny nie będzie w stanie zafundować mi tej samej rozrywki — mruknęła z uśmiechem.
Zadrżał, powstrzymując szloch. Czyli jednak. Tak jak się spodziewał. Co miał teraz zrobić? Jak mógł uwolnić się spod jego wpływu? A najważniejsze było; jak zablokować umysł córki, by ten drań przez nią nie przemawiał?
— Nie jestem wyjątkowy. Gdyby było to prawdą, nie namawiałbyś mojej córki bym zginął. — szepnął.
Jego racjonalna część powoli zaczęła ponownie mieć wątpliwości co do tego, co prezentował sobą Zajęcza Gwiazda. Mimo, że brzmiał podobnie, nie był tym samym kocurem, którego zapamiętał. Bardzo dużo kosztowało go, by spojrzeć na swoją córkę, odsuwając swoje szaleństwo na drugi plan. W jego głowie wykreował się pomysł, który być może, pozwoliłby mu w końcu odróżnić majaki od jawy.
— Co mi powiedziałeś od razu po powrocie z miejsca, gdzie był obóz Klanu Nocy? — zapytał niespodziewanie
Mała prychnęła.
— Czyżby pamięć cię zawodziła, moja droga Rybko? — zamruczała. — Sam spróbuj sobie przypomnieć, nie będę podsuwał ci odpowiedzi pod nos. Jesteś w końcu dorosłym i samodzielnym kocurem, prawda?
Spojrzał na nią z przerażeniem, łapiąc głębszy oddech. Tylko spokojnie. To było bardzo do niego podobne, przez co na chwilę zwątpił w swój pomysł.
— T-tak jestem... a-ale... ja wiem co powiedziałeś. Chcę sprawdzić cz-czy ty pamiętasz... — Skulił się nieznacznie.
— Tylko skoro wiesz, po co mam ci mówić? — westchnęła, oddychając z lekka z ulgą. — Twój powód nie ma sensu, próbujesz udowodnić mi, że nie jestem sobą? — parsknęła. — Czyżbyś zdążył już zapomnieć, jaki jestem? To bardzo raniące, wiesz Rybko?
— T-tak. Właśnie to próbuje udowodnić. Ja... ja może zapomniałem, może nie. Chcę wiedzieć tylko czy ty jesteś prawdziwy, czy nie rozmawiam do ściany... Jak było z tym mchem... on... zniknął — podzielił się tym fenomenem z kocięciem. — A byłem pewien, że tam był. Więc... Więc... Proszę, błagam. Powiedz mi to. Ja muszę znać prawdę. Czy ty jesteś kłamstwem czy prawdą...? Miałeś nie sprawiać mi już problemów. Mój anioł cię pokonał. To nie ma sensu... — Pokręcił głową.
Już kompletnie oszalał. Czuł jak jego mózg zamienia się powoli w nic nie rozumiejącą papkę. Czemu go to spotkało? Na co była mu ta podróż na zgromadzenie, na którym jego życie zostało drastycznie zmienione? Wziął głębszy oddech, przymykając na chwilę oczy. Ale musiał przyznać, że rozmowa z wrogiem, bardzo sprawnie odwracała jego uwagę od śmierci syna.
— Twój anioł to jedynie wymyśl twojej głowy. Nie ma go, zwariowałeś w tym temacie. Tak samo z tym mchem. Gdyby tam był, to bym go widział. Inni też by go widzieli. Jaki byłby sens w okłamywaniu ciebie? — westchnęła. — Och Rybko, z każdym słowem posądzasz mnie o coraz bardziej absurdalne kwestie, to mnie naprawdę zaczyna nie tyle co ranić, a i drażnić.
Pokręcił głową. Nie! Piaskowa Gwiazda istniała! Wierzył w to! Nie była jego wymysłem! Wstąpiła w jego ciało i umyła mu futro! To była prawda! Najwidoczniej Zając o tym nie wiedział. Nie zamierzał go uświadamiać. Lepiej niech nie wie, że miał w zaświatach takiego sojusznika. Ale co z tym mchem? Co to było? Jak go nie było? Położył po sobie uszy.
— Ch-chcesz mojej śmierci... T-to jest absurdalne... Przecież... Przecież mi wybaczyłeś, że chciałem cię zabić. Powiedziałeś, że... że... to wszystko... moje winy... weźmiesz na siebie... to twoja wina. Twoja. Nie rozumiem tego... nie rozumiem. Brzmisz jak nie ty... — brnął w to dalej, pragnąc by kociak powiedział "haha, żartowałam. To nie on". Chociaż powoli tracił wiarę w to, że tak się stanie.
<Zając?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz