Od momentu, w którym w progu żłóbka zawitało czekoladowe futro ojca, jej dotychczas dobry humor gwałtownie przepadł. Nie cierpiała Jesionka. Był kopią Zdradzieckiej Rybki, a w dodatku niezwykle wścibskim. Śledził ją, podążając za nią niczym cień, a gdy nadarzała się okazja, leciał do matki skarżyć na nią i stawiać ją w złym świetle. Robił wiele głupiego, a zjedzenie nieświadomie zatrutej ryby okazało się najmądrzejszą rzeczą, jaką zdecydował się kiedykolwiek w swoim krótkim żywocie zrobić.
Świętowała jego śmierć w samotności. Bławatkowy Potok i Lilka płakały za nim, toteż nie mogła pokazać, że jej nie zależało. Musiała zgrywać o wiele bardziej empatyczną niż była w rzeczywistości.
— Ale tato! — pisnęła Zajączek. — Nie możesz ciągle płakać! Życie trwa, a ty powinieneś iść wraz z nim — rzuciła motywacyjnie, choć dobrze wiedziała, że jego byt powinien się już dawno zakończyć.
— Ni-iee umiem. On był ta-aki malutki. Jak ty Za-ajączku. Nie zasłużył na śmierć. — Zasmarkał mech, co spotkało się z pełnym pogardy spojrzeniem vanki. Ledwo co wstrzymała się od głośnego skrytykowania jego słabości. Lilka zrobiła smętną minę, spoglądając to na ojca, to na siostrę, a zaraz po tym obwieścił, że jest zbyt zmęczona tym wszystkim i pójdzie się przespać. Ułożyła się z dala od nich, po raz ostatni wymieniając spojrzenie z Zając. Biaława kotka kochała ją, ale nie rozumiała, dlaczego i ona musiała tak bardzo przywiązać się do tego gówniarza, że teraz ryczała w tęsknocie za nim. Przecież miała zawsze w zastępstwie ją , na co tu ten upierdliwy kurdupel Jesionek?
— I-i-idź też spa-ać - polecił jej znienacka Zdradziecka Rybka, pociągając nosem.
— Nie, muszę cię wspierać, wiesz? — miauknęła z niewinnym uśmiechem. W końcu byli sami i mogła dać większą swobodę własnemu zachowaniu. — W końcu tak przeżywasz tę śmierć i rozłąkę, a przecież wkrótce do niego dołączysz — westchnęła z żalem.
Spojrzał na nią z przerażeniem. Uśmiechnęła się, widząc to. Aż przestał łkać, wbijając w nią zdumiony wzrok.
— J-ja nie chcę umrzeć. — Przełknął ślinę, kręcąc głową. — Nie mogę. Zrobię wszystko by żyć — warknął.
— Ale nie powinieneś — odparła. — Czas zaakceptować swój los i odejść z tego świata.
Zacisnął pysk, z którego wydobył się warkot.
— Nigdy. Nie mogę. Nawet jeśli moje życie ma być pełne cierpienia, nie mogę odejść. Nie teraz, nie dzisiaj... — mamrotał. Wbił pazury w mech, łapiąc głęboki oddech i zamykając oczy.
Vanka prychnęła, uderzając w złości ogonem o ziemię. Uparty głupiec, na nowo odwlekał nieuniknione. Powinna pomóc mu umrzeć, bo sam nigdy nie zrozumie, że to genialny pomysł.
Sądziła, że ten dzień będzie piekielnie nudny, a w dodatku irytujący przez wzgląd na jej ojca. Ten jednak zaskoczył ją, wyrzucając z siebie kolejne słowa.
— Zostaw moją córkę Zając. Zostaw ją. Zostaw... zostaw...
Znowu mu odwalało i zaczynał mylić ją z tym swoim tajemniczym oprawcą z czasów jego pobytu w niewoli. Co prawda liliowa doinformowała się trochę bardziej w temacie wspominanego lidera Burzaków, ale i tak nie była pewna, co mówić, aby doprowadzić czekoladowego do takiego stanu, by posunął się do samobójczych ruchów.
— Nie mogę. Gdybym zostawił ją, straciłbym szansę na kontakt z tobą, prawda? — wymruczała z niskim warkotem, aby lepiej imitować męski głos.
Świętowała jego śmierć w samotności. Bławatkowy Potok i Lilka płakały za nim, toteż nie mogła pokazać, że jej nie zależało. Musiała zgrywać o wiele bardziej empatyczną niż była w rzeczywistości.
— Ale tato! — pisnęła Zajączek. — Nie możesz ciągle płakać! Życie trwa, a ty powinieneś iść wraz z nim — rzuciła motywacyjnie, choć dobrze wiedziała, że jego byt powinien się już dawno zakończyć.
— Ni-iee umiem. On był ta-aki malutki. Jak ty Za-ajączku. Nie zasłużył na śmierć. — Zasmarkał mech, co spotkało się z pełnym pogardy spojrzeniem vanki. Ledwo co wstrzymała się od głośnego skrytykowania jego słabości. Lilka zrobiła smętną minę, spoglądając to na ojca, to na siostrę, a zaraz po tym obwieścił, że jest zbyt zmęczona tym wszystkim i pójdzie się przespać. Ułożyła się z dala od nich, po raz ostatni wymieniając spojrzenie z Zając. Biaława kotka kochała ją, ale nie rozumiała, dlaczego i ona musiała tak bardzo przywiązać się do tego gówniarza, że teraz ryczała w tęsknocie za nim. Przecież miała zawsze w zastępstwie ją , na co tu ten upierdliwy kurdupel Jesionek?
— I-i-idź też spa-ać - polecił jej znienacka Zdradziecka Rybka, pociągając nosem.
— Nie, muszę cię wspierać, wiesz? — miauknęła z niewinnym uśmiechem. W końcu byli sami i mogła dać większą swobodę własnemu zachowaniu. — W końcu tak przeżywasz tę śmierć i rozłąkę, a przecież wkrótce do niego dołączysz — westchnęła z żalem.
Spojrzał na nią z przerażeniem. Uśmiechnęła się, widząc to. Aż przestał łkać, wbijając w nią zdumiony wzrok.
— J-ja nie chcę umrzeć. — Przełknął ślinę, kręcąc głową. — Nie mogę. Zrobię wszystko by żyć — warknął.
— Ale nie powinieneś — odparła. — Czas zaakceptować swój los i odejść z tego świata.
Zacisnął pysk, z którego wydobył się warkot.
— Nigdy. Nie mogę. Nawet jeśli moje życie ma być pełne cierpienia, nie mogę odejść. Nie teraz, nie dzisiaj... — mamrotał. Wbił pazury w mech, łapiąc głęboki oddech i zamykając oczy.
Vanka prychnęła, uderzając w złości ogonem o ziemię. Uparty głupiec, na nowo odwlekał nieuniknione. Powinna pomóc mu umrzeć, bo sam nigdy nie zrozumie, że to genialny pomysł.
Sądziła, że ten dzień będzie piekielnie nudny, a w dodatku irytujący przez wzgląd na jej ojca. Ten jednak zaskoczył ją, wyrzucając z siebie kolejne słowa.
— Zostaw moją córkę Zając. Zostaw ją. Zostaw... zostaw...
Znowu mu odwalało i zaczynał mylić ją z tym swoim tajemniczym oprawcą z czasów jego pobytu w niewoli. Co prawda liliowa doinformowała się trochę bardziej w temacie wspominanego lidera Burzaków, ale i tak nie była pewna, co mówić, aby doprowadzić czekoladowego do takiego stanu, by posunął się do samobójczych ruchów.
— Nie mogę. Gdybym zostawił ją, straciłbym szansę na kontakt z tobą, prawda? — wymruczała z niskim warkotem, aby lepiej imitować męski głos.
<Rybko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz