**Jeszcze przed wyzwoleniem klanu wilka**
– Są dziwne czasy, mój tata. Iglasta Gwiazda nie ma władzy, ale będzie normalnie kiedyś.- Ten terror nie będzie trwał wiecznie, mam nadzieję.- Chcesz, nie wiem, pobawić się? - Skierka zmrużyła oczka. Jej główka parowała od natłoku myśli. Jaki terror? Co znaczy wiecznie? Kto to Iglasta Gwiazda? Jednak przybysz o imieniu Zmierzch zaproponował koteczce zabawę. Nigdy się nie bawiła z innymi kotami. W co miałaby się bawić? I jak odnaleźć się w grze, gdzie trzeba też brać pod uwagę innych? Mimo tych wątpliwości postanowiła spróbować. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Zamachała główką, bo była dość małomówna i wtedy gdy miała możliwość nie używać swoich strun głosowych, nie robiła tego.
- To w co chcesz się bawić? - zapytał starszy od niej kocur. Liliowa w sumie nie wiedziała, w co mogą się bawić. Nagle do jej główki trafił pomysł. Przecież nie raz widziała, jak inne kociaki bawią się ze sobą. Szczególnie z ich zabaw spodobała jej się ta, w której kociaki się chowały, a jeden z nich próbował je wszystkie znaleźć. Poza tym od chowających się kotów nie wymagało się wiele. Miały po prostu siedzieć cicho, co Skierka robiła na co dzień. Nie powinno być trudno. Raczej. Nazywała się... chowanego! Tak to było chowanego. Teraz tylko Skierka musiała odważyć się powiedzieć to kocurkowi, a jak ten nie lubił tej zabawy? Co jak ją wyśmieje? Odmówi? Koteczka wtedy nie mogła sobie nawet wyobrazić swojego upokorzenia.
- Cho-chowaniego? - skuliła się i pisnęła.
- Jasne może być chowanego - czekoladowy uśmiechnął się przyjaźnie. Czyli lubił tę zabawę? Nawet jeśli nie lubił, to tego nie pokazał. Liliowa mogła odetchnąć. - Ja szukam! Jedna mysz... - kocurek odwrócił się tyłem do kotki i zaczął liczyć. Skierka nie myśląc długo, pobiegła szukać swojej genialnej kryjówki, w której nikt jej nie znajdzie...
*
Jej rodzice odeszli. Naraz. Jedno po drugim. Nie mogła pogodzić się z tą myślą. Czemu ona żyje? Dlaczego nie jest razem z rodzicami? Czy oni gdzieś tam są, czy może przestali istnieć? Rozpłynęli się w niebycie... Świat o nich zapomniał. Już na zawsze. O niej też zapomni. Nikt nie będzie pamiętał o cichym kociaku. Nikt nawet nie zapłacze po jej śmierci. Czym jest śmierć? Ona płakała po odejściu mamy i taty, lecz teraz wypłakała już wszystkie łzy. Nie umiała płakać. Umiała tylko bez celu leżeć w kącie kociarni. Czy to jeszcze żałoba? Po takim czasie? Żałoba po Sennym i Leśnym Świcie nie powinna mieć końca. Jak klanowicze tak po prostu pogodzili się z tym? Czemu nie ubolewają nad zmarłymi jak ona? Czy już zapomnieli, ile zrobił jej tatuś dla klanu? Samo to, że był wojownikiem, coś znaczyło, lecz teraz inni członkowie klanu wilka o tym jakby zapomnieli. Czy on nic dla nich nie znaczył? Czy ona jako jego córka coś znaczy? Czy jakikolwiek kot coś znaczy? Inni pewnie tak... Mają bliskie sobie koty, ale ona... Ma tylko brata, który wydawałoby się Skierce, że jej nie rozumie. Nikt jej nie rozumie. Jest i będzie sama na tym świecie. Niestety. Skuliła się i schowała główkę w łapki. Tak bardzo chciałaby mieć kogoś przy sobie, ale nie ma odwagi. Tak bardzo chciałaby się przytulić, ale jednocześnie tak się boi. Musiałaby komuś zaufać, ale jak na razie nie ma takiej osoby w klanie, której ufałaby na tyle, żeby móc się przytulić. Nie chciała być sama. Chciała płakać, ale nie mogła wydobyć z siebie ani jednej łzy. Czuła jak pustka i żal wypełniają jej kocięce ciałko. Czuła się jakby coś, zjadało ją od środka. Ból. Nie fizyczny, z takim by sobie poradziła. Inny ból, bardziej dotkliwy i nie do wyleczenia. Wiedziała, że kiedy ona nie będzie chciała go wyleczyć, nikt tego nie zrobi, bo i nie ma kto? Skierka nie wiedziała do końca czy chce się go pozbyć. On przypominał jej o zmarłych rodzicach. Nie chciała o nich zapomnieć jak inne koty... Nie, ona tego nie zrobi. Nagle jej czarne rozmyślania przerwał czekoladowy kocurek, który aktualnie kierował się w stronę liliowej. Pamiętała jeszcze ich zabawę w chowanego. Wtedy była jeszcze nieświadoma tego, jak kruche jest życie... Spojrzała na Zmierzcha i posłała mu wymuszony uśmiech. Nie zamierzała pokazywać, jak się czuje, w końcu i tak kogo miałoby to obchodzić, skoro nic nie znaczyła. - I jak sę zyje w wolnyn klanie? Polowales jus? - postanowiła od razu dać jakiś temat. Stłumiła myśli, że to właśnie między innymi też zasługa jej rodziców. Przynajmniej ich śmierć nie była na marne.
<Zmierzch? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz