Wpatrywał się w zalany krwią grunt tuż przed nim. Żadne odgłosy z zewnątrz nie docierały do kocura, sprawiając, że ten zwyczajnie był nieobecny Jedynie ciche popiskiwanie kociąt do niego docierało. Nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie zaszło. To... to działo się zbyt szybko... Zacisnął ślepia, czując jak po jego policzkach spływają gorzkie łzy. Miał ochotę wrzeszczeć, rzucić się na ziemię niczym rozbestwiony kociak i pokazać swoje niezadowolenie. Był wściekły na wszystko, na klan gwiazdy, na potwory, które skrzywdziły klan wilka, nawet aktualnie względem klanowiczy i własnego domu żywił prawdziwą nienawiść. Miał szczęście, że przeżył, bez przednich łap nigdy nie będzie w stanie sam o siebie zadbać. Był balastem, skazując tym samym innych na to, by okazywali mu litość.
Słońce goniło za księżycem po niebie sprawiając, że kolejne dni mijały jakby trwały tylko uderzenie serca. Mała Łapa nadal nie potrafił się odnaleźć, z czystym obrzydzeniem wpatrywał się w burzaki. Miał ochotę zabić każdego, jeden po drugim. Cholerne kanalie.
— Zasnąłeś czy nie? — warknęła rozgniewana Wężowy Wrzask. Uczeń potrząsnął głową, powracając do mozolnego wymieniania mchu świeżo upieczonej królowej. Był zły na Modrzewiową Korę, że nie kontynuują treningu, co prawda widział w jak kiepskim stanie jest kocur, jednak nadal bardzo chciał zostać już wojownikiem — No ja nie wiem co za cieloka mój dziadek mianował uczniem wojownika. Marnujesz tylko potencjał modrzewia! Nawet mchu wymienić nie potrafisz! — furczała kocica, wstając z posłania i bijąc ogonem o ziemię — Patrzyłeś ty kiedyś na siebie? NIGDY nie zostaniesz wojownikiem! — warknęła, strosząc futro.
Mała Łapa spuścił łeb. Miał świadomość, że czasem humorki ciążowe mogły dać jej się we znaki ale… to bolało. Pociągnął nosem, czując jak łzy spływają mu po policzkach. Najgorsze było to, że dotarło do niego jak bardzo szylkretowa królowa miała rację. Nigdy nie zostanie wojownikiem takim jak inni, nie ważne jakby się starał, oni trzymali go tu tylko z litości. Przełknął gorzkie łzy, czym prędzej opuszczając żłobek. Podświadomie szukał Śnieżnej Łapy, pragnąc czym prędzej wtulić się w jej miękkie, trójkolorowe futerko. Oddychał ciężko, nie potrafiąc zrozumieć dlaczego tak bardzo się denerwuje. Odetchnął głęboko, czując suchość w gardle.
— Maluszku? Wszystko dobrze? — zmęczony głos Wróblowego Serca dotarł do niego z opóźnieniem. Drgnął, odwracając się w stronę brata. Nadal był na niego zły, nadal nie chciał za bardzo z nim rozmawiać. I to wszystko dlatego, że ten bury idiota ryzykował swoje życie.
— Pomyślałeś ty kiedyś o nas? — miauknął z wyrzutem, ignorując jakąkolwiek grzeczność. Zmarszczył brwi, wlepiając czekoladowe ślepia w brata — Czy znowu próbowałeś być jak ojciec? — był zły, zwyczajnie zły. Dlaczego Wróbel tyle ryzykował? Mógł zginąć, mógł ich zostawić! — Tata też się bawił w bohatera i co? I nie żyje! W ogóle po co on nas robił, co? Kawka to kawka a ja NIGDY NIE BĘDĘ WOJOWNIKIEM! — wyrzucił z siebie to, co leżało mu na sercu — Nie mam już ojca, nigdy go nie poznałem i co? Mam zaraz iść nad grób brata bo ten chciał znowu być dobry dla wszystkich? — parsknął urywanym śmiechem, czując jak ponownie zbiera mu się na płacz — Ojciec też chciał być dobry, t-też robił w-wszystko dla innych. I co mu przyszło p-po tym? N-nienawiść, ś-śmierć, z-zostawił r-rodzinę. P-przestań myśleć o i-innych i b-bawić się w tego, k-który inn-nych o-ocali — poruszył się niespokojnie czując szturchnięcie w bok, uspokoił się z lekka widząc Śnieżkę, która zmartwiona otarła się o jego policzek. Z lekka już spokojniejszy zwrócił się ku starszemu bratu.
< Wurbel? >
Oj brat brat ;-;
OdpowiedzUsuńGłupek zwyczajnie nie rozumie ;-;
Usuń